MENU

Na igrzyskach w Rio de Janeiro w 2016 r. w pojedynku o miejsce na podium pokonał pan Grzegorza Plutę, mistrza paraolimpijskiego – a prywatnie przyszłego teścia!

To była dla nas, nie ukrywam, trochę stresująca sytuacja. Wiedzieliśmy, że jesteśmy w ścisłej czołówce i możemy na siebie trafić. Liczyliśmy po cichu, że tak się nie stanie. Jednak drabinka tak się ułożyła, że i Grzegorz, i ja przegraliśmy swoje walki i musieliśmy rywalizować o brąz. Była pełna mobilizacja. Znamy się jak łyse konie, ale to nie zmieniło mojego nastawienia, że tę walkę muszę wygrać, jak każdą inną. W takim momencie zapomina się o rodzinnych koligacjach. To igrzyska – każdy walczy dla siebie. Podszedłem do tego profesjonalnie. Udało się i mogłem się cieszyć brązowym medalem.

Pańska żona, a wtedy jeszcze narzeczona, musiała być rozdarta: kibicować tacie czy narzeczonemu.

Była już przyzwyczajona do naszych walk. Przed igrzyskami często spotykaliśmy się z Grzegorzem w pucharach i czułem, że na olimpiadzie może być podobnie. Żona pewnie ma problem, za kogo trzymać kciuki, ale musi sobie jakoś z tym radzić. Zamyka oczy i sprawdza wynik. Też jest trenerką szermierki, pracuje z dziećmi. Poznaliśmy się w Centralnym Ośrodku Sportu w Wiśle, na obozie treningowym przed igrzyskami w Londynie w 2012 r.

 

Grzegorz Pluta (z prawej) i Adrian Castro w finale szabli kat. B Pucharu Świata o Szablę Kilińskiego w szermierce na wózkach.
Grzegorz Pluta (z prawej) i Adrian Castro w finale szabli kat. B Pucharu Świata o Szablę Kilińskiego w szermierce na wózkach.
FOT. LESZEK SZYMAŃSKI / PAP

 

Adrian Castro

Urodzony 4 czerwca 1990 r. w Częstochowie. Polski szermierz-szablista poruszający się na wózku inwalidzkim. Występuje w kategorii B. Srebrny (Tokio) i brązowy (Rio de Janeiro 2016) medalista igrzysk paraolimpijskich w szabli.

W 2004. uległ poważnemu wypadkowi na motocyklu, wskutek czego doznał złamania kręgosłupa na poziomie Th6–Th8 z poprzecznym uszkodzeniem rdzenia kręgowego.

Do szermierki trafił przez przypadek. Gdy był na obozie aktywnej rehabilitacji, uczestniczył w pokazie szermierczym w wykonaniu Integracyjnego Klubu Sportowego AWF Warszawa. Spróbował wówczas swoich sił na planszy i szermierka spodobała mu się na tyle, że postanowił podjąć regularne treningi.

W 2012 r. w Londynie zadebiutował w igrzyskach paraolimpijskich, zajmując 11. miejsce w rywalizacji szablistów na wózkach inwalidzkich. W 2016 r. w Rio de Janeiro w pojedynku o brązowy medal pokonał rodaka – Grzegorza Plutę, który później został jego teściem. Na następnych igrzyskach paraolimpijskich, w Tokio stanął na drugim stopniu podium. Wkrótce po tym ostatnim sukcesie odznaczono go Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

Adrian Castro dwukrotnie zdobył tytuł mistrza świata – w latach 2015 i 2019. Ma w dorobku również dwa brązowe krążki światowego czempionatu – z lat 2013 i 2019. Wywalczył też trzy medale mistrzostw Europy: srebrny w 2018 r. oraz złoty indywidualnie i srebrny drużynowo w 2014 r. Czterokrotnie wygrywał klasyfikację generalną Pucharu Świata – w latach 2014, 2015, 2017 i 2020.

 

Osiem lat wcześniej uległ pan wypadkowi na motocyklu i złamał kręgosłup. Niełatwo po czymś takim wrócić do normalnego życia – a co dopiero odnosić sportowe sukcesy!

Trudno mi było się pozbierać. Zawsze byłem aktywny sportowo, kochałem ruch, całymi dniami grałem w piłkę, jeździłem na rowerze. Wypadek przykuł mnie do wózka. Był 1 lipca, początek wakacji między pierwszą a drugą klasą gimnazjum. Motor należał do kolegi. Zdarzało się nam wcześniej jeździć u niego po polach, w ten sposób fajnie spędzaliśmy wolny czas. Zabrakło osoby, która powiedziałaby:  "Nie róbcie tego, bo może zdarzyć się coś złego”. Choć nie wiem, czy to by wtedy pomogło, bo kiedy człowiek ma 14 lat, nie zastanawia się, czy to bezpieczne, czy nie. Przyszedł dzień, że nasza przejażdżka skończyła się tragicznie. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Spędziłem bardzo dużo czasu w szpitalu. Po powrocie z ośrodków rehabilitacyjnych byłem innym człowiekiem. W pierwszej kolejności chciałem skończyć szkołę. Miałem problem, żeby wszystko nadrobić i zaliczyć rok, ale się udało. A później to już po prostu liczyłem, że jakoś to będzie. Nie miałem planu na życie.

