MENU

Do Pekinu w 2022 r. leciała pani jako pewna kandydatka do medalu w biegu na 500 m. Nie mogła pani jednak udowodnić swojej formy z powodu pozytywnego wyniku testu na COVID-19. Jak pani to odreagowała?

Miałam różne etapy. Na izolacji w hotelu czułam wielką złość. Gdyby ktoś dał mi worek do bicia, tobym go rozwaliła, tak cholernie byłam wkurzona. Do tego dochodziły ogromna frustracja, bezsilność, bo nic nie mogłam zrobić. Na co dzień jestem spokojną osobą, nie zdarzają mi się wybuchy agresji. Ale zostawiłam pokój w katastrofalnym stanie, przyznaję: rozwaliłam krzesło, paczki z jedzeniem wylądowały na ścianie, na podłodze. Jedynym czystym miejscem zostało łóżko, bo wiedziałam, że będę musiała spędzić na nim jeszcze kilka dni.

Najgorsza była chyba ta huśtawka emocjonalna: najpierw dwa pozytywne wyniki testu, a później negatywny – i zwolnienie z izolacji.

Był taki moment, że wyszłam z pokoju, byłam w wiosce olimpijskiej. Organizatorzy dali mi nadzieję, że wystartuję na moim koronnym dystansie. I kiedy koniec końców kazali mi wrócić z lodowiska do hotelu na izolację, trochę siebie nie poznawałam. Byłam w rozsypce. Czułam, że nie dam rady się kontrolować. Nie mogłam złapać oddechu, miałam wrażenie, jakby ktoś zacisnął mi ręce na gardle i chciał mnie udusić. Totalna histeria: płacz, ból. Jedna z moich gorszych chwil. Wiedziałam, że to koniec, że nie wystartuję.

 

Natalia Maliszewska

Urodzona 16 września 1995 r. w Białymstoku. Łyżwiarka szybka specjalizująca się w short tracku. Jej koronną konkurencją jest wyścig na 500 m. Mistrzyni Europy z 2019 r. i zdobywczyni Pucharu Świata na tym dystansie w sezonie 2018/2019.

Treningi w short tracku zaczęła jako 12-latka. W zawodach o Puchar Świata zadebiutowała w sezonie 2012/2013. W 2013 r. zdobyła pierwszy dla Polski medal na międzynarodowej imprezie w tej dyscyplinie sportu (brąz mistrzostw Europy w sztafecie).

W 2018 r. zadebiutowała na zimowych igrzyskach olimpijskich. W Pjongczangu swój start na dystansie 500 m zakończyła na ćwierćfinale, zajmując w nim trzecie miejsce (w klasyfikacji końcowej uplasowała się na 11. pozycji). W tym samym roku wywalczyła srebrny medal światowego czempionatu i po raz pierwszy zwyciężyła w zawodach o Puchar Świata.

W 2019 r. została mistrzynią Europy i odebrała Kryształową Kulę za triumf w Pucharze Świata na dystansie 500 m w sezonie 2018/2019. W latach 2020–2021 zdobyła dwa kolejne medale mistrzostw Europy – najpierw brązowy, a następnie srebrny.

Na zimowych igrzyskach olimpijskich w Pekinie w 2022 r. nie została dopuszczona do startu na 500 m z powodu nieuzyskania bezpośrednio przed zawodami dwóch z rzędu negatywnych wyników testów na koronawirusa. Na 1000 m upadła w wyścigu ćwierćfinałowym i nie awansowała do półfinału. Na 1500 m również odpadła w ćwierćfinale, w którym zajęła piąte miejsce. W wyścigu sztafetowym na 3000 m uplasowała się na szóstej pozycji.

Sezon 2021/2022 Pucharu Świata na 500 m Natalia Maliszewska zakończyła na trzeciej lokacie.

 

Natalia Maliszewska podczas wręczenia nominacji oraz uroczystego ślubowania przed wyjazdem na igrzyska w Pekinie.

