MENU

Jako młody chłopak chciał pan grać w piłkę. Mama się nie zgodziła. Za to szkoła sportowa to już jej inicjatywa. Gdzie tu konsekwencja?

Szkołę sportową w Chorzowie znalazła mama, ale chęć trenowania lekkoatletyki wyszła ode mnie. Faktycznie ta piłka jakoś mamie nie pasowała, do dziś nie wiem dlaczego. Nigdy z nią tego nie wyjaśniłem, bo nie mam o to żalu. Interesowałem się piłką, lecz nie traktowałem jej zbyt poważnie. Po prostu chciałem spróbować. W podstawówce byłem dość zajętym dzieckiem. Trenowałem karate, należałem do wszystkich możliwych kółek zainteresowań. Podejrzewam, że mama nie chciała mnie dodatkowo obciążać. Dobrze się stało, że podjęła taką decyzję.

Zaczynał pan od biegów przez płotki.

Nigdy nie byłem typem supersprintera. Może wystawałem trochę ponad przeciętną, ale miałem wrażenie, że w porównaniu z innymi juniorami brakuje mi szybkości. Miałem za to fajny rytm biegowy, naturalny, swobodny krok. Trener w szkole sportowej widział we mnie płotkarza, miałem predyspozycje, lecz jakoś się w tym nie odnalazłem. Do tego dochodziły częste kontuzje. Postanowiłem skupić się na 400 m. Ten dystans jest bardzo popularny nie tylko wśród lekkoatletów, ale też w szkołach średnich. Poza tym daje okazję do biegania sztafet. A w tym akurat mamy w naszym kraju naprawdę fajne tradycje.

 

Kajetan Duszyński
Urodzony 12 maja 1995 r. w Siemianowicach Śląskich. Lekkoatleta specjalizujący się w biegu na 400 m. Mistrz olimpijski w sztafecie mieszanej 4 × 400 m z Tokio.

Pierwszy sukces międzynarodowy odniósł w 2015 r. Został wówczas młodzieżowym wicemistrzem Europy w sztafecie 4 × 400 m. W 2017 r. powtórzył to osiągnięcie. W tym samym roku po raz pierwszy wystąpił na mistrzostwach świata i zajął siódme miejsce w biegu rozstawnym 4 × 400 m.

W 2018 r. uplasował się na piątej pozycji w sztafecie 4 × 400 m na mistrzostwach Europy. W swoim olimpijskim debiucie w Tokio, biegnąc na ostatniej zmianie, wywalczył złoty medal w sztafecie mieszanej 4 × 400 m. W finale biegu rozstawnego 4 × 400 m mężczyzn zajął piątą pozycję. Po powrocie z igrzysk został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

W 2022 r. wystąpił w polskiej sztafecie 4 × 400 m na halowych mistrzostwach świata, która ukończyła rywalizację na czwartym miejscu. Tę samą lokatę Kajetan Duszyński zajął w finałowym biegu sztafety mieszanej 4 × 400 m. Z powodu kontuzji nie wziął udziału w mistrzostwach Europy.

 

Kajetan Duszyński podczas finału sztafety 4 × 400 m na mistrzostwach Europy w Berlinie w 2018 r.
Kajetan Duszyński podczas finału sztafety 4 × 400 m na mistrzostwach Europy w Berlinie w 2018 r.
FOT. KUBA ATYS/ AGENCJA WYBORCZA.PL

 

Wystarczy wspomnieć takie nazwiska, jak Zbigniew Jaremski, Jan Werner, Jan Balachowski, Jerzy Pietrzyk, Andrzej Badeński. To mistrzowie wszech czasów w biegach sztafetowych. Ten ostatni jako jedyny w Polsce zdobył olimpijski medal w biegu indywidualnym (brąz w Tokio w 1964 r.). Zdaniem Balachowskiego to dziś sukces nie do powtórzenia.

Indywidualne biegi na 400 m stoją na bardzo wysokim poziomie, to prawda. Rywalizuje cały świat, zawodnicy ze wszystkich kontynentów, do niedawna nieznani. Jednak nie powiedziałbym, że medal jest poza naszym zasięgiem. Faktycznie, potrzebny byłby jakiś przełom, wiele czynników musiałoby się na to złożyć – ale przecież takie przełomy się zdarzają. Ja na przykład osiągnąłem ogromny sukces, niemniej patrząc obiektywnie, są biegacze bardziej utalentowani ode mnie. Wierzę, że może się znaleźć ktoś, kto zejdzie poniżej 44 sek., bo taki czas dałby nam medal. Może świat pod względem poziomu fizycznego biegaczy nam odjechał. Ale my – Polacy, Europejczycy – jesteśmy w stanie go dogonić.

Zbigniew Jaremski po zakończeniu kariery nie chciał zostać trenerem 400-metrowców. Mówił: „Skoro mnie mordowali, to ja innych nie będę mordował. Bieg na 400 m to taki chamski dystans. Żaden inny nie wymaga od zawodnika takiego wysiłku”.

Biegi to konkurencja beztlenowa, organizm mocno się zakwasza. Doprowadzamy do ogromnego stężenia mleczanu w mięśniach. Podobnie jest w takich dyscyplinach jak wioślarstwo czy kolarstwo torowe. Wysiłek jest krótki, ale bardzo intensywny. Do tego stopnia, że na mecie padamy ze zmęczenia. W sportach zespołowych, takich jak piłka ręczna czy piłka nożna, są intensywne momenty, lecz zawsze z przerwami. Zawodnik nigdy nie doprowadza się do takiego stanu, żeby się przetrenować podczas meczu czy wymiotować ze zmęczenia.

A panu się to zdarza?

Wymioty to częsta reakcja organizmu. Na zgrupowaniach czy na większych zawodach lekkoatletycznych na stadionie w okolicach mety zawsze stoi jakiś kubeł lub kosz na śmieci, żeby zawodnik w razie potrzeby mógł z niego skorzystać. Mnie akurat może kilka razy w życiu zdarzyło się wymiotować po biegu, ale u niektórych biegaczy taka reakcja na zakwaszenie jest niemal normą. Bieg na dystansie 400 m to ogromny wysiłek. Czasem widać podczas wywiadów, jak schodzimy z bieżni i słaniamy się na nogach, nie wiemy, co powiedzieć do mikrofonu.

A ci bezduszni dziennikarze męczą was i męczą!

Tak, to są tortury, żeby cokolwiek poskładać w głowie (śmiech). Dopiero 40 minut po biegu jestem w stanie się pozbierać i iść dalej.

Przed igrzyskami w Tokio często łapały pana kontuzje. Z tej perspektywy chyba dobrze się stało, że igrzyska zostały przeniesione o rok?

Od dziecka co chwilę jestem chory. W 2020 r. w ciągu ośmiu miesięcy chorowałem sześć razy. Gdy sezon osiągnął apogeum, złapałem anginę. Trzymało mnie dwa tygodnie. Musiałem zażywać antybiotyki, zrezygnowałem z treningów, bo ciężko to przechodziłem. Zdecydowałem się wyciąć migdałki, żeby uwolnić się od nawracających angin. W 2021 r. miałem trochę problemów z achillesem, chorowałem na COVID. Na szczęście to nie były na tyle poważne choroby, żeby utrudniły mi przygotowania do olimpiady.

 

Kajetan Duszyński na uroczystości wręczenia nagród prezydenta Chorzowa.
Kajetan Duszyński na uroczystości wręczenia nagród prezydenta Chorzowa.
FOT. ZBIGNIEW MEISSNER/PAP

 

To, co pan mówi, jest zaskakujące – wydawałoby się, że sportowcy to okazy zdrowia.

To mit. Jesteśmy silni, wytrenowani pod względem wytrzymałościowym, mamy większą sprawność motoryczną niż ktoś, kto nie trenuje. Ale jeśli chodzi o zdrowie, potrzebujemy pomocy dużo częściej niż przeciętna osoba w naszym wieku. Trochę jest też tak, że rodzi się obsesja na tym punkcie: nie możemy niczego bagatelizować, choćby najmniejszych urazów, bo po mocnym treningu mogą się zaognić. Podlegamy ogromnym przeciążeniom. Wcale nie jestem wyjątkiem. Ciężkie treningi osłabiają układ odpornościowy u wielu sportowców.

Z jakimi nadziejami leciał pan do Tokio?

Uwielbiam Japonię i sam wyjazd na olimpiadę był dla mnie wielkim przeżyciem. Nie miałem żadnych oczekiwań. Leciałem jako osoba spełniona. Tak sobie nawet myślałem, że gdybym miał kończyć karierę w tej chwili, to byłbym zadowolony i dumny. Wiedziałem, że jest szansa na medal w mikście, ale nie oczekiwałem go. Czułem się tak szczęśliwy i tak dobrze mi się biegało, że nie chciałem niczego więcej. Miałem lekką głowę i myślę, że to bardzo mi pomogło, bo nie czułem presji. Starałem się nie kalkulować, nie myśleć, tylko po prostu biegać.

Przejął pan pałeczkę od Justyny Święty-Ersetic i był trzeci za Dominikańczykiem i Holendrem. Za panem znajdował się Amerykanin. Trudniej jest gonić czy uciekać?

Na czwartej zmianie zdecydowanie trudniej jest uciekać. Dlatego ten bieg był wygrany już na etapie zmiany pałeczki. Gdybym biegł jako pierwszy, z małą przewagą w stosunku do rywali, to złota mogłoby nie być. Łatwiej mi się odnaleźć za kimś, złapać czyjś rytm, biegnę wtedy mniejszym kosztem. Zostawiłem sobie dużo siły na ostatnią prostą i później w idealnej chwili zaatakowałem. Na bieżni trzeba być pewnym siebie. Jeśli czujesz, że możesz wyprzedzić, to ruszasz mocno, nie oszczędzasz się, nie robisz tego na pół gwizdka. Wielu osobom obserwującym bieg wydawało się, że zacząłem atakować za wcześnie, bo przeważnie nie robi się tego na wyjściu z wirażu. Ale ja czułem, że rywale są ustawieni w taki sposób, że muszę wykorzystać moment i im uciec.

Wpadł pan na metę i…?

Tego się nie da opowiedzieć! Szczypałem się, żeby sprawdzić, czy nie śnię. Wcześniej nawet sobie nie wyobrażałem, że mogę być na takim poziomie, żeby polecieć na igrzyska. A tu zwycięstwo! To było spełnienie wszystkich marzeń. Dużo radości, ale głównie wzruszenie i niedowierzanie. Koniec pewnej drogi. Osiągnąłem to, co najważniejsze. Zupełnie niespodziewanie. Długo trwało, zanim to do mnie dotarło.

 

Zwycięska sztafeta mieszana z Tokio: Karol Zalewski, Kajetan Duszyński, Natalia Kaczmarek i Justyna Święty-Ersetic.
Zwycięska sztafeta mieszana z Tokio: Karol Zalewski, Kajetan Duszyński, Natalia Kaczmarek i Justyna Święty-Ersetic.
ŹRÓDŁO: PAP/NEWSCOM

 

Czuje pan presję, że teraz miejsce poza podium to za mało? Zaczynają się lamenty: „Co się stało z naszym olimpijczykiem! Gdzie ta forma?”.

Tak, to typowe. Kibice są różni. Do czasu zdobycia medalu w Tokio otaczałem się fanami, którzy wnikliwie śledzą lekkoatletyczne zawody i moją karierę. Wiedzą, że zawodnik biegający w sztafecie nie musi zdobywać złota w biegach indywidualnych i że zdarzają się gorsze sezony. Teraz trafiłem do świadomości szerszej publiki, a ta widzi tylko najważniejsze starty. Tutaj łatwiej o hejt, krytykę. Ludzie chcieliby oglądać same sukcesy. A nie da się zdobyć więcej niż złoto olimpijskie. Teraz łatwo o to, żeby było gorzej. Brak medalu, słabsza lokata, srebro czy brąz są odczytywane przez niektórych jako porażka. Prawda jest taka, że to, na jakie wyniki przełoży się nasza praca, zależy od wielu zmiennych.

Olimpijskie złoto to spełnienie marzeń czy dopiero początek kariery?

Przed sezonem chciałem może nie tyle kończyć karierę, ile zrezygnować ze szkolenia centralnego, z kadry. Nie jestem już młodym zawodnikiem. Jeszcze nie starym, ale do tej pory nie miałem większych sukcesów na koncie. Plasowałem się gdzieś w czołówce Polski. W biegach sztafetowych byliśmy w finałach imprez międzynarodowych, lecz nie udało nam się wywalczyć żadnego medalu. Nie wiedziałem, co dalej. Chłopaki z rocznika ’89, rekordziści świata, powoli kończyli karierę. Zaczynałem się zastanawiać, czy mam w tym sporcie jeszcze czego szukać, bo widać już młodych następców. Uznałem, że powinienem poważnie pomyśleć o swoim życiu. Zdecydować, czy dalej trenować, czy może skupić się na robieniu doktoratu.

I dostał pan potwierdzenie, że w lekkoatletyce jeszcze wiele przed panem.

Bardzo się z tego cieszę, bo chciałbym trenować jak najdłużej. Ale też twardo stąpam po ziemi. Decyzja o rezygnacji ze sportu byłaby dla mnie trudna. To niesamowite, że dostałem szansę i mogę dalej się realizować.

Jak wspomina pan wioskę olimpijską?

Uczestniczyłem w dwóch uniwersjadach – to takie igrzyska dla studentów, mają zbliżoną formułę – i spodziewałem się, że będzie podobnie. Jednak olimpiada to coś dużo większego, z rozmachem, mnóstwem kibiców i najlepszych sportowców z całego świata. Robi wrażenie. W Tokio byliśmy najdłużej ze wszystkich sportowców, bo sztafety mieszane rozpoczynają zawody, a męskie je kończą. Zdążyłem pozwiedzać całą wioskę olimpijską, rozmawiałem z zawodnikami, czuję, że naprawdę fajnie spędziłem ten czas. Na dodatek jestem fanem azjatyckiego jedzenia, więc każdy posiłek był dla mnie czymś wyczekiwanym. Najbardziej smakowała mi zupa udon miso i ryż w cieście, jakiego w Polsce nie miałem okazji próbować. Sushi jadłem trzy razy dziennie. Na stołówce mógłbym siedzieć cały dzień. Miałem wrażenie, że pachnę sosem sojowym (śmiech).

Naukę na politechnice w Łodzi rozpoczął pan, już uprawiając wyczynowo bieganie. To był plan B na wypadek, gdyby w sporcie nie wyszło?

Już w liceum interesowałem się biologią. Na Wydziale Biotechnologii i Nauk o Żywności odżyły moje dawne zainteresowania. Tryb studiów bardzo mi pomógł w łączeniu nauki i sportu, bo mogłem układać plan zajęć pod treningi. Od początku chciałem robić doktorat. Rozpocząłem pisanie pracy na temat krystalografii białek. W swoich badaniach zajmowałem się albuminami, czyli białkami z krwi, których główną funkcją jest transport różnych substancji. To dziedzina biologii strukturalnej, wykorzystywana w farmakologii. Ma duże znaczenie przy projektowaniu leków. Jest przydatna również w rolnictwie, np. do tego, żeby chwasty tak dobrze nie rosły. W marcu zawiesiłem badania na rok. Nie mam w tej chwili czasu, żeby się przyłożyć i siedzieć w laboratorium.

 

Kajetan Duszyński i Francuz Gilles Biron w biegu na 400 m podczas mistrzostw Europy U23 w Bydgoszczy w 2017 r.
Kajetan Duszyński i Francuz Gilles Biron w biegu na 400 m podczas mistrzostw Europy U23 w Bydgoszczy w 2017 r.
FOT. TYTUS ŻMIJEWSKI/PAP

 

Czy wiedza naukowa przydaje się w karierze biegacza?

W sporcie raczej nie wykorzystam tego, czego się uczyłem, przynajmniej nie bezpośrednio. Ale nie ma wiedzy zbędnej. Często sięgam po fachową literaturę na temat fizjologii i rozumiem, co tam napisano. Metabolizm nie jest mi obcy. Umiejętność czytania badań naukowych też bardzo się przydaje: potrafię ocenić, czy dana próba badawcza jest istotna, czy wzięła w niej udział wystarczająca liczba uczestników. Lubię poczytać o suplementacji. Łatwo mi oddzielić ziarno od plew. Dziś panuje dużo mitów dietetycznych, a ja mogę je zweryfikować w źródłach z pierwszej ręki.

Nie będzie pan pierwszym sportowcem z doktoratem. Zmarły niedawno Kazimierz Zimny, członek Wunderteamu, brązowy medalista igrzysk w Rzymie (1960), także obronił doktorat. Przez długi czas łączył treningi z pracą. Podobnie jak wielu innych sportowców, i to tych z czołówki. Jak to możliwe, że osiągali takie wyniki, skoro dodatkowo tak ciężko pracowali?

Też zadaję sobie to pytanie. Studiując i pracując w laboratorium, czułem, że lepiej mi się żyje. Miałem dwie płaszczyzny, jakąś rutynę. Fajnie mieć coś poza sportem. Nie potrzebujemy aż tyle wolnego czasu, nie trenujemy po 14 godzin dziennie. Co prawda po treningu człowiek jest bardzo zmęczony, ale dobrze mieć coś, co absorbuje, wypełnia czas. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby to była ciężka, fizyczna praca. Może dawniej ludzie byli twardsi? Albo mieli inne punkty odniesienia? Może nie mieli tylu zajęć, innych obowiązków albo mogli swobodniej układać sobie życie? Wbrew pozorom łatwiej wszystko pogodzić, jeśli nie ma centralnego szkolenia i obowiązku wyjazdów na zgrupowania.

Bezpieczeństwo finansowe to ważny aspekt dla sportowca. Czy program Team100 panu pomógł?

Pieniądze się przydały, nie miałem najmniejszego problemu z ich spożytkowaniem. Do dziś korzystam ze sprzętu, który wtedy kupiłem. Wcześniej inni sportowcy należeli do tego programu i bardzo im zazdrościłem. Myślałem sobie: „Kurczę, co ja bym za to kupił!”. Choćby takie świetne urządzenie do regeneracji! Zarówno w lekkoatletyce, jak i w sporcie olimpijskim utrzymujemy się ze stypendiów przyznawanych na rok, dlatego każdy kolejny rok to dla mnie wielka niewiadoma. Razem z moją dziewczyną wynajmujemy mieszkanie w Łodzi. Dzięki programowi mogłem spokojnie trenować i przygotowywać się do igrzysk, bo wiedziałem, że opłacę czynsz i pokryję inne niezbędne wydatki.

W czasach, gdy Wunderteam święcił triumfy, nie było opieki dietetyków, fizjoterapeutów, psychologów. Lekkoatleci trenowali na przestarzałych obiektach, na deskach ledwo zbitych, niestabilnych, z ostrymi wirażami. Nierzadko zawodnik sam musiał przygotować bieżnię, powyrywać chwasty. Czyli sportowcy nie powinni chyba dziś narzekać?

Sport oczywiście wygląda dziś dużo lepiej niż kiedyś. Istnieją doskonałe ośrodki, wyjazd z kadrą to coś bardzo wartościowego, mamy do dyspozycji sztab fachowców z różnych dziedzin. Są też większe możliwości, żeby zacząć trenować profesjonalnie. Ale człowiek do wszystkiego potrafi się przyzwyczaić. Widzi, jak trenują inni, jak żyją. Często spotykam się z głosami, że w porównaniu z zawodnikami z Holandii czy Niemiec nie mamy superwarunków. Gdyby śp. Kazimierz Zimny to zobaczył, powiedziałby coś innego: że mamy jak w niebie. W sporcie chodzi o to, żeby trenować najlepiej, jak się da, na miarę możliwości, tego, co jest nam dane.

 

Kajetan Duszyński podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej w Chorzowie.
Kajetan Duszyński podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej w Chorzowie.
FOT. ADRIAN ŚLĄZOK / EAST NEWS

 

Nowością podczas tych igrzysk były buty z wkładką karbonową. Mówiło się, że to prawdziwy przełom. Jak panu się w nich biegało?

Te buty mocno zmieniają mechanikę, są bardziej sprężyste – i dlatego czasy są lepsze. Część zawodników, szczególnie tych biegających szybko na wirażach, może mieć z tym problemy. Mnie akurat dobrze się biegało. Biegam długim krokiem, wkładam dużo siły przy nacisku stopy na podłoże. Dzięki tym butom szybciej mogę się odbić, czas kontaktu stopy z podłożem jest krótszy. Ale zarazem te nowe buty wymagają czasu, żeby nauczyć się w nich biegać. Trzeba lepiej trafiać ze środkiem ciężkości.

Zimny biegał w ciężkich, twardych i niewygodnych butach, wkręty w podeszwie wchodziły w stopę i przebijały skórę. Nieraz miał stopy poranione do krwi. Mimo to wykręcał najlepsze czasy.

To pokazuje, jak bardzo sport poszedł do przodu i jak profesjonalny się stał. Dziś najmniejsze obtarcia czy niedociągnięcia decydują o medalach. Poziom jest wysoki, dużo osób rywalizuje i trudno znaleźć się na szczycie. Szuka się wszystkiego, co może pomóc. Dawniej sportowcy też poszukiwali najlepszych rozwiązań, żeby wygrywać, tyle że na miarę swoich możliwości. To się nigdy nie zmieni. Obuwie co roku jest lepsze, bieżnia także się udoskonala. Postęp technologiczny jest nieunikniony. Ale lekkoatletyka to wymierny sport, tutaj wszystko jest mierzone.

Ludzie biegają, by się odstresować. A co robi biegacz dla relaksu?

Lubię proste rzeczy: popykać sobie w planszówki, pograć na komputerze. Czasami idę do kina. Dużo czytam, lubię literaturę popularnonaukową. To mnie relaksuje. Raczej trudno mnie wyciągnąć z domu. Wolę posiedzieć z dziewczyną, niż iść na imprezę. Jestem trochę nerdem.

To jak pan sobie radzi z popularnością? Bo jak się zostaje mistrzem olimpijskim, to ona chyba przychodzi w pakiecie? Dawniej lekkoatleci byli niezwykle popularni, niemalże jak Bitelsi.

Mieli status rock stars! Ja też spotykam się z wyrazami uznania, ale raczej ze strony starszego pokolenia. Moi rówieśnicy nie interesują się za bardzo lekkoatletyką. Nie czuję się jak Robert Lewandowski, że nie mogę wejść do żabki po colę, to nie ten poziom. Jestem znany wśród lekkoatletów: kiedy jadę na zgrupowanie czy wchodzę na stadion, każdy mnie rozpoznaje. Czasem ktoś podchodzi, żeby zrobić sobie ze mną zdjęcie, porozmawiać. To bardzo miłe.

„To był wręcz wzorcowy występ. Wreszcie dorósł do wielkości. Znakomicie wytrzymał nerwowo, do tego ten piękny, luźny krok, bez żadnej spinki, biega pięknie z wysoko uniesionym biodrem, luźno, swobodnie” – to słowa pańskiego trenera po Tokio. W bieganiu styl też jest ważny? Może powinny być dodatkowe noty, jak w skokach za lądowanie?

O tak! Myślę, że trener dodałby mi parę punktów za styl. Kojarzę tę jego wypowiedź, jak rzadko kiedy mnie pochwalił. Może na forum nie chciał mnie ochrzaniać, bo normalnie zawsze znajdzie coś do poprawki. Patrzy krytycznym okiem. W końcu to trener, szuka miejsca na progres. Dużo osób mówi mi, że biegam z „wysokim biodrem”. Gorzej jest z ramionami, bo nie zawsze pracują symetrycznie. Każda technika ma swoje plusy i minusy. Przez to, że mam długi krok, nie jestem aż tak szybki.

 

Kajetan Duszyński na spotkaniu z mieszkańcami Chorzowa po igrzyskach w Tokio otrzymał pamiątkową koszulkę Ruchu Chorzów. Numer na koszulce to czas Duszyńskiego w biegu po złoto.
Kajetan Duszyński na spotkaniu z mieszkańcami Chorzowa po igrzyskach w Tokio otrzymał pamiątkową
koszulkę Ruchu Chorzów. Numer na koszulce to czas Duszyńskiego w biegu po złoto.
FOT. ADRIAN ŚLĄZOK / EAST NEWS

 

Stefana Kostrzewskiego, uczestnika pierwszych w historii niepodległej Polski igrzysk w Paryżu, również chwalono za piękne bieganie. Za to Janusz Kusociński, jeden z najlepszych polskich biegaczy wszech czasów, był niski i krępy, mówiono, że ma ciężki styl.

Najważniejszy jest dobry czas, to priorytet dla biegacza. Poczucie swobody też ma duże znaczenie na dystansie 400 m. Podobnie jak dobra technika: to, żeby mieć palce zadarte do siebie, łokieć pchać do tyłu – bo to pozwala biegać szybko małym kosztem. Wizualne aspekty schodzą na dalszy plan.

Kostrzewski interesował się tym, jak ćwiczą sportowcy na Zachodzie, wdrażał nowinki. Zaczął trenować koszykówkę i zimą, zamiast na otwartej przestrzeni, pracował nad formą na hali. Kusociński był pionierem treningu interwałowego. Wzmacniał mięśnie, kosząc zboże. Pan także podgląda innych sportowców?

W tej kwestii całkowicie zawierzam trenerowi, a on jest dość konserwatywny. Trzymamy się sprawdzonych metod, niczego nowatorskiego nie wprowadzamy. Dziś wszystko można podpatrzyć w internecie. Ale trening musi być spójny jako całość. Jedna rzecz może zaburzyć coś innego i bardziej zaszkodzić, niż pomóc. Na zawodach obserwuję, jak rozgrzewają się inni sportowcy. Wachlarz możliwości jest ogromny. Jedni zaczynają rozgrzewkę na dwie godziny przed biegiem, inni tylko się rolują [rozluźniają mięśnie na specjalnym wałku – przyp. red.] albo spędzają czas u fizjoterapeuty. Niektórzy zawodnicy robią przetarcie, czyli mocny bieg na 60 m, inni biegną wolne 300 m. Tutaj można próbować czegoś nowego. Jeśli chodzi o sam trening, trzeba być konsekwentnym i zmieniać coś najwcześniej po roku, bo nie wiadomo, co ta zmiana przyniesie.

W czasach walki o niepodległość medale zdobywane na arenach międzynarodowych stanowiły wymowny znak tego, że Polska nie zginęła. Czy czuje pan, że w sporcie chodzi o coś więcej?

Tak, zdecydowanie. Wiem, że zdobyciem medalu wniosłem do społeczeństwa coś ważnego. Kiedy trenowałem z pieniędzy publicznych i nie osiągałem zadowalających rezultatów, czułem się trochę niepotrzebny. Medal z Tokio dał mi poczucie, że zrobiłem coś istotnego. Olimpijskie złoto jest czymś niesamowitym. Widzę, jakie znaczenie ma ten krążek dla wielu ludzi, jakiego wzruszenia i dumy im dostarczył. To mi wiele uzmysłowiło. Mam teraz wewnętrzną motywację, by robić to dalej.

 

Polska sztafeta mieszana na najwyższym stopniu olimpijskiego podium w Tokio.
Polska sztafeta mieszana na najwyższym stopniu olimpijskiego podium w Tokio.
FOT. LESZEK SZYMAŃSKI/PAP

 

Janusz Kusociński i jego największy rywal z bieżni, Józef Noji, byli żołnierzami. Za działalność podziemną w czasie II wojny światowej zapłacili najwyższą cenę: zostali zamordowani przez Niemców. Czy dziś egzamin z patriotyzmu może stać się udziałem naszych sportowców?

Ja też jestem żołnierzem, niedawno zostałem wcielony do wojska. Wielu lekkoatletów podlega takim samym obowiązkom jak żołnierze zawodowi. Kiedy wybuchła wojna na Ukrainie, liczyliśmy się z tym, że możemy zostać zmobilizowani. Tu nie ma się nad czym zastanawiać. W tej chwili nasza rola jako sportowców polega na tym, by trenować i reprezentować Polskę na zawodach międzynarodowych. Ale jeżeli wybuchnie wojna, nie będzie nic ważniejszego niż obrona ojczyzny. Sport to luksus, na który możemy sobie pozwalać w czasach pokoju, dobrobytu. W momencie gdy ojczyzna wzywa, trzeba rzucić wszystko.

Kim jesteśmy

PROJEKT INSTYTUTU ŁUKASIEWICZA

TEAM100. Olimpijskie opowieści z Tokio i Pekinu

Team100 to program mający na celu wspieranie młodych, utalentowanych sportowców – poprzez dodatkowe stypendia, które pozwalają im łączyć sport z nauką i podnoszeniem kwalifikacji zawodowych. Tylko w ciągu pierwszych czterech lat – od 2017 do 2021 r. – programem zostało objętych 430 zawodników reprezentujących sporty olimpijskie i paraolimpijskie. W sumie w tamtym czasie zdobyli oni aż 574 medale na imprezach w randze mistrzostw Europy i mistrzostw świata. Od 1 stycznia 2022 r. program ma formę stypendiów przyznawanych i finansowanych przez Ministerstwo Sportu i Turystyki. Publikacja Instytutu Łukasiewicza zawiera 16 historii beneficjentów programu Team100. Mistrzowie olimpijscy i paraolimpijscy oraz medaliści z Tokio; zawodnicy, którym w Pekinie do podium zabrakło bardzo niewiele – wszyscy opowiadają o swojej sportowej drodze, najwspanialszych i najtrudniejszych chwilach.

  • Poruszające rozmowy z wybitnymi reprezentantami Polski
  • Ponad 120 zdjęć z igrzysk i innych imprez
  • Wiele historycznych odniesień do najwspanialszych chwil i postaci w dziejach polskiego sportu

Bezpłatne egzemplarze książki trafią do ponad dwustu szkół i klubów sportowych w całej Polsce. Publikacja jest współfinansowana ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki.

16 WSPANIAŁYCH

Poznaj historie olimpijczyków i paraolimpijczyków z ostatnich igrzysk

Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020   Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020

Najdziwniejsze igrzyska

Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020

Natalia Kaczmarek Natalia Kaczmarek

Nie jestem zafiksowana na tym, by dogonić Szewińską. Po prostu robię swoje

Natalia Kaczmarek

Złota medalistka z Tokio w sztafecie mieszanej i zdobywczyni srebrnego medalu w sztafecie żeńskiej

Patryk Dobek Patryk Dobek

Za metą przemknęło mi przez głowę: niemożliwe, żeby to było takie proste

Patryk Dobek

Rozmowa z Patrykiem Dobkiem, olimpijczykiem z Tokio, zdobywcą brązowego medalu w biegu na 800 m

Kajetan Duszyński Kajetan Duszyński

Sport to luksus, na który możemy sobie pozwalać w czasach pokoju

Kajetan Duszyński

Rozmowa z Kajetanem Duszyńskim, złotym medalistą z Tokio w sztafecie mieszanej 4 × 400 m

Dariusz Kowaluk Dariusz Kowaluk

Sportowiec od 400 boleści

Dariusz Kowaluk

Historia Dariusza Kowaluka, mistrza olimpijskiego w sztafecie mieszanej 4 × 400 m z Tokio

Anna Puławska Anna Puławska

Jeśli w Paryżu uda mi się zdobyć złoto, będę mogła odłożyć wiosła i powiedzieć, że jestem spełniona

Anna Puławska

Rozmowa z Anną Puławską, srebrną i brązową medalistką olimpijską z Tokio, dwukrotną mistrzynią świata i trzykrotną mistrzynią Europy z 2022 r.

Justyna Iskrzycka Justyna Iskrzycka

Szczęście sprzyja odważnym. Ale najważniejsze są umiejętności i forma sportowa

Justyna Iskrzycka

Rozmowa z Justyną Iskrzycką, brązową medalistką olimpijską z Tokio, mistrzynią Europy z 2018 r.

Helena Wiśniewska Helena Wiśniewska

Większość sportowców może tylko pomarzyć, żeby być na igrzyskach. A ja przywiozłam do Polski medal

Helena Wiśniewska

Rozmowa z Heleną Wiśniewską, brązową medalistką olimpijską z Tokio, zdobywczynią dwóch brązowych medali mistrzostw świata (2018 i 2019)

Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020 Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020

Mieszanka obaw i nadziei

Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020

Marzena Ziemba Marzena Ziemba

Trzeba przekraczać własne ograniczenia

Marzena Ziemba

Rozmowa z Marzeną Ziębą, srebrną (Rio de Janeiro 2016) i brązową (Tokio) medalistką igrzysk paraolimpijskich w podnoszeniu ciężarów (+86 kg)

Maciej Lepiato Maciej Lepiato

Raz na cztery lata o danej godzinie musi się zgrać wszystko

Maciej Lepiato

Rozmowa z Maciejem Lepiato, skoczkiem wzwyż, zdobywcą złotych medali w Londynie (2012) i Rio de Janeiro (2016) oraz brązowego medalu w Tokio, czterokrotnym mistrzem świata

Karolina Kucharczyk Karolina Kucharczyk

Chcę pokazać, że istnieje paraolimpijka, która dorównuje zdrowym zawodniczkom

Karolina Kucharczyk

Rozmowa z Karoliną Kucharczyk, dwukrotną mistrzynią paraolimpijską w skoku w dal – z Londynu (2012) i Tokio, srebrną medalistką z Rio de Janeiro (2016)

Barbara Bieganowska-Zając Barbara Bieganowska-Zając

Każdy może założyć adidasy i się wykazać. Albo zrobić coś innego, żeby mu w życiu było lepiej

Barbara Bieganowska-Zając

Rozmowa z Barbarą Bieganowską-Zając, czterokrotną mistrzynią paraolimpijską: w biegach na 800 m z Sydney (2000) oraz na 1500 m z Londynu (2012), Rio de Janeiro (2016) i Tokio

Adrian Castro Adrian Castro

Nieważne, czy gram w chińczyka, z kolegą na konsoli, czy rywalizuję w sporcie – zawsze idę na maksa

Adrian Castro

Rozmowa z Adrianem Castro, srebrnym (Tokio) i brązowym (Rio de Janeiro 2016) medalistą paraolimpijskim w szermierce

Michał Derus Michał Derus

„Emeryt”, który został mistrzem olimpijskim

Michał Derus

Historia Michała Derusa, dwukrotnego srebrnego medalisty paraolimpijskiego w biegu na 100 m z Rio de Janeiro (2016) i Tokio

Oliwia Jabłońska Oliwia Jabłońska

Wystarczy przezwyciężyć słabszy moment, bo zaraz znowu będzie dobrze

Oliwia Jabłońska

Rozmowa z Oliwią Jabłońską, srebrną (Londyn 2012) oraz brązową (Rio de Janeiro 2016 i Tokio) medalistką paraolimpijską w pływaniu

Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022 Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022

Wymazy, bojkot i kontrowersje

Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022

Piotr Michalski Piotr Michalski

Teraz widzę, że sportowe życie mimo wszystko jest czymś przyjemnym i innym

Piotr Michalski

Rozmowa z Piotrem Michalskim, łyżwiarzem szybkim, olimpijczykiem z Pjongczangu (2018) i Pekinu, mistrzem Europy (2022) na 500 m

Natalia Maliszewska Natalia Maliszewska

Jechałam do Pekinu spełnić marzenia. To była kwestia wykonania swojej roboty

Natalia Maliszewska

Rozmowa z Natalią Maliszewską, olimpijką z Pjongczangu (2018) i Pekinu, łyżwiarką szybką specjalizującą się w short tracku, mistrzynią Europy z 2019 r. i zdobywczynią Pucharu Świata na 500 m w sezonie 2018/2019