Na szczęście pojawiła się szermierka. 

Dała mi nowe cele. Dzięki niej zacząłem studiować w Warszawie. Poznałem fantastycznych ludzi i to oni kierowali mnie tak, że dziś jestem w miejscu, w którym jestem. Pierwszy raz spotkałem się z tą dyscypliną na obozie aktywnej rehabilitacji. Osoby świeżo po złamaniach kręgosłupa uczą się na takich obozach nowego życia. Przyjechał tam z pokazem Integracyjny Klub Sportowy, w którym obecnie trenuję. To niesamowita historia, bo taki pokaz organizowali wtedy po raz pierwszy i ostatni. Przywieźli sprzęt, platformy, zawodnicy poprzebierali się w te ciuchy i zaprezentowali walkę. Mówię: „Kurczę, czemu by nie spróbować?”. Na początku moja walka miała mało wspólnego z poprawną techniką. Ale spodobało mi się, że jest przeciwnik, jest broń, cały ten sprzęt. Postanowiłem, że pojadę na trening do Warszawy.

I zaskoczył pana widok radosnych, uśmiechniętych ludzi.

Pierwsze wejście na salę szermierczą zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Sam nie wiem, czego się spodziewałem, ale nie tego, że wszyscy będą tacy pogodni, pozytywnie nastawieni, pomocni. Zobaczyłem mnóstwo osób po złamaniach kręgosłupa, amputacjach kończyn, chorych od urodzenia. Łączyły ich zadowolenie i fascynacja szermierką. Kiedy poczułem tę atmosferę, też chciałem wejść w to środowisko, trenować z tymi ludźmi i chłonąć od nich wiedzę. Wózek jest wózkiem, lecz najważniejsze pozostaje to, co mamy w głowie. Nie wolno się załamywać. Trzeba wyjść z domu, realizować się, dalej robić to, co kochamy.

Od razu wszystko przychodziło panu z łatwością? Był pan naturalnym talentem? 

Trenerzy widzieli we mnie potencjał, czułem ich zainteresowanie, ale ja sam miałem niejedną chwilę zwątpienia. Szermierka wymaga wielu lat treningów i stałego szlifowania techniki, jeśli chce się wejść na poziom światowy. Od zawsze fascynowałem się sportem. Sądziłem, że łatwo mi pójdzie, z miejsca podłapię, o co chodzi, i na pierwszym treningu wszystko wygram. A tu zaskoczenie. Wróciłem do akademika, w którym wtedy mieszkałem, cały poobijany. Mimo że mamy ubrania chroniące przed poważniejszymi urazami, to kiedy człowiek nie wie, jak się bronić, może nałapać siniaków. Nie chciałem, żeby przeciwnicy mi odpuszczali, nawet na początku. Wiadomo, że to trening, ale zależało mi, żeby warunki jak najbardziej przypominały prawdziwą walkę.

Mimo trudnych początków nie zniechęcił się pan. 

Bardzo lubię rywalizację. Nie ma znaczenia, czy gram w chińczyka, na konsoli z kolegą, czy rywalizuję w sporcie – zawsze idę na maksa, daję z siebie wszystko, chcę wygrać. To mi pomogło w szermierce. Nawet gdy początkowo przegrywałem, to z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień widziałem poprawę. To sprawiało, że coraz bardziej chciało mi się trenować. Atmosfera w klubie była super. Ci ludzie ciągnęli mnie za sobą, żeby podnosić swój poziom. Dla nich to już był profesjonalny sport, dla mnie jeszcze hobby, forma miłego spędzania czasu. Jednak kiedy zobaczyłem, że to ma sens, szermierka stała się moim sposobem na życie, czymś, co chciałem robić profesjonalnie.

 

Adrian Castro (z lewej) i Jakub Łęczycki podczas treningu w Integracyjnym Klubie Sportowym AWF Warszawa, 16 lutego 2011 r.
Adrian Castro (z lewej) i Jakub Łęczycki podczas treningu w Integracyjnym Klubie Sportowy AWF Warszawa, 16 lutego 2011 r.
FOT. ADAM KOZAK / AGENCJA WYBORCZA.PL

 

To było pana pierwsze spotkanie z szermierką? A może już w dzieciństwie bawił się pan w muszkieterów albo w Kmicica? Walczył pan na podwórku na patyki?

(śmiech) Nie, nie, w każdym razie nie przypominam sobie takich zabaw. Mam za to zdjęcie z jakiegoś szkolnego balu, na którym jestem przebrany za Zorro. Wiadomo, że jak każdy młody chłopak byłem zafascynowany filmowymi walkami, mieczami, szablami – ale raczej nie bawiłem się w ten sposób.

Może jest pan z pokolenia, które od Sienkiewicza woli miecze świetlne i Gwiezdne wojny.

Niekoniecznie, łapię się na obie trylogie.

Szermierka to sport szczególny dla Polaków, wiąże się z tradycjami literackimi i historycznymi. Podczas bitwy od umiejętności szermierczych zależało, czy się przeżyje. Za pomocą szpady rozstrzygano honorowo spory. Sportowy pojedynek zachował tego ducha walki na śmierć i życie?

Jak najbardziej! Między innymi dlatego właśnie zainteresowałem się szermierką, że to sport walki. A przy tym niezwykle elegancki. Od pierwszych lekcji zawodnikowi wpaja się pewne zasady. Przywitanie z przeciwnikiem i z sędzią, a na końcu pożegnanie to nieodzowne elementy tej dyscypliny. Powiem więcej: w oficjalnych zasadach jest przepis mówiący o tym, że jeżeli takiego przywitania i pożegnania zabraknie, można dostać czarną kartkę, czyli wykluczenie z zawodów. Kładzie się duży nacisk na okazywanie szeroko pojętej kultury sportowej. Niekorzystny wynik spotkania nie może sprawić, że się obrażamy. Przegrywać należy z godnością.

Poza techniką w szermierce istotne są sparingi. Pan trenuje również z pełnosprawnymi zawodnikami.

Nie możemy cały czas kisić się we własnym sosie. Trzeba urozmaicać trening. Dlatego bardzo się cieszę, gdy mam nowego sparingpartnera. Każdy walczy inaczej, ma swój styl, od każdego można nauczyć się czegoś cennego. Szermierze pełnosprawni jeżdżą z nami na zgrupowania, siadają na wózki. Czuć integrację, nawiązują się między nami przyjacielskie relacje. Dla nich to też fajny element treningu, coś nowego i ciekawego. Zwykła szermierka różni się od szermierki na wózkach tym, że my całą pracę nóg wykonujemy tułowiem. Ruch ręki jest dokładnie taki sam. Chodzącym zawodnikom zajmuje trochę czasu, zanim osiągną poziom pozwalający na równą walkę. Nie mogą wstawać, uciekać, podnosić się, muszą angażować tułów. Jesteśmy w krytycznej odległości, która wymusza ciągłą koncentrację i skupienie. Na nogach chwilę trwa, zanim zawodnicy zbliżą się do siebie. Tutaj wystarczy sekunda i możemy być w zwarciu.

 

Adrian Castro na igrzyskach paraolimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 r. Polak zdobył brązowy medal.
Adrian Castro na igrzyskach paraolimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 r. Polak zdobył brązowy medal.
FOT. ADAM NURKIEWICZ / FORUM

 

Faktycznie, te pojedynki są bardzo dynamiczne: wypady do przodu podczas ataku, uniki, cofnięcia w obronie. Niektórzy zawodnicy układają się wtedy niemal poziomo. 

Szermierka to takie szybkie szachy, tylko trzeba się wyginać jak wycieraczki w samochodzie. Ważne są technika, refleks, dynamika. No i ruchy tułowia, bez tego trudno wygrać walkę. Sama ręka nie wystarczy. Trzeba wszystko skoordynować, mieć pomysł na akcje przed komendą „naprzód”. Przynajmniej w szabli, którą trenuję. Polubiłem ją, bo jest najszybsza. Obowiązuje w niej konwencja: prawo trafienia ma ten zawodnik, który jako pierwszy zacznie natarcie. Sędzia decyduje, komu przyznać punkt. To mi pasuje, bo sprawia, że walka jest ciekawsza. Można pokombinować z taktyką, trochę się pobawić z przeciwnikiem.

Głowa też pracuje.

Trzeba być czujnym, kalkulować, liczyć, planować. Podpuszczam przeciwnika, żeby walczył tak, jak ja chcę: zaatakował mnie tu, a nie gdzie indziej, zareagował zasłoną. Już na podstawie samego ułożenia jego ręki czy tułowia mogę planować swoje ruchy. Analizuję, jakie akcje mają szanse powodzenia, które będą skuteczne, a które nie. Liczę w głowie, co dawało mi punkty wcześniej, przypominam sobie historię moich walk z tym zawodnikiem. Potrzeba tutaj dużo sportowego sprytu.

Ryszard Parulski, nasz najwszechstronniejszy szermierz, na mistrzostwach świata w Gdańsku w 1963 r. w decydującym pojedynku przegrywał 0:4. W ciągu dwóch minut zadał pięć trafień i zdobył złoto dla polskiej ekipy.

Tutaj wszystko może się zdarzyć. Chwila zawahania – i po walce. Pojedynki do pięciu trafień bywają nieprzewidywalne i zaskakujące. Walkę do piętnastu trafień można już sobie trochę bardziej ułożyć, jest więcej czasu na analizę i wyciągnięcie wniosków. Ale losy pojedynku mogą się odwrócić w ułamku sekundy. Jeśli ktoś zadał cztery trafienia z rzędu, to dlaczego teraz ten drugi nie może zadać czterech trafień?

Szczęście również ma znaczenie, bo przecież pomyłki sędziowskie się zdarzają. 

Tak, szczególnie w broniach konwencjonalnych, bo tutaj sędzia decyduje o tym, komu przyznać punkt. To są tak szybkie wymiany, że może czegoś nie zauważyć albo wydaje mu się, że było inaczej – czasem trudno ocenić, czy był to chwyt klingi, czy zasłona. W fazie pucharowej sędzia, gdy nie jest pewien swojej oceny albo na prośbę zawodnika, może podejść do monitora i – podobnie jak w piłce nożnej – obejrzeć akcję w zwolnionym tempie. Ale w fazie grupowej czy w pierwszych pucharach tego nie ma, więc pomyłki zdarzają się dość często.

 

Adrian Castro (z prawej) w ćwierćfinałowej walce z Chińczykiem Yanke Fengiem podczas igrzysk paraolimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 r.
Adrian Castro (z prawej) w ćwierćfinałowej walce z Chińczykiem Yanke Fengiem podczas igrzysk paraolimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 r.
FOT. ADAM NURKIEWICZ / FORUM

 

Dawniej nie było zaawansowanej technologii, elektroniki. Jerzy Pawłowski, szablista wszech czasów, przegrał w Helsinkach walkę o wejście do finału szabli. Zadał trafienie, którego sędzia nie policzył. Bywało też tak, że otrzymywał niezasłużony punkt. Jak twierdził – zawsze się wtedy przyznawał.

To ciężki temat. Wychodzę z założenia, że czasem dobrze się przyznać i liczyć na to, że sędzia się nie pomyli, jeśli trafienie będzie dla nas. Ale nieraz podnosiłem palec, żeby policzyć trafienie przeciwnikowi, a on w analogicznej sytuacji tego nie robił. Nie walczę tylko dla siebie. Cały sztab ludzi oczekuje ode mnie wyników: kibice, klub, trener. Jeśli przeciwnik się nie przyznaje, to dlaczego ja mam odpuszczać trafienia w trudnych momentach? Zawodnicy z Włoch znani są ze swojego aktorstwa: gdy sytuacja jest oczywista, podnoszą palec, a kiedy sędzia może podyktować wszystko, próbują wymuszać decyzję okrzykami radości. Przypuszczam, że dawniej, gdy walczono bez elektroniki, to aktorstwo było jeszcze większe.

W Tokio był pan blisko zdobycia złotego medalu. Jak wyglądał finałowy pojedynek?

Turniej bardzo dobrze się dla mnie ułożył. Wygrałem wszystkie pojedynki w grupach. Również z Chińczykiem, z którym później przegrałem w finale. Czułem tego dnia moc, z walki na walkę coraz lepiej mi się walczyło. Ale przeciwnik był w fenomenalnej dyspozycji. W pucharach starcia z nim nie były aż tak ciężkie, dlatego mnie zaskoczył. Z powodu koronawirusa przez półtora roku nie rozgrywano zawodów międzynarodowych. Nie było łatwo coś przewidywać, układać plan walki, wszystko działo się na bieżąco. Popełniłem kilka trudnych do nadrobienia błędów. Raz ja prowadziłem, raz on, znów ja, on, lecz w pewnym momencie mi odskoczył. W pierwszej połowie pojedynku zawalczył agresywnie, wszystkie jego akcje były ofensywne. W drugiej na odwrót: uciekał tułowiem, nie mogłem go dosięgnąć. To dynamiczny zawodnik, gibki i szybki w natarciu i odejściu. Walka okazała się trudna i szalenie męcząca. Ale wyciągnąłem wnioski i już nie mogę się doczekać, kiedy spotkam go w jakimś turnieju międzynarodowym. 

Odbije pan sobie?

Taki jest plan. Zobaczymy, jak będzie.

To, że zawodnik był leworęczny, stanowiło duże utrudnienie?

W pewnym sensie tak. Konieczna jest inna technika, akcje trzeba wykonywać w lustrzanym odbiciu, moment ostatniego trafienia, wykończenia akcji, wygląda inaczej. Wolę walczyć z zawodnikami praworęcznymi, bo z takimi najczęściej się mierzę. Ale na treningach mam też sparingpartnerów leworęcznych – po to właśnie, by uniknąć sytuacji, że na zawodach mnie to zaskakuje i nie wiem, co robić. Mieliśmy świadomość, że ten zawodnik startuje, przygotowywaliśmy się na to, więc to nie jest żadna wymówka.

Ostatecznie był pan zadowolony z wyniku?

Przez chwilę czułem lekki niedosyt, szczególnie kiedy przeciwnik zadał 15. trafienie i wiedziałem, że to już koniec. Później była jednak radość. Medal to medal. 

Poprawiłem wynik z Rio, cel został zrealizowany. Kolejny – to igrzyska w Paryżu. Cały czas mam coś do zdobycia, więc motywacja pozostaje na najwyższym poziomie.

W 2021 r. w Tokio Polska nie miała męskiej reprezentacji w szermierce. Na szczęście pan uratował honor naszych szablistów.

To nie są złote lata polskiej szermierki, dlatego każdy medal jest cenny. I w Tokio, i w Rio moje indywidualne medale były jedynymi, jakie zdobywaliśmy. To ważne, by przywozić krążki z takich imprez, bo gdy ich nie ma, cierpi cała dyscyplina. Zmniejsza się finansowanie, a bez niego trudno trenować.

A przecież dawniej byliśmy potęgą! Pawłowski, Parulski, Franke, Skrudlik, Woyda… Nie było mocnych na polskich szermierzy.

Wolałbym mówić o szermierce na wózkach, bo na tym znam się lepiej. Tutaj problem to brak nowych zawodników. Nie jest tak, że tłumy garną się do tego sportu. Niełatwo zwerbować nowe osoby, które by się przykładały, postawiły wszystko na jedną kartę. Nie ma z czego wybierać, więc trudno coś wartościowego wyrzeźbić. Konkurencja na świecie jest coraz większa. Nawet jeśli zawodnik jedzie na międzynarodowe zawody, to idzie mu słabo i nie chce dłużej trenować. Do tego dochodzą inne aspekty: liczba obozów, sparingpartnerów, zaangażowanie trenerów, urozmaicanie treningów, zgrupowania zagraniczne. Cały system szkolenia ma ogromne znaczenie. Mam jednak nadzieję, że w Paryżu będzie lepiej i tych medali będzie więcej niż jeden.

W latach 60. i 70. szermierka na wózkach w Polsce praktycznie nie istniała. Nie było znanych paraolimpijczyków, nie istniało coś takiego jak ich marka.

U nas wszyscy uważali, że sport paraolimpijski to forma rehabilitacji, i tak też traktowano zawodników. Ich rywalizacji na igrzyskach nie postrzegano jako zmagań, które miały dostarczać sportowych emocji. Z biegiem czasu to się zmieniło. Dużą rolę odegrała tutaj telewizja, bo zaczęła pokazywać nasze zawody. Te różnice się zacierają i widać to na każdym kroku. Zrobił się z tego sport pełną gębą, zawodnicy chcą zdobywać wyniki za wszelką cenę. Paraigrzyska biorą ze sportu to, co najlepsze, ale i to, co najgorsze. Pojawiają się choćby awantury dopingowe.

Egon Franke pracował codziennie po osiem godzin w Hucie Gliwice. Na siódmą rano szedł do pracy, a późnym wieczorem miał trening. Ryszard Parulski był prawnikiem, Janusz Różycki – asystentem na Akademii Sztuk Pięknych. Pan też łączy sport z pracą w agencji reklamowej, a wcześniej – z nauką. 

Z tymi studiami w Warszawskiej Wyższej Szkole Informatyki ciężko mi szło. Studiowałem zaocznie, więc weekendy miałem zajęte. Musiałem trenować w tygodniu, ale wtedy z kolei pracowałem. To był dla mnie trudny okres. Wiedziałem, że jeśli będę robił wszystko naraz, mogę niczego nie osiągnąć, dlatego chciałem jak najszybciej zakończyć studia i skupić się na sporcie. Pracy nie mogłem zostawić, ale akurat pracodawca rozumie mój tryb życia i pozwala mi układać grafik pod treningi. Głowę mam spokojną, wiem, że obie rzeczy robię na 100% i żadna nie cierpi.

 

Adrian Castro (z prawej) w finałowym pojedynku z Chińczykiem Yanke Fengiem podczas igrzysk paraolimpijskich w Tokio.
Adrian Castro (z prawej) w finałowym pojedynku z Chińczykiem Yanke Fengiem podczas igrzysk paraolimpijskich w Tokio.
FOT. MARKO DJURICA / REUTERS/ FORUM

 

W świecie antycznym na czas igrzysk przerywano wojny. Dziś nie jesteśmy aż tak szlachetni. Ostro krytykowano Międzynarodowy Komitet Paraolimpijski za dopuszczenie do igrzysk w Pekinie sportowców z krajów biorących udział w wojnie z Ukrainą.

Bolało mnie, że zimowe igrzyska odbyły się w takiej atmosferze. Rosjanie i Białorusini mieli początkowo startować pod neutralną flagą, bez symboli narodowych. Byli obecni w wiosce olimpijskiej. Śpiewali, demonstrowali poparcie dla swojego przywódcy. To słabe, kiedy cały świat pokazuje im, jak jest naprawdę, a oni mają swoją wizję i klapki na oczach. Dzień przed startem sportowych zmagań Komitet zmienił jednak decyzję i wykluczył ich z olimpiady.

Wybuchł skandal, bo zaczęli grozić Ukraińcom, że jadą bombardować ich domy. Rosjanie są karmieni propagandą, ale w przypadku sportowców taka postawa jest niewybaczalna.

To pokazuje, jak wielkie oddziaływanie może mieć jedna osoba. Sportowcy mają większą świadomość, to na pewno, ale są zastraszeni. Zdają sobie sprawę, że ich kariery mogą się szybko skończyć: urwą się wyjazdy, finansowanie. Wiedzą, co się dzieje wokół nich, lecz wolą nie zajmować stanowiska.

Gorzej odbieram tych, którzy obnoszą się ze swoim poparciem dla wojennych działań Putina. To dla mnie niezrozumiałe i godne potępienia. Dopóki wojna trwa, rozsądnie byłoby wykluczyć rosyjskich sportowców z zawodów. Jeśli chcemy, żeby wojna się skończyła, to presja musi oddziaływać na wszystkie dziedziny życia w Rosji.

Angażuje się pan w pomoc Ukrainie. Na Facebooku zachęca pan do wsparcia zbiórki na rzecz ukraińskich dzieci, z którymi zajęcia prowadzi pański kolega, złoty medalista paraolimpijski.

Mam wielu znajomych sportowców z Ukrainy, m.in. Andriya Demchuka, który przyjechał do Polski z całą rodziną. Chciał coś robić, a nie tylko czekać na rozwiązanie sytuacji w kraju. Postanowił trenować dzieci z Ukrainy, uczyć je szermierki. To bardzo fajna inicjatywa. Zresztą takich działań pomocowych jest mnóstwo. Organizowaliśmy np. turnieje integracyjne między Polską a Ukrainą. Ważne, żeby ci ludzie czuli wsparcie, wiedzieli, że mogą na nas liczyć i realizować się w tym, co robili do tej pory.

Szermierka była kiedyś bardzo urazową dyscypliną. Florety często się łamały. Franke został ranny w oko. Podobna sytuacja zakończyła karierę Różyckiego – złamana klinga przebiła go na wylot.

Dziś sprzęt szermierczy jest w zasadzie niezawodny. Zabezpieczenia są coraz lepsze. Wystarczy spojrzeć na strój szermierza. Pierwsza warstwa to plastron wykonany z kosmicznego materiału, którego nic nie jest w stanie przebić. Dalej mamy białą bluzę i spodnie szermiercze. Później dochodzi warstwa elektroniczna, czyli kamizelka rejestrująca trafienia. Maska zabezpiecza twarz. Taki strój sprawia, że nie ma sytuacji groźnych dla życia. Siniaki, kontuzje – to inna sprawa. Ich nie da się uniknąć.

Broń też już się dziś nie łamie?

To akurat się zdarza. Rzadziej niż kiedyś, bo klingi są inaczej hartowane, mają coraz bardziej rygorystyczne atesty, jednak się zdarza. Tyle tylko, że nawet jeśli klinga się złamie, to w taki sposób, że nie ma zadziorów, nie jest ostra i nie da się nią zranić zawodnika.

 

Adrian Castro (pierwszy z lewej) ze srebrnym medalem igrzysk paraolimpijskich w Tokio.
Adrian Castro (pierwszy z lewej) ze srebrnym medalem igrzysk paraolimpijskich w Tokio.
FOT. MARKO DJURICA / REUTERS/ FORUM

 

Każdy sport wyczynowy powoduje przeciążenia dla organizmu. Szermierka sprawia, że szybciej wyrabiają się stawy, mięśnie, ścięgna. Wielu sportowców nie potrafi zatrzymać się w porę. Panu będzie brakować tej adrenaliny?

Liczę się z tym, że w pewnym momencie ciało powie dość, a głowa dalej będzie chciała trenować, startować, a przede wszystkim wygrywać. Na razie staram się o tym nie myśleć, ale wiem, że muszę coraz bardziej dbać o swój organizm. Staram się urozmaicać trening tak, by był on ogólnorozwojowy, nie opierać go jedynie na walkach, w czasie których jest nacisk na te same mięśnie, stawy. W szermierce pewne ruchy powiela się non stop, dlatego ważna jest praca z fizjoterapeutą – chodzi o to, by niwelować nierównomierne obciążenia, różnice między prawą a lewą ręką.

Przed igrzyskami w Tokio bardzo dużo trenowałem. Pojechałem na turniej, wiedząc, że mój nadgarstek jest na granicy kontuzji. Konkurs indywidualny udało mi się przejść bez większych problemów, na adrenalinie. Ale już na turnieju drużynowym, gdzie musiałem wystartować we florecie, czułem, że ręka odmawia mi posłuszeństwa. Po powrocie z igrzysk trudno mi było funkcjonować. Samo jeżdżenie na wózku obciąża ręce. Nadgarstek bolał niesłychanie, musiałem odpocząć i się zregenerować. Na szczęście teraz wszystko jest dobrze.

Prowadzi pan zajęcia z dziećmi i ma pan z nimi naprawdę dobry kontakt. Czy widzi się pan w roli trenera?

Na razie skupiam się na swoim treningu, mam cele, które chciałbym zrealizować. Wolę się nie deklarować. Jednak kto wie? Być może pójdę tą drogą. Chciałbym swoją wiedzę i doświadczenie przekazać dalej, zarażać pasją innych. Jeżdżę po szkołach z pokazami, mówię o zagrożeniach, bezpieczeństwie, empatii. Lubię pracować z dziećmi, bo są bezpośrednie, szybko chłoną wiedzę i nie mają zahamowań. Problem jest taki, że one nie uprawiają sportu na co dzień. Brakuje im chęci pełnego zaangażowania się w treningi. Świat się zmienia, mają komputer, telefon, na tym się skupiają. Zapominamy, jak istotne jest wychowanie fizyczne. Trzeba dbać o organizm. Po to są zajęcia sportowe, by dzieci na nie posyłać. Bez różnicy, czy to szermierka, czy inny rodzaj sportu – byleby się systematycznie ruszały.

Może to kwestia tego, o czym mówił Witold Woyda: twierdził, że na początku szermierka może być nudna. Dopiero jak się z nią człowiek zaznajomi, okazuje się niezmiernie ciekawa.

Mam wrażenie, że przy pierwszym spotkaniu szermierka jest ciekawa. Gorzej jest w połowie tej zabawy, kiedy zawodnik zrozumie, ile mu brakuje i czego jeszcze musi się nauczyć. Wykonuje w kółko jedną i tę samą pracę: tysiące natarć, zasłon, identycznych akcji, żeby w końcu zaczęły one wychodzić. W tym sporcie najważniejsze są systematyczność i perfekcja w jednym działaniu. Dopiero kiedy to mamy, człowiek wchodzi na poziom, na którym bawi się szermierką: walczy mu się przyjemnie, ma duży repertuar akcji, których może używać w walce, i przynosi to punkty, medale. Wtedy to jest naprawdę satysfakcjonujące.

 

Adrian Castro został zwycięzcą w kategorii Najlepszy Sportowiec Niepełnosprawny Roku w XIX Plebiscycie na Najlepszych Sportowców Warszawy. 22 lutego 2019 r.
Adrian Castro został zwycięzcą w kategorii Najlepszy Sportowiec Niepełnosprawny Roku w XIX Plebiscycie na Najlepszych Sportowców Warszawy. 22 lutego 2019 r.
FOT. PIOTR MOLECKI/ EASTNEWS

 

Kim jesteśmy

PROJEKT INSTYTUTU ŁUKASIEWICZA

TEAM100. Olimpijskie opowieści z Tokio i Pekinu

Team100 to program mający na celu wspieranie młodych, utalentowanych sportowców – poprzez dodatkowe stypendia, które pozwalają im łączyć sport z nauką i podnoszeniem kwalifikacji zawodowych. Tylko w ciągu pierwszych czterech lat – od 2017 do 2021 r. – programem zostało objętych 430 zawodników reprezentujących sporty olimpijskie i paraolimpijskie. W sumie w tamtym czasie zdobyli oni aż 574 medale na imprezach w randze mistrzostw Europy i mistrzostw świata. Od 1 stycznia 2022 r. program ma formę stypendiów przyznawanych i finansowanych przez Ministerstwo Sportu i Turystyki. Publikacja Instytutu Łukasiewicza zawiera 16 historii beneficjentów programu Team100. Mistrzowie olimpijscy i paraolimpijscy oraz medaliści z Tokio; zawodnicy, którym w Pekinie do podium zabrakło bardzo niewiele – wszyscy opowiadają o swojej sportowej drodze, najwspanialszych i najtrudniejszych chwilach.

  • Poruszające rozmowy z wybitnymi reprezentantami Polski
  • Ponad 120 zdjęć z igrzysk i innych imprez
  • Wiele historycznych odniesień do najwspanialszych chwil i postaci w dziejach polskiego sportu

Bezpłatne egzemplarze książki trafią do ponad dwustu szkół i klubów sportowych w całej Polsce. Publikacja jest współfinansowana ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki.

16 WSPANIAŁYCH

Poznaj historie olimpijczyków i paraolimpijczyków z ostatnich igrzysk

Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020   Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020

Najdziwniejsze igrzyska

Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020

Natalia Kaczmarek Natalia Kaczmarek

Nie jestem zafiksowana na tym, by dogonić Szewińską. Po prostu robię swoje

Natalia Kaczmarek

Złota medalistka z Tokio w sztafecie mieszanej i zdobywczyni srebrnego medalu w sztafecie żeńskiej

Patryk Dobek Patryk Dobek

Za metą przemknęło mi przez głowę: niemożliwe, żeby to było takie proste

Patryk Dobek

Rozmowa z Patrykiem Dobkiem, olimpijczykiem z Tokio, zdobywcą brązowego medalu w biegu na 800 m

Kajetan Duszyński Kajetan Duszyński

Sport to luksus, na który możemy sobie pozwalać w czasach pokoju

Kajetan Duszyński

Rozmowa z Kajetanem Duszyńskim, złotym medalistą z Tokio w sztafecie mieszanej 4 × 400 m

Dariusz Kowaluk Dariusz Kowaluk

Sportowiec od 400 boleści

Dariusz Kowaluk

Historia Dariusza Kowaluka, mistrza olimpijskiego w sztafecie mieszanej 4 × 400 m z Tokio

Anna Puławska Anna Puławska

Jeśli w Paryżu uda mi się zdobyć złoto, będę mogła odłożyć wiosła i powiedzieć, że jestem spełniona

Anna Puławska

Rozmowa z Anną Puławską, srebrną i brązową medalistką olimpijską z Tokio, dwukrotną mistrzynią świata i trzykrotną mistrzynią Europy z 2022 r.

Justyna Iskrzycka Justyna Iskrzycka

Szczęście sprzyja odważnym. Ale najważniejsze są umiejętności i forma sportowa

Justyna Iskrzycka

Rozmowa z Justyną Iskrzycką, brązową medalistką olimpijską z Tokio, mistrzynią Europy z 2018 r.

Helena Wiśniewska Helena Wiśniewska

Większość sportowców może tylko pomarzyć, żeby być na igrzyskach. A ja przywiozłam do Polski medal

Helena Wiśniewska

Rozmowa z Heleną Wiśniewską, brązową medalistką olimpijską z Tokio, zdobywczynią dwóch brązowych medali mistrzostw świata (2018 i 2019)

Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020 Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020

Mieszanka obaw i nadziei

Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020

Marzena Ziemba Marzena Ziemba

Trzeba przekraczać własne ograniczenia

Marzena Ziemba

Rozmowa z Marzeną Ziębą, srebrną (Rio de Janeiro 2016) i brązową (Tokio) medalistką igrzysk paraolimpijskich w podnoszeniu ciężarów (+86 kg)

Maciej Lepiato Maciej Lepiato

Raz na cztery lata o danej godzinie musi się zgrać wszystko

Maciej Lepiato

Rozmowa z Maciejem Lepiato, skoczkiem wzwyż, zdobywcą złotych medali w Londynie (2012) i Rio de Janeiro (2016) oraz brązowego medalu w Tokio, czterokrotnym mistrzem świata

Karolina Kucharczyk Karolina Kucharczyk

Chcę pokazać, że istnieje paraolimpijka, która dorównuje zdrowym zawodniczkom

Karolina Kucharczyk

Rozmowa z Karoliną Kucharczyk, dwukrotną mistrzynią paraolimpijską w skoku w dal – z Londynu (2012) i Tokio, srebrną medalistką z Rio de Janeiro (2016)

Barbara Bieganowska-Zając Barbara Bieganowska-Zając

Każdy może założyć adidasy i się wykazać. Albo zrobić coś innego, żeby mu w życiu było lepiej

Barbara Bieganowska-Zając

Rozmowa z Barbarą Bieganowską-Zając, czterokrotną mistrzynią paraolimpijską: w biegach na 800 m z Sydney (2000) oraz na 1500 m z Londynu (2012), Rio de Janeiro (2016) i Tokio

Adrian Castro Adrian Castro

Nieważne, czy gram w chińczyka, z kolegą na konsoli, czy rywalizuję w sporcie – zawsze idę na maksa

Adrian Castro

Rozmowa z Adrianem Castro, srebrnym (Tokio) i brązowym (Rio de Janeiro 2016) medalistą paraolimpijskim w szermierce

Michał Derus Michał Derus

„Emeryt”, który został mistrzem olimpijskim

Michał Derus

Historia Michała Derusa, dwukrotnego srebrnego medalisty paraolimpijskiego w biegu na 100 m z Rio de Janeiro (2016) i Tokio

Oliwia Jabłońska Oliwia Jabłońska

Wystarczy przezwyciężyć słabszy moment, bo zaraz znowu będzie dobrze

Oliwia Jabłońska

Rozmowa z Oliwią Jabłońską, srebrną (Londyn 2012) oraz brązową (Rio de Janeiro 2016 i Tokio) medalistką paraolimpijską w pływaniu

Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022 Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022

Wymazy, bojkot i kontrowersje

Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022

Piotr Michalski Piotr Michalski

Teraz widzę, że sportowe życie mimo wszystko jest czymś przyjemnym i innym

Piotr Michalski

Rozmowa z Piotrem Michalskim, łyżwiarzem szybkim, olimpijczykiem z Pjongczangu (2018) i Pekinu, mistrzem Europy (2022) na 500 m

Natalia Maliszewska Natalia Maliszewska

Jechałam do Pekinu spełnić marzenia. To była kwestia wykonania swojej roboty

Natalia Maliszewska

Rozmowa z Natalią Maliszewską, olimpijką z Pjongczangu (2018) i Pekinu, łyżwiarką szybką specjalizującą się w short tracku, mistrzynią Europy z 2019 r. i zdobywczynią Pucharu Świata na 500 m w sezonie 2018/2019