Natalia Maliszewska podczas wręczenia nominacji oraz uroczystego ślubowania przed wyjazdem na igrzyska w Pekinie.

FOT. PIOTR NOWAK / PAP

 

Kolejny etap?

Już w pokoju hotelowym, kiedy wróciłam z wioski olimpijskiej i oglądałam na komputerze swój bieg. Śmiałam się: „Ha, ha, to mój bieg, miałam w nim jechać”. Podświadomość powtarzała: „Ej, Natalka, to nie jest normalne, że się z tego śmiejesz”. A później było tylko gorzej. Zaczęłam odcinać się od świata. Bliscy nie wiedzieli, jak mi pomóc. Nie dałam rady z nimi rozmawiać, coś mnie blokowało. 

Powrót do domu to był kolejny cios. Inaczej go sobie wyobrażałam: widziałam siebie z medalem na szyi. Wróciłam, nie dokończywszy zadania, czegoś, co sobie zaplanowałam. Zazwyczaj ludzie cieszyli się, witali mnie, gdy pojawiałam się w mieście po zawodach. A wtedy przez parę tygodni czułam, że patrzą na mnie ze współczuciem. To mnie dobijało, bo chciałam jak najszybciej zapomnieć o igrzyskach. Domyślam się, że każdy chciał mi przekazać swoje wsparcie, powiedzieć, że był tam razem ze mną i to przeżywał. W całym mieście wisiały plakaty z moim zdjęciem i hasłem: „Natalia, nie jesteś sama”. Na szczęście rzadko wychodzę z domu, bo gdybym musiała je co chwilę oglądać, chyba bym zwariowała.

Te wszystkie etapy to klasyczny model przechodzenia żałoby po stracie: wstrząs, szok, zaprzeczenie, długi okres smutku i na końcu ukojenie. Doszła już pani do tego ostatniego?

Nawet kiedy teraz rozmawiamy, zakręciła mi się łezka w oku. Malutka. Wspomnienia tego, co się wydarzyło, są na tyle silne, że pewnie długo będą wywoływały smutek. Ale to nic złego, że pojawiają się łzy. Płacz jest czymś oczyszczającym, pomaga uwolnić stres, emocje, napięcie. Nie zamierzam się tego wstydzić. Całą sytuację przeżyłam jeszcze mocniej już w domu, patrząc na wszystko z dystansu. W Pekinie byłam w trybie gotowości: dobra, jestem w izolacji, ale jakoś sobie poradzę, będę trenowała na tych paru metrach kwadratowych, może uda mi się podtrzymać formę. Powiedziałam sobie, że nawet jeśli wyjdę w dniu startu, to pobiegnę i wygram. Wiedziałam, że przyjechałam do Pekinu spełnić marzenia i muszę wykonać swoją robotę. Nie dopuszczałam myśli, że to się może nie udać. Myślałam, że wszystko się wyjaśni, bo przecież nie miałam żadnych objawów choroby.

Wróciła pani do rywalizacji na dystansie 1000 m, lecz upadek przekreślił szansę na medal. Na 1500 m była pani piąta w ćwierćfinale, a w wyścigu sztafet – szósta. Stres i izolacja odbiły się na pani mocniej, niż początkowo się wydawało. 

Dopóki się nie zatrzymałam i nie przemyślałam wszystkiego, nie rozumiałam, że oszukiwałam samą siebie, swój organizm. Nie da się być w życiowej formie, nie stając na lodzie przez osiem dni. W izolacji byłam narażona na ogromny stres, żyłam w ciągłym napięciu. Mimo bardzo dobrego przygotowania do biegu na wszystkich dystansach to nie miało prawa wyjść. To, że przeszłam pierwszy bieg na 1000 m, to już był duży sukces. W biegu ćwierćfinałowym zajęłam czwartą pozycję. Na ostatnim kółku wiedziałam, że muszę coś zrobić, bo będę żałować. I popełniłam błąd: zaczepiłyśmy się płozami z inną zawodniczką. Dlatego się wywróciłam.

Znakomita łyżwiarka Elwira Seroczyńska na igrzyskach w Squaw Valley w USA w 1960 r. zdobyła srebro na 1500 m i biegła na 1000 m po złoty medal. Na ostatnim wirażu zawadziła płozą o grudkę lodu i upadła. Świadomość, że zadecydował czynnik niezależny od nas, jest gorsza niż przegrana z powodu złej formy?

W dyscyplinach typu short track wiele elementów wpływa na wynik końcowy. Możemy się potknąć, przewrócić, stracić płozę – mówimy tak, kiedy w trakcie biegu łyżwa się stępi; po torze jeździ wiele osób, zdarzają się różne przeszkody. Przewróciłam się, bo chciałam zareagować, być aktywna, przejść dalej. Walczyłam o swoje marzenia, ale koniec końców nie wyszło. Co i tak jest lepsze niż sytuacja z biegiem na 500 m, w którym w ogóle nie mogłam wystartować. Wolałabym go zepsuć, przewrócić kogoś, dostać dyskwalifikację. Byłabym wtedy bardzo zła na siebie, ale wiedziałabym, że to tylko moja wina. A ja nie miałam szansy.

 

Upadek w ćwierćfinale biegu na 1000 m przekreślił nadzieje Natalii Maliszewskiej na medal w tej konkurencji.

Upadek w ćwierćfinale biegu na 1000 m przekreślił nadzieje Natalii Maliszewskiej na medal w tej konkurencji.

FOT. HOW HWEE YOUNG / EPA / PAP

 

Po Pekinie pojawiły się głosy, że jeżeli wyniki sportowe były w tak dużym stopniu zależne od testów na koronawirusa, to igrzyska powinny zostać odwołane.

Jeszcze przed olimpiadą rozmawiałam o tym z moim narzeczonym: a co, jak nam odwołają igrzyska, przesuną je na następny rok? Powiedziałam Piotrkowi, że jestem tak świetnie przygotowana, że muszę jechać do Pekinu, nie ma innej opcji. Nie po to się katowałam i tak ciężko trenowałam, żebym teraz miała odpuścić i przygotowywać się od nowa. Nikt nie mógł pewnych rzeczy przewidzieć. Gdybym teraz powiedziała: „Tak, tak, trzeba było odwołać igrzyska”, to byłabym nieuczciwa wobec samej siebie. W tamtym momencie miałam stuprocentową pewność, że chcę jechać do Pekinu, pokazać, jak ciężko trenowałam, i zdobyć medal. Mimo że to ja nie mogłam pobiec na swoim dystansie, nie odwołuję tych słów. Chciałam, żeby igrzyska się odbyły. Byłam świetnie przygotowana.

Czuje się pani okradziona z medalu?

Czy okradziona? Nie wiem. Na pewno oszukana – systemem, bezsensownymi zasadami, brakiem jasnych reguł obowiązujących wszystkich i jakichkolwiek konsekwencji tej sytuacji. To nie trzymało się kupy. I nawet nie wiem, kogo mogłabym prosić o jakiekolwiek wyjaśnienia.

W latach 80. żadna polska łyżwiarka nie mogła dorównać Erwinie Ryś-Ferens. 76 razy była mistrzynią Polski, ustanowiła 50 krajowych rekordów, stawała na podium mistrzostw Europy i świata. Niemniej choć czterokrotnie startowała na igrzyskach, medal olimpijski pozostał jej niespełnionym marzeniem.

Przypomina mi się klątwa Pawła Fajdka. Wiele razy był na igrzyskach, ale za każdym razem wracał bez medalu. [Dopiero z Tokio wrócił z olimpijskim krążkiem – przyp. red.]. Wielki chłop, niesamowicie silny, wydawałoby się, że nic nie może go złamać – a mówił o klątwie. Igrzyska to niesamowite zawody, które rządzą się swoimi prawami, i wielkie przeżycie. Nie wszyscy radzą sobie z tą presją. To jest coś, nad czym się pracuje. Sportowiec, który wie, jak dużo pracy włożył w przygotowania, powinien być spokojny. Kiedy jechałam na igrzyska do Pekinu, czułam, że to kwestia zrobienia swojej roboty i będzie załatwione – przywiozę medal.

 

Od lewej: Nikola Mazur, Kamila Stormowska, Natalia Maliszewska i Patrycja Maliszewska po biegu finału B sztafet na 3000 m na igrzyskach w Pekinie.

Od lewej: Nikola Mazur, Kamila Stormowska, Natalia Maliszewska i Patrycja Maliszewska po biegu finału B sztafet na 3000 m na igrzyskach w Pekinie.

FOT. GRZEGORZ MOMOT / PAP

Myśl o krążku nie dawała Ryś-Ferens spokoju. Zawodniczka serwowała sobie katorżnicze treningi. Dopiero praca z psychoterapeutką pozwoliła jej zrozumieć, że najważniejsza jest wiara w siebie, bo „to dusza porusza ciałem”.

To bardzo fajne stwierdzenie, zgadzam się z nim. Powodzenie w dużej mierze zależy od tego, w jakim stanie jest nasza dusza, czy jesteśmy szczęśliwi, czy czujemy się dobrze. Praca z psychologiem nadal pozostaje dla wielu osób tematem tabu. Niektórzy wolą się do niej nie przyznawać. Moim zdaniem trening mentalny jest równie ważny jak trening fizyczny. To, że potrzebuję pomocy w pewnych kwestiach i pracuję z psychologiem, nie jest niczym złym i nie świadczy o mojej słabości. Przeciwnie: to dowód, że jestem na tyle odważna i silna, aby pracować na wszystkich polach, które mogą przełożyć się na wynik sportowej rywalizacji.

Igrzyska to dla sportowca nie tylko kwestia ambicji czy niespełnionych marzeń. Brak medalu realnie przekłada się na finanse.

Jestem w 100% zaangażowanym, profesjonalnym sportowcem. I tak, medal na igrzyskach to gwarancja emerytury, bezpieczeństwo finansowe – miałam tego świadomość. Myślałam o tym, że mogłabym w końcu kupić mieszkanie, żyć w bardziej komfortowych warunkach, w większym metrażu. To byłoby zwieńczenie mojej sportowej drogi. Ale gdybym robiła wszystko jedynie dla kasy, toby się tak ładnie nie układało. Dla mnie sport to pasja. Trenuję, bo uwielbiam się ścigać, być w formie, wygrywać. Kocham te szachy, które dzieją się na lodzie, tę grę, adrenalinę, to, że mogę przycisnąć trochę mocniej na wirażu i kogoś wyprzedzić. Na tyle zaskoczyć rywala, że później podchodzą do mnie trenerzy i gratulują mi fantastycznego biegu. Nie mogłabym bez tego żyć. Wartość finansowa olimpijskiego krążka jest wielka, ale dla mnie to po prostu wynagrodzenie za ciężką pracę, za to, co zrobiłam z własnym ciałem i jak bardzo jestem w stanie przekraczać swoje granice. To jest ta wartość medalu, którą chcę poczuć.

Pani narzeczony Piotr Michalski też trenuje łyżwiarstwo szybkie i też był w Pekinie. Jesteście jak Steffi Graf i Andre Agassi.

Gdybym była w związku z osobą spoza sportu, musiałabym jej dużo tłumaczyć: że nie mam czasu, nogi mnie bolą i nie dam rady chodzić, nie chce mi się nigdzie iść wieczorem ze znajomymi. Mam komfort psychiczny, że Piotrek mnie rozumie. To ogromne ułatwienie. Gdy jesteśmy zmęczeni, to po prostu siedzimy w domu.

Kiedy osiągnęłam pierwsze dobre wyniki, Piotrek do mnie napisał. Wiedziałam oczywiście, kim jest, że to gość z długiego toru, ale kompletnie nie sądziłam, że może zostać moim narzeczonym. Od wiadomości do wiadomości nasza znajomość zaczęła się rozwijać. Czuliśmy, że dobrze się ze sobą dogadujemy. Mieliśmy kontakt, którego nie da się wypracować, to przyszło naturalnie. Od pięciu lat jesteśmy razem. Start Piotrka na igrzyskach był niesamowitym sukcesem, którego tak cholernie – bardzo pozytywnie, po sportowemu – mu zazdroszczę. Był tak blisko medalu, otarł się o niego. Czułam dumę z tego, że na igrzyskach trzymał naszą rodzinę na wysokim poziomie.

Czym narzeczony panią zauroczył? 

Piotr jest bardzo inteligentny. Dużo wie, rozwija się w różnych dziedzinach pozasportowych. Ma fajne poczucie humoru, rozśmiesza mnie. Jest też uczuciowym facetem: nie wstydzi się powiedzieć, że mnie kocha, uronić łzę. Jest otwarty, ale zarazem zamknięty, gdy nie czuje się pewnie w jakimś towarzystwie – przy mnie jest prawdziwym Michalskim, przy innych bywa ostrożny. Jest spokojny, opanowany. Z kolei ja jestem na tyle energetyczna i przebojowa, często denerwująca, że potrafię go doprowadzić do sytuacji kryzysowych (śmiech).

Łyżwiarstwo szybkie kobiet pojawiło się po raz pierwszy na igrzyskach w USA w 1960 r. Helena Pilejczyk wywalczyła tam brąz. W jej wspomnieniach z tego historycznego biegu zapisał się… strój, w jakim startowała: przyduży sweter i dziergane rajstopy, bezkształtnie zwisające z nóg. Sama je zwężała, by nadać im formę. 

Jestem z tych kobiet, które lubią wyglądać dobrze, nawet w stroju sportowym. To coś, na co zwracam uwagę. Na lodowisku chcę czuć się wygodnie, komfortowo – ale też atrakcyjnie. Młodsza już nie będę. Fajnie jest podkreślać zalety swojego ciała. W stroju sportowym spędzam 90% życia. Firma 4F, od której mamy kolekcję olimpijską, stara się, żebyśmy wyglądali jednocześnie schludnie i modnie, na czasie.

 

Natalia Maliszewska i Piotr Michalski podczas konferencji prasowej i treningu medialnego kadry narodowej w short tracku i łyżwiarstwie szybkim na torze lodowym w tomaszowskiej Atlas Arenie.

Natalia Maliszewska i Piotr Michalski podczas konferencji prasowej i treningu medialnego kadry narodowej w short tracku i łyżwiarstwie szybkim na torze lodowym w tomaszowskiej Atlas Arenie.

FOT. GRZEGORZ MICHAŁOWSKI / PAP

 

 

Sport uczy poświęcenia, nieustępliwości, wytrwałości w dążeniu do celu, walki fair play. Czy to sprawia, że sportowcom bardziej naturalnie przychodzi poświęcenie dla ojczyzny? 

Sportowiec wie, że cokolwiek by się działo, musi walczyć do końca. Miałam takie obawy: a co, jeśli wojna przyjdzie do Polski, trzeba będzie walczyć, bo Rosja nas zaatakuje? Każdy może sobie mówić, że zrobiłby to czy tamto. Ale myślę, że gdyby zaszła taka potrzeba, wzięłabym broń do ręki i stanęła do walki. Nawet gdybym miała wyeliminować dwie głowy za swoją jedną – warto.

Ostatnie lata są wyjątkowe: pandemia, wojna. Takie rzeczy były do tej pory tylko w książkach, nikt nie sądził, że mogą się wydarzyć naprawdę. W jednym momencie wznosimy do góry zwycięskie puchary, a chwilę później – broń. Ukraińscy zawodnicy, którzy wracają walczyć za swój kraj, pokazują swoje patriotyczne dusze. Cały świat się z nimi solidaryzuje. Kiedy startowali na olimpiadzie, kibice na trybunach zgotowali im owacje na stojąco. To piękny symbol tego, że ludzie są za pokojem na świecie i potępiają to, co robi Rosja.

Ma pani znajomych sportowców z Ukrainy? 

Tak. Kiedy wybuchła wojna, próbowałam się z nimi kontaktować, oferowaliśmy im pomoc. Wiem, że zniszczono im lodowisko – w wyniku wybuchu bomby zawaliła się ściana. Cała kadra i większość łyżwiarzy jest teraz w Opolu. Trener ukraiński został zatrudniony przez tamtejszy klub.

Znam też zawodników z Rosji. Pisałam do nich ze słowami otuchy, bo zaczęli być oskarżani o to, co się dzieje. Niektórzy sportowcy popierają Putina i mówią o tym głośno. Ale wiem również, że nie jest łatwo sprzeciwić się panującemu tam systemowi. Sportowcy są na świeczniku. Jeśli coś zrobią nie tak, będą mieli problemy do końca życia. Rozumiem, że nie wychylają się z gestami poparcia dla Ukrainy. Dla mnie nie muszą tego robić, dopóki nie krzywdzą niewinnych ludzi.

Jak zaczęła się pani przygoda z łyżwiarstwem? 

Zawsze kiedy ktoś mnie o to pyta, zwalam na siostrę. To jej wina! (śmiech) Patrycja zapoczątkowała tę dyscyplinę w naszej rodzinie. Najpierw trenowała ona. Siedem lat po niej urodziłam się ja, trzy lata po mnie pojawił się brat. I oboje zaczęliśmy jeździć na łyżwach. Jesteśmy z prosportowej rodziny: tata był piłkarzem, mama trenowała balet. W genach mamy zatem mięśnie, które pozwalają nam szybko jeździć. Ale rodzice nigdy niczego nam nie narzucali. Pozwolili wybrać własną drogę, popełniać błędy i się na nich uczyć. Łyżwiarstwo było naturalnym wyborem: mieszkaliśmy blisko szkoły mistrzostwa sportowego w Białymstoku. Lekcje WF-u wyglądały u nas tak, że całą klasą szliśmy na lodowisko. Rodzice nie musieli mnie wozić po nocach na treningi, wszystko zapewniała szkoła. Możemy się tym chwalić w Polsce, a nawet na świecie.

 

Natalia Maliszewska ze złotym medalem mistrzostw Europy w short tracku na dystansie 500 m.

Natalia Maliszewska ze złotym medalem mistrzostw Europy w short tracku na dystansie 500 m.

FOT. PIOTR NOWAK / PAP

 

Czy trenując od 13. roku życia, miała pani czas na normalne dzieciństwo: zabawę, spotkania ze znajomymi, dyskoteki, kino?

Z tego, co pamiętam, tak. To się zmieniło później, kiedy zaczęłam uprawiać sport na poważnie. W wieku 15–16 lat pojawiły się dylematy, musiałam się określić, czy chcę być sportowcem, czy wolę iść na imprezę albo do kina z koleżankami. Obracałam się w sportowym środowisku. Starsza siostra była łyżwiarką, należała do kadry. Widziałam, jak to powinno wyglądać. Nie zastanawiałam się tak bardzo nad tym, czy dobrze robię, że odpuszczam imprezę. Myślałam: „Patrycja tak robi, to chyba tak trzeba”. Podążałam tą samą drogą co ona. Czasem mam obawy, że coś w życiu mnie ominęło, ale gdy potem zastanawiam się, czy czegoś żałuję, czy może coś zrobiłabym inaczej, to jednak nie. Doceniam to, co mam. Faktycznie, wcześnie zaczynałam trenować. Choć patrząc na to, w jakim wieku dzisiaj dzieciaki stają na lodzie, to i tak o połowę za późno.

Seroczyńska zaczęła treningi łyżwiarskie w wieku 19 lat, Pilejczyk – 21 lat. Obie były znakomitymi łyżwiarkami, medalistkami olimpijskimi. A pani mówi, że 13 lat to późno, by zaczynać karierę na lodzie?

Może dawniej nie było tak wielkiej konkurencji? Albo wystarczyła siła fizyczna, którą można zbudować, by jechać przed siebie i zdobywać medale? Dziś sport jest już tak profesjonalny, precyzyjny i wymagający, że trzeba zacząć trenować naprawdę wcześnie. Gdybym kiedyś miała dziecko i chciała, żeby zostało dobrym łyżwiarzem, to postawiłabym je na lodzie, jak tylko zacznie chodzić. Małe dziecko jest chłonne jak gąbka i nauka przychodzi mu naturalnie. Później ciało ma wyuczone różne schematy, pewne rzeczy zapisują się w pamięci ruchowej. Widzę po sobie, że im byłam starsza, tym trudniej było mi przyswoić sobie coś nowego. To też kwestia wyjeżdżenia odpowiedniej liczby okrążeń i wyrobienia czucia lodu i łyżew. Łyżwiarz czuje każdą część płozy: przód, tył, środek, palce, śródstopie. Im wcześniej się zaczyna, tym więcej można z tego wyciągnąć.

Będzie pani zachęcała swoje dziecko do łyżew? 

Moja trenerka Urszula Kamińska śmieje się, że jeśli będziemy mieli z Piotrkiem dzieci, to będą to najszybsze dzieci na świecie. Oboje mamy sprinterskie geny. Na pewno będę chciała pokazać swojemu dziecku drogę, którą wybrałam, i zobaczyć, jak będzie mu szło. Ale to wcale nie muszą być łyżwy – jeśli będzie wolało zostać lekkoatletą i biegać, to i tak nasze połączenie genów sprawi, że będzie dobrym sprinterem. Chciałabym jedynie, aby moje dziecko uprawiało jakiś sport. Niekoniecznie wyczynowo, ale żeby lubiło się ruszać, zmęczyć, nie bało się spocić. Sport wychowuje, dyscyplinuje i pokazuje, że trzeba dbać o zdrowie. Nie da się go zastąpić niczym innym.

Short track to jedna z bardziej ryzykownych dyscyplin. Częściej nawet niż w łyżwiarstwie szybkim zdarzają się tu kontuzje. Nie da się jeździć ostrożnie. 

Pochylenie na wirażu, gdy podpieramy się lewą ręką na lodzie, dodaje niesamowitego napędu i generuje ogromne przeciążenia. Wystarczy jeden błąd, złe postawienie płozy – i lądujemy w bandzie. Jadąc z tak dużą prędkością, przewracamy się, zderzamy z innymi zawodnikami. Każdy wypadek jest ryzykowny, może skończyć się złamaniem, zwichnięciem czy wstrząsem mózgu, który eliminuje na długi czas. Ale, jak to mówią, jest ryzyko, jest zabawa. W czasie jazdy dzieje się tyle rzeczy, jest tak dużo bodźców, emocji, że ciężko to ogarnąć. A bieg trwa 42 sek.! Chodzi o tę adrenalinę, uzależnienie od prędkości, możliwości wyprzedzania, ścigania się, blokowania.

Walczymy na torze, który ma 111 m. Jazda po tak małym okręgu to nie tylko jazda szybko i w lewo. To kontrola swojego ciała, umiejętność podejmowania decyzji w ułamku sekundy. Każdy ruch musi być zaplanowany wcześniej i wykonany w okamgnieniu. Wyprzedzanie w ostatniej chwili może przynieść sukces na linii końcowej albo skończyć się upadkiem. Jednak bez tego dreszczyku emocji finisz nie smakowałby tak dobrze. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.

 

Natalia Maliszewