MENU

Znalazł pan już olimpijski medal? Podobno gdzieś się panu zapodział…

Tak, oczywiście, że znalazłem! Zawieruszył się na chwilę, kiedy trwało zamieszanie po Tokio. Miałem masę spotkań z różnymi ludźmi, każdy chciał zobaczyć krążek, dotknąć go. W ferworze nie myślałem, gdzie go odkładam. I później, gdy po jakiejś przerwie miałem kolejne spotkanie, nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie go zostawiłem. Ale cały czas był w bezpiecznym miejscu. Teraz trzymam go tam, gdzie wszystkie inne sportowe trofea, medale i dyplomy.

Czyli gdzie?

W szafie. Nie mam szklanej gabloty, w której każdy mógłby je oglądać.

 

Patryk Dobek (z lewej) w sztafecie 4 × 400 m odbiera pałeczkę od Kacpra Kozłowskiego
podczas halowych mistrzostw świata w Sopocie, 8 marca 2014 r.
FOT. BARTŁOMIEJ ZBOROWSKI/EPA/PAP

 

Od małego lubił pan muzykę. Do tego stopnia, że zapisał się pan do orkiestry!

To było bardzo dawno temu. Rodzice chcieli, żebym wziął udział w naborze do młodzieżowej drużyny pożarniczej w Osowie, która miała swoją orkiestrę dętą. Poszliśmy razem z kuzynem i zapisaliśmy się do niej. Potrafię zagrać na trąbce i na tubie. Ale to nie były profesjonalne zajęcia na wysokim poziomie, nigdy nie myślałem o tym, żeby na poważnie zajmować się muzyką. Sport zawsze był ważniejszy. Od małego ciągnęło mnie w tę stronę, bo lubiłem aktywność fizyczną. Trenowałem piłkę nożną. Dobrze mi szło, miałem nawet propozycję, żeby grać w klubie. To naprawdę mogło wypalić. W drużynie jest łatwiej, bo jak masz gorszy dzień, to kolega pomoże i odpowiedzialność się rozkłada. Chyba właśnie dlatego wybrałem bieganie.

 

Patryk Dobek

Urodzony 13 lutego 1994 r. w Kościerzynie. Występy na bieżni zaczynał od dystansu 400 m. W tej konkurencji w 2011 r. wywalczył brązowy medal mistrzostw świata juniorów młodszych, a w 2013 r. – srebrny medal mistrzostw Europy juniorów. W sztafecie 4 × 400 m zdobył srebrne medale w kategorii juniorów na mistrzostwach świata (2012) i mistrzostwach Europy (2013) oraz złoty medal młodzieżowych mistrzostw Europy (2015).

W 2014 r. zaczął regularnie startować w biegu na 400 m przez płotki. W tej konkurencji został młodzieżowym mistrzem Europy w 2015 r. i awansował do finału seniorskich mistrzostw świata, w którym zajął siódme miejsce. W 2016 r. zadebiutował na igrzyskach olimpijskich. Występ w Rio de Janeiro zakończył na biegu eliminacyjnym.

W 2021 r. Patryk Dobek zmienił konkurencję i zaczął biegać w zawodach na 800 m. Na tym dystansie wywalczył tytuł halowego mistrza Europy. Na igrzyskach olimpijskich w Tokio zdobył brązowy medal. Wkrótce po tym sukcesie został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

 

Wolał pan indywidualne zmagania?

Tak, chciałem samemu spróbować się rozwijać. Miałem jakieś 14–15 lat, kiedy zdecydowałem się na lekkoatletykę. Gimnazjum, do którego chodziłem, dostało się do programu zorganizowanego przez Sopocki Klub Lekkoatletyczny. Startowałem we wszystkich zawodach. Kilka razy zająłem wysokie miejsce i zaproponowano mi wyjazd na dwutygodniowe zgrupowanie młodzików. Podobało mi się to, że sam odpowiadam za sukces. Albo porażkę. W trening trzeba włożyć masę pracy, ale później na zawodach od razu widać efekty.

Mało brakowało, a wybrałby pan technikum budowlane albo leśne.

Długo w ogóle nie myślałem o tym, że mógłbym zrobić karierę sportową, trenować biegi zawodowo. Wydawało mi się, że takie rzeczy są poza moim zasięgiem. Pochodzę z niewielkiej miejscowości, a tam zawsze najbardziej liczyło się to, żeby zdobyć wykształcenie, konkretny
zawód, najlepiej techniczny. Nie sądziłem, że sport może mi w przyszłości zapewnić utrzymanie. Na początku to była jedynie przyjemność, coś dodatkowego.

A kiedy po raz pierwszy pomyślał pan, że bieganie może być nie tylko pasją, lecz także pracą?

Po dwóch latach treningów pojawiły się pierwsze sukcesy: zdobyłem medal mistrzostw świata juniorów w 2011 r. we Francji w biegu na 400 m. Rok później w Barcelonie w sztafecie 4 × 400 m wywalczyliśmy srebro. Nasz rocznik dobrze się spisywał. Stwierdziłem wtedy, że powinienem kontynuować sportową przygodę, dać sobie szansę i zobaczyć, co będzie, jak potrenuję trochę dłużej.

Rodzicom od początku podobała się lekkoatletyka? A może woleli, żeby uprawiał pan jakiś „poważny” zawód?

Na początku trochę sceptycznie do tego podchodzili, ale po rozmowach z trenerami przekonali się do biegania. Zobaczyli, że mam osiągnięcia, z roku na rok jestem coraz lepszy. Ostatecznie pozwolili mi się uczyć w szkołach o profilu sportowym. W mojej rodzinie nie ma sportowych tradycji. Przede mną nikt wyczynowo nie trenował.

Za to w rodzinie pańskiej żony owszem.

Teść, Wiaczesław Kaliniczenko, to wysokiej klasy trener skoku o tyczce. Trenował m.in. Monikę Pyrek, Piotra Liska, Przemka Czerwińskiego. Polska lekkoatletyka sporo mu zawdzięcza, sukcesy wielu naszych lekkoatletów to w dużej mierze jego zasługa. Z żoną Anastazją poznaliśmy się na zgrupowaniu sportowym. Zdobyła kilka medali mistrzostw Polski. Na razie ze względu na macierzyństwo zawiesiła karierę lekkoatletyczną. Teściowa, Natasza, jest dwukrotną halową mistrzynią Ukrainy w skoku o tyczce. To duże osiągnięcie. Ja się wpisałem w tę rodzinę i wszyscy żyjemy sportem.

W swojej rodzinnej miejscowości ma pan status gwiazdy. Po powrocie z Tokio witali pana po królewsku!

W Karsinie jestem dość rozpoznawalny. Mam tam wielu znajomych, rodzinę i wszyscy mi kibicują, życzą mi jak najlepiej. Od wójta gminy Karsin otrzymałem tytuł honorowego mieszkańca gminy, jestem jej ambasadorem, promuję region. Mieszkańcy Osowa czekali, kiedy w końcu przyjadę w rodzinne strony. Co roku odbywa się tu rolnicze święto plonu, czyli dożynki, cała wieś jest wtedy udekorowana. To właśnie podczas tego święta dostałem oficjalne podziękowania. Były scena, orkiestra dęta, dużo zdjęć, autografów.

 

Patryk Dobek z żoną Anastazją podczas Gali Mistrzów Sportu, 8 stycznia 2022 r.
Patryk Dobek z żoną Anastazją podczas Gali Mistrzów Sportu, 8 stycznia 2022 r.
FOT. ADAM STARSZYŃSKI/PRESSFOCUS/NEWSPIX.PL

 

Cała okolica oglądała wspólnie pański start na igrzyskach, zorganizowano coś w rodzaju kina plenerowego. Podobno wstrzymano nawet żniwa, a na wsi to już poważna sprawa!

A to nie wiem, trzeba by pytać rolników (śmiech). Ale faktycznie, w domu kultury została zorganizowana strefa kibica. Zebrało się naprawdę wiele osób, dorośli, dzieci. Dowiedziałem się o tym jeszcze przed biegiem. Rano przyszedł do mnie trener i powiedział, że cała Polska na mnie patrzy i czeka na mój start. Wziąłem to sobie do serca. Wiedziałem, że mam szansę na medal. Musiałem skoncentrować się na tym, żeby wszystko dobrze poszło.

Podobno w pandemii, gdy pozamykano kluby i stadiony, to właśnie w rodzinnej wsi przygotowywał się pan do igrzysk.

Okolica jest bardzo malownicza: dużo lasów, kilka jezior, wiele ścieżek spacerowych i rowerowych. Można popływać żaglówką, organizowane są regaty. Latem w te strony przyjeżdża mnóstwo turystów. W Karsinie mamy dużą salę gimnastyczną, na której trenują dzieci ze szkoły podstawowej, do tego orlika, bieżnię tartanową. Jest gdzie poćwiczyć. Jednak moje treningi nie miały nic wspólnego z przygotowaniami do startu. Biegałem rekreacyjnie. Nie po to, żeby rozwijać formę, tylko bardziej dla przyjemności. Często tak robię po sezonie. Przyjeżdżam w rodzinne strony odpocząć, spotkać się z rodziną i przy okazji trochę potrenować, żeby nie wypadać tak nagle z rytmu.

A z rozstawianiem płotków w garażu podziemnym to prawda?

Tak, to akurat prawda! No, trenowało się, trenowało. Takie ciekawe czasy. Wrzuciłem nawet na swoje media społecznościowe filmik z takiego treningu. Przyjechał Teleexpress, telewizja szczecińska. Miałem propozycję od niemieckiej telewizji, też chcieli przyjechać. Ale było tego już tak dużo, że się nie zgodziłem.

Jak sąsiedzi reagowali na te biegi pomiędzy autami?

Generalnie byli wyrozumiali, nie przeszkadzało im to. Niektórzy interesowali się tym, co robię, dopytywali. Po prostu kiedy wyjeżdżali samochodem, musiałem przesuwać płotki. Poza tym rozstawiałem je tak, żeby niczego nie uszkodzić. Biegałem na pasie do wjazdu i wyjazdu, nie było dużego ruchu. Treningi nie poszły na marne, bo wróciłem do tego w Tokio: w sesji porannej rozgrzewałem się w garażu. Chciałem zrobić rozruch biegowy, ok. 3–4 km, poruszać się, potruchtać, ale nie lubię używać bieżni mechanicznej na siłowni. Z kolei na stadionie było za gorąco i duszno – słońce świeciło i rozgrzewało bieżnię, brakowało wentylacji. Garaż mi pasował: miał długość ok. 800 m w jedną stronę, panował w nim chłód, więc mogłem biegać.

Pański trening w garażu kojarzy mi się trochę z warunkami, w jakich trenuje obecnie Andrij Procenko, ukraiński skoczek wzwyż. Internet obiegły zdjęcia, na których widać, jak dźwiga w polu sztangę zrobioną z samochodowych kół.

Jakoś trzeba sobie radzić. Poświęcamy większość życia na to, żeby zbudować formę. Nawet jeśli sytuacja nie sprzyja i pojawiają się przeszkody, to sportowcy szybko się organizują i dostosowują. Przeciwstawiają się temu, co się dzieje, próbując zachować pozory normalnego życia. Znam wielu sportowców z Ukrainy, którzy musieli opuścić swój kraj, by móc trenować.

 

Podczas lockdownu spowodowanego pandemią koronawirusa Patryk Dobek trenował w podziemnym garażu.
Podczas lockdownu spowodowanego pandemią koronawirusa Patryk Dobek trenował w podziemnym garażu.
FOT. MARCIN BIELECKI/PAP

 

W 1939 r. wojna przerwała przygotowania do igrzysk w Helsinkach. Wielu naszych mistrzów sportowych było czynnymi żołnierzami. Antoni Maszewski, specjalista od średnich dystansów, płotkarz, uczestniczył w kampanii wrześniowej, był bohaterem bitwy pod Monte Cassino. Czuje pan, że dziś coś podobnego może być znowu naszym udziałem?

W tej chwili mój patriotyzm przejawia się tym, że reprezentuję kraj w barwach narodowych i staram się robić to jak najlepiej. Ale jestem też żołnierzem Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego, więc tym bardziej czuję odpowiedzialność za swój kraj. Ta gotowość musi być, musimy cały czas stać na baczność.

Jeszcze niedawno biegał pan na 400 m przez płotki. Tuż przed igrzyskami usunął pan płotki i dwukrotnie wydłużył dystans. To trochę tak, jakby Robert Lewandowski został nagle obrońcą.

W biegu na 400 m moim atutem była wytrzymałość. Tym przeważałem nad innymi zawodnikami. Kiedy zaczynałem biegać, wielu trenerów sugerowało, żebym spróbował na dłuższym dystansie, ale jakoś się wcześniej nie złożyło. W 2020 r. nie miałem możliwości trenowania na stadionie, dlatego biegałem po leśnych ścieżkach. Wypracowałem dużą wytrzymałość. Stwierdziłem, że chcę spróbować czegoś nowego. Czułem, że 800 m to może być coś fajnego.

Plan był taki, żeby zdążyć z formą na igrzyska w 2024 r., tymczasem udało się panu przygotować już do Tokio. Pandemia pomogła?

Wykorzystałem sytuację najlepiej, jak mogłem. Początkowo trenowałem tradycyjnie. Jesień – a więc budowa wytrzymałości, siły. Kiedy poczułem, że już to mam, wiedziałem, że mi się podoba i chcę zostać przy średnich dystansach. W sezonie halowym udało mi się pobiec na 800 m. A kilka miesięcy później w Tokio zdobyłem na tym dystansie brązowy medal. Wszystko potoczyło się całkiem niespodziewanie,
jak w bajce. Jednak udało się i dziś jestem tu, gdzie jestem.

Co musiał pan zmienić, nad czym popracować? A co z biegów na 400 m przez płotki zaowocowało i przydało się w Tokio?

Na pewno przydały się koordynacja, siła, rytm biegowy. Musiałem tylko przesunąć granice wytrzymałości. Biegając na 400 m, przed treningiem robiłem rozgrzewkę 3–4 km, potem biegłem odcinki główne, czyli w sumie 8–10 km. Przy bieganiu na 800 m sama rozgrzewka trwa o wiele dłużej: biega się 6, 8, nawet 10 km. Do tego jeszcze trening główny. Najważniejszym zadaniem było zatem podniesienie ogólnej wytrzymałości.

 

Na igrzyskach olimpijskich w Tokio Patryk Dobek zdobył brązowy medal w biegu na 800 m, przegrywając z dwoma reprezentantami Kenii: Emmanuelem Korirem (z lewej) i Fergusonem Rotichem.
Na igrzyskach olimpijskich w Tokio Patryk Dobek zdobył brązowy medal w biegu na 800 m, przegrywając z dwoma reprezentantami Kenii: Emmanuelem Korirem (z lewej) i Fergusonem Rotichem.
FOT. PAWEŁ RELIKOWSKI/POLSKA PRESS/EAST NEWS

 

Pański medal był nie tyle niespodzianką, ile sensacją: po kilku miesiącach treningów zdobył pan brąz na igrzyskach. Na takim poziomie sportowym podobne rzeczy się nie zdarzają.

Zaczynając pracę z trenerem Zbigniewem Królem, byłem dobrze przygotowany przez mojego poprzedniego szkoleniowca. Przyszedłem w znakomitej formie, gotowy, żeby zrobić coś fajnego. Założyłem, że dam z siebie wszystko, wykonam, co jest jak reaguję na treningi. Ale jego intuicja sprawiła, że wszystko szło w dobrą stronę, łatwo i praktycznie bez problemów. W Tokio chciałem zaprezentować się jak najlepiej, wykorzystać swoje możliwości. Byłem nastawiony, żeby dostać się do finału. Już to stanowi duże osiągnięcie. Zaledwie kilku zawodnikom biegającym na tym dystansie się to udało.

Trener mówił, że gdyby nie Australijczyk, który pana przyblokował, mógłby pan walczyć o najwyższe miejsce. Niestety musiał pan wstrzymać atak i te ułamki sekundy zadecydowały o końcowym wyniku. Złoto było w zasięgu ręki?

Szczęście dopisywało mi do samego końca. Pojawiło się jednak lekkie zawahanie. Zabrakło też może trochę tego, żebym podjął ryzyko. Miałem niewielkie doświadczenie, nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać na tym dystansie. Ostatecznie dobrze wyszedłem z sytuacji: w połowie dystansu udało mi się ustawić na czołowej pozycji, na czwartym czy trzecim miejscu. Ostatnie 120 m było bardzo szybkie. To pierwszy w historii polskiego sportu medal olimpijski w biegu na 800 m.

Co pan czuł, przekraczając linię mety?

Wszystko działo się błyskawicznie. Pamiętam, jak byłem czwarty i wyprzedziłem Australijczyka. Już wiedziałem, że jestem na medalowej pozycji i muszę za wszelką cenę utrzymać prędkość. Spojrzałem na telebim, zobaczyłem, że grupa znajduje się daleko za mną, że medal jest w zasięgu. Za metą zeszło całe napięcie, stres, bo wiedziałem, że stanę na podium. Przemknęło mi przez głowę: niemożliwe, żeby to było takie proste. Nie chodziło mi tylko o zdobycie medalu, ale o cały sezon. Wszystko przychodziło mi łatwo, treningi, biegi układały się po mojej myśli. A później zobaczyłem kibiców, Polaków, którzy się cieszą i nie mogą w to uwierzyć, tak samo jak ja. To taki szok, taka adrenalina, że czasem nawet nie pamięta się swojego biegu.

Magia igrzysk.

Igrzyska, w porównaniu z mistrzostwami Europy czy świata, to zupełnie inna impreza, inne emocje, inna atmosfera. Coś dużo większego, dużo ważniejszego. Zdarzają się zawodnicy, którzy zdobywają medale na międzynarodowych imprezach, a kiedy przychodzi olimpiada, nie potwierdzają swojej wielkości. Za rok są mistrzostwa świata, Europy – i znowu stają na najwyższym podium, zdobywają kolejny medal. To pokazuje rangę tych zawodów i związaną z nimi presję.

 

Patryk Dobek po półfinałowym biegu na igrzyskach olimpijskich w Tokio.
Patryk Dobek po półfinałowym biegu na igrzyskach olimpijskich w Tokio.
FOT. PHILNOBLE /REUTERS/FORUM

 

Jerzy Chromik, wielokrotny rekordzista świata w biegach długodystansowych, nie miał szczęścia do największych imprez, choć zawsze był do nich świetnie przygotowany. Mówił: „Nie mogę sobie wytłumaczyć, dlaczego podczas igrzysk olimpijskich spisywałem się tak słabo. Czy było to obciążenie psychiczne? Po prostu nie wiem”.

Wydaje mi się, że igrzyska paraliżują niektórych zawodników. Nie wytrzymują oni stresu. Każdy dąży do tego, by zdobyć ten najważniejszy, najwyżej ceniony medal. A jak się czegoś bardzo chce, za bardzo, to się często nie udaje. Zawodnik się spala, nie wytrzymuje presji.

Pana stres na szczęście nie zjadł. Trener mówi o panu „zawodnik olimpijskiego spokoju”.

Nerwy są, ale mnie nie blokują, raczej dają pozytywnego kopa. Na starcie trzeba być pewnym tego, co chce się zrobić. Niektórzy stresują się bardziej i czasem te emocje biorą górę, bieg nie wychodzi. Mój trener wierzył we mnie, w to, że jestem dobrze przygotowany. Dlatego ja też starałem się potraktować ten bieg zwyczajnie. To były moje pierwsze igrzyska na tym dystansie, ale nie pierwsze w ogóle. Wiedziałem, jak to wszystko wygląda. Nie miałem nic do stracenia.

Bo trudniej jest utrzymać sukces, niż go odnieść?

Pewnie tak. Choć tak naprawdę tego nie wiem. Do tej pory nie miałem zbyt wielu medali na koncie, nie byłem nie wiadomo jak utytułowanym zawodnikiem. Będę mógł się wypowiedzieć na ten temat dopiero w 2024 r., po olimpiadzie w Paryżu. Tam będę co najmniej bronił brązowego medalu.

Podobno soki już zawsze będą się panu kojarzyły z Tokio – zorganizowano specjalnie dla pana wyciskarkę wolnoobrotową.

W 2020 r. odkryłem, że jest coś takiego jak dieta sokowa. Zacząłem próbować: świeżo wyciskane soki z owoców, z warzyw. Zaciekawiło mnie surowe odżywianie. Okazało się, że bardzo dobrze ono na mnie działa. Wcześniej, gdy jeszcze jadłem mięso, byłem na pograniczu anemii. Odkąd zmieniłem sposób odżywiania, mam dużo więcej energii, dobrze się czuję. Poprawiły mi się wyniki badań, morfologia. Sponsor zorganizował mi wyciskarkę wolnoobrotową, przystosowaną do prądu w Azji, bo tam jest inne napięcie. Dostałem ją już w Kaminoyamie, w obozie wysokogórskim, zaraz po przyjeździe na zgrupowanie, mogłem więc kontynuować swoją sokoterapię. Biorę ze sobą robota wszędzie, gdzie tylko mogę. Nawet teraz, na zgrupowaniu w Zakopanem, mam ze sobą wyciskarkę Kuvings.

Jan Mulak (1914–2005) – trener kadry narodowej, twórca słynnego lekkoatletycznego Wunderteamu.
Jan Mulak (1914–2005) – trener kadry narodowej,
twórca słynnego lekkoatletycznego Wunderteamu.
FOT. JERZY BARACZ/EAST NEWS

 

Legendarny Jan Mulak odbudował po wojnie polską lekkoatletykę. Twórca Wunderteamu był ojcem sukcesu takich zawodników, jak Kazimierz Zimny, Jerzy Chromik czy Zdzisław Krzyszkowiak. Jego metody treningowe czasem budziły kontrowersje, niemniej nikt nie śmiał ich kwestionować. Czy pan może pozwolić sobie na dyskusję z trenerem?

Do tej pory jego metody się sprawdzały. W sezonie przygotowawczym robi się to, co każe trener. Są dwa tygodnie ciężkiego zgrupowania. Chciałbym odpocząć, lecz trzeba zwiększać obciążenia. Trener motywuje, stawia konkretne zadania, ale też słucha zawodnika, niczego nie forsuje na siłę. Jest dobrym psychologiem. Na igrzyskach mam więcej swobody. Trener liczy się z tym, jak się czuję, czego bym chciał. Gdybym był bardzo zmęczony, pewnie zrobiłby mi wolne albo zalecił lekkie bieganie. Akurat w Tokio czułem się dobrze i uznałem, że możemy zrobić pobudzenie siłowe, które robiliśmy przez większość sezonu przed startami.

Sport w odrodzonej Polsce stanowił dla wielu młodych chłopaków jedyną szansę na zmianę statusu społecznego, wyrwanie się ze wsi, z biedy. Trenowali w naprawdę trudnych warunkach, byli niedożywieni, złamani psychicznie przez wojnę. A jednak wiele z tamtych rekordów do dziś nie zostało pobitych.

Największe potęgi państwowe demonstrowały wtedy swoją wielkość właśnie przez sport i sukcesy w zawodach międzynarodowych. W Wunderteamie widać było wielką motywację. Ci sportowcy mieli ogromną świadomość i poczucie patriotyzmu. Występowanie na arenach międzynarodowych w stroju reprezentacji to duża odpowiedzialność: jesteś przedstawicielem swojego państwa i starasz się pokazać z jak najlepszej strony. Masz tę możliwość, żeby trenować, wszyscy ci pomagają, wspierają cię, więc po prostu idziesz i robisz, co do ciebie należy.

Co dla pana jest najtrudniejsze w życiu sportowca?

Trenujemy cały rok, a w sezonie mamy jeden, dwa, maksymalnie trzy biegi, jeśli chodzi o imprezy międzynarodowe. Poświęcam mnóstwo czasu i wysiłku, a mam niewiele szans, by się sprawdzić, wykazać, potwierdzić formę. Najgorsza jest ta niepewność: czy się uda, czy zdobędę medal, czy te miesiące pracy przyniosą owoce? To jeden dzień w całym sezonie, w którym musisz pokazać, co udało ci się wypracować. I w tym dniu, na głównej imprezie, wszystko musi się idealnie złożyć: twoja forma, dyspozycja, samopoczucie. Jak ci nie wyjdzie, to cały rok, można powiedzieć, poszedł na marne.

A przecież w grę wchodzą nie tylko względy ambicjonalne, lecz także finansowe: bez wyników nie ma sportowego stypendium. A bez pieniędzy z kolei trudno mieć wyniki.

Tak, oczywiście. Chociaż akurat lekkoatletyka nie jest tak bardzo opłacalna. Gdyby nie sponsorzy, byłoby mi ciężko. Nie mogę sobie pozwolić na to, żeby zatrudnić się na etacie, pójść do pracy, a później na trening. W dużej mierze wspierają mnie Centralny Wojskowy Zespół Sportowy, gmina Karsin, miasto Szczecin. Pomógł mi również program Team100. Byłem jednym z jego pierwszych stypendystów i dzięki niemu mogłem rozwijać karierę. Pieniądze z programu wykorzystałem w 100% na przygotowanie sportowe.

Czego uczy sport?

Przede wszystkim pokory, zaangażowania i dyscypliny. Kiedy masz wszystko ułożone, zaplanowane, to w życiu też jest ci łatwiej, jesteś bardziej zorganizowany, ogarnięty. Sport uczy także tego, żeby nie załamywać się porażkami. Bo to nic strasznego.

Patryk Dobek podczas pikniku „Zostań Żołnierzem RP”, zorganizowanego w ramach obchodów Święta Wojska Polskiego, Ossów, 14 sierpnia 2021 r.
Patryk Dobek podczas pikniku „Zostań Żołnierzem RP”, zorganizowanego w ramach obchodów Święta Wojska
Polskiego, Ossów, 14 sierpnia 2021 r.
FOT. LESZEK SZYMAŃSKI/PAP

 

 


Patryk Dobek to żołnierz Centralnego Wojskowego Zespołu Sportowego. W listopadzie 2021 r. był zaangażowany w działania na granicy z Białorusią. Żołnierze pilnowali, aby na teren Polski nie przedostali się nielegalnie imigranci z Bliskiego Wschodu. Biegacz trafił do obozu żołnierzy w rejonie Kuźnicy. Pomagał tam m.in. przy zabezpieczeniu logistycznym i regulacji ruchu. Zwiększona migracja stanowiła efekt wojny hybrydowej prowadzonej przez władze Białorusi. W ramach politycznej zemsty na UE (za nałożenie sankcji na Mińsk i kwestionowanie legalności wyborów) zaczęły one sprowadzać na terytorium swojego kraju ekonomicznych migrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Białoruskie „biura podróży” organizowały im przelot, zakwaterowanie w hotelu, a następnie transfer w pobliże polskiej granicy. Pobierały za to sowitą opłatę – od kilku do kilkunastu tysięcy dolarów od osoby – która w większości zasilała budżet administracji Aleksandra Łukaszenki. Ataki na pograniczników i żołnierzy oraz próby siłowego przekroczenia granicy były kontrolowane i koordynowane przez białoruskie służby specjalne. Współpracujący z Putinem reżim Łukaszenki nie wahał się użyć zdesperowanych ludzi jako żywej broni. Kluczową rolę w kryzysie migracyjnym odegrała właśnie Rosja. Nie tylko była rzecznikiem tych działań, lecz także je inspirowała. Prowokacje miały na celu m.in. sprawdzenie szczelności polskiej granicy. W przypadku Dobka wojna na Ukrainie jest wyjątkowo realna i namacalna. Żona sportowca, Anastazja, jest Ukrainką. Jej ojciec, Wiaczesław Kaliniczenko, to znany trener skoku o tyczce. Od lat mieszka w Polsce, ale tuż przed wybuchem wojny pojechał na lekkoatletyczne mistrzostwa Ukrainy. W ostatnim momencie udało mu się wywieźć rodzinę z Kijowa. – Dostaliśmy od brata mojej żony informację, że zbombardowano lotnisko, na którym dzień wcześniej lądowaliśmy – opowiadał w jednym z wywiadów Kaliniczenko. – Część znajomych namawiała nas, aby zostać, bo to nie potrwa długo. Jednak gdy mieszka się na 14. piętrze 27-piętrowego wieżowca, to jest strach. (…) Szukałem samochodu. W końcu pożyczył mi go znajomy. Powiedział: „Sławek, bierz auto, pakuj rodzinę i szybko uciekaj”. W 15 minut spakowaliśmy plecaki, kupiliśmy w sklepie jedzenie i trzeba było zasuwać. Wyjechaliśmy z miasta 20 minut przed zamknięciem stolicy1.
1R. Opiatowski, Wiaczesław Kaliniczenko poleciał na Ukrainę tuż przed rozpoczęciem się wojny. Teść Dobka wrócił w ostatniej chwili, 1.03.2022,
https://sport.fakt.pl/patryk-dobek-ma-zone-ukrainketesc-patryka-dobka-uciekl-przed-wojna-na-ukrainie/nrw7slk [dostęp: 30.08.2022].


 

Kim jesteśmy

PROJEKT INSTYTUTU ŁUKASIEWICZA

TEAM100. Olimpijskie opowieści z Tokio i Pekinu

Team100 to program mający na celu wspieranie młodych, utalentowanych sportowców – poprzez dodatkowe stypendia, które pozwalają im łączyć sport z nauką i podnoszeniem kwalifikacji zawodowych. Tylko w ciągu pierwszych czterech lat – od 2017 do 2021 r. – programem zostało objętych 430 zawodników reprezentujących sporty olimpijskie i paraolimpijskie. W sumie w tamtym czasie zdobyli oni aż 574 medale na imprezach w randze mistrzostw Europy i mistrzostw świata. Od 1 stycznia 2022 r. program ma formę stypendiów przyznawanych i finansowanych przez Ministerstwo Sportu i Turystyki. Publikacja Instytutu Łukasiewicza zawiera 16 historii beneficjentów programu Team100. Mistrzowie olimpijscy i paraolimpijscy oraz medaliści z Tokio; zawodnicy, którym w Pekinie do podium zabrakło bardzo niewiele – wszyscy opowiadają o swojej sportowej drodze, najwspanialszych i najtrudniejszych chwilach.

  • Poruszające rozmowy z wybitnymi reprezentantami Polski
  • Ponad 120 zdjęć z igrzysk i innych imprez
  • Wiele historycznych odniesień do najwspanialszych chwil i postaci w dziejach polskiego sportu

Bezpłatne egzemplarze książki trafią do ponad dwustu szkół i klubów sportowych w całej Polsce. Publikacja jest współfinansowana ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki.

16 WSPANIAŁYCH

Poznaj historie olimpijczyków i paraolimpijczyków z ostatnich igrzysk

Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020   Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020

Najdziwniejsze igrzyska

Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020

Natalia Kaczmarek Natalia Kaczmarek

Nie jestem zafiksowana na tym, by dogonić Szewińską. Po prostu robię swoje

Natalia Kaczmarek

Złota medalistka z Tokio w sztafecie mieszanej i zdobywczyni srebrnego medalu w sztafecie żeńskiej

Patryk Dobek Patryk Dobek

Za metą przemknęło mi przez głowę: niemożliwe, żeby to było takie proste

Patryk Dobek

Rozmowa z Patrykiem Dobkiem, olimpijczykiem z Tokio, zdobywcą brązowego medalu w biegu na 800 m

Kajetan Duszyński Kajetan Duszyński

Sport to luksus, na który możemy sobie pozwalać w czasach pokoju

Kajetan Duszyński

Rozmowa z Kajetanem Duszyńskim, złotym medalistą z Tokio w sztafecie mieszanej 4 × 400 m

Dariusz Kowaluk Dariusz Kowaluk

Sportowiec od 400 boleści

Dariusz Kowaluk

Historia Dariusza Kowaluka, mistrza olimpijskiego w sztafecie mieszanej 4 × 400 m z Tokio

Anna Puławska Anna Puławska

Jeśli w Paryżu uda mi się zdobyć złoto, będę mogła odłożyć wiosła i powiedzieć, że jestem spełniona

Anna Puławska

Rozmowa z Anną Puławską, srebrną i brązową medalistką olimpijską z Tokio, dwukrotną mistrzynią świata i trzykrotną mistrzynią Europy z 2022 r.

Justyna Iskrzycka Justyna Iskrzycka

Szczęście sprzyja odważnym. Ale najważniejsze są umiejętności i forma sportowa

Justyna Iskrzycka

Rozmowa z Justyną Iskrzycką, brązową medalistką olimpijską z Tokio, mistrzynią Europy z 2018 r.

Helena Wiśniewska Helena Wiśniewska

Większość sportowców może tylko pomarzyć, żeby być na igrzyskach. A ja przywiozłam do Polski medal

Helena Wiśniewska

Rozmowa z Heleną Wiśniewską, brązową medalistką olimpijską z Tokio, zdobywczynią dwóch brązowych medali mistrzostw świata (2018 i 2019)

Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020 Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020

Mieszanka obaw i nadziei

Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020

Marzena Ziemba Marzena Ziemba

Trzeba przekraczać własne ograniczenia

Marzena Ziemba

Rozmowa z Marzeną Ziębą, srebrną (Rio de Janeiro 2016) i brązową (Tokio) medalistką igrzysk paraolimpijskich w podnoszeniu ciężarów (+86 kg)

Maciej Lepiato Maciej Lepiato

Raz na cztery lata o danej godzinie musi się zgrać wszystko

Maciej Lepiato

Rozmowa z Maciejem Lepiato, skoczkiem wzwyż, zdobywcą złotych medali w Londynie (2012) i Rio de Janeiro (2016) oraz brązowego medalu w Tokio, czterokrotnym mistrzem świata

Karolina Kucharczyk Karolina Kucharczyk

Chcę pokazać, że istnieje paraolimpijka, która dorównuje zdrowym zawodniczkom

Karolina Kucharczyk

Rozmowa z Karoliną Kucharczyk, dwukrotną mistrzynią paraolimpijską w skoku w dal – z Londynu (2012) i Tokio, srebrną medalistką z Rio de Janeiro (2016)

Barbara Bieganowska-Zając Barbara Bieganowska-Zając

Każdy może założyć adidasy i się wykazać. Albo zrobić coś innego, żeby mu w życiu było lepiej

Barbara Bieganowska-Zając

Rozmowa z Barbarą Bieganowską-Zając, czterokrotną mistrzynią paraolimpijską: w biegach na 800 m z Sydney (2000) oraz na 1500 m z Londynu (2012), Rio de Janeiro (2016) i Tokio

Adrian Castro Adrian Castro

Nieważne, czy gram w chińczyka, z kolegą na konsoli, czy rywalizuję w sporcie – zawsze idę na maksa

Adrian Castro

Rozmowa z Adrianem Castro, srebrnym (Tokio) i brązowym (Rio de Janeiro 2016) medalistą paraolimpijskim w szermierce

Michał Derus Michał Derus

„Emeryt”, który został mistrzem olimpijskim

Michał Derus

Historia Michała Derusa, dwukrotnego srebrnego medalisty paraolimpijskiego w biegu na 100 m z Rio de Janeiro (2016) i Tokio

Oliwia Jabłońska Oliwia Jabłońska

Wystarczy przezwyciężyć słabszy moment, bo zaraz znowu będzie dobrze

Oliwia Jabłońska

Rozmowa z Oliwią Jabłońską, srebrną (Londyn 2012) oraz brązową (Rio de Janeiro 2016 i Tokio) medalistką paraolimpijską w pływaniu

Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022 Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022

Wymazy, bojkot i kontrowersje

Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022

Piotr Michalski Piotr Michalski

Teraz widzę, że sportowe życie mimo wszystko jest czymś przyjemnym i innym

Piotr Michalski

Rozmowa z Piotrem Michalskim, łyżwiarzem szybkim, olimpijczykiem z Pjongczangu (2018) i Pekinu, mistrzem Europy (2022) na 500 m

Natalia Maliszewska Natalia Maliszewska

Jechałam do Pekinu spełnić marzenia. To była kwestia wykonania swojej roboty

Natalia Maliszewska

Rozmowa z Natalią Maliszewską, olimpijką z Pjongczangu (2018) i Pekinu, łyżwiarką szybką specjalizującą się w short tracku, mistrzynią Europy z 2019 r. i zdobywczynią Pucharu Świata na 500 m w sezonie 2018/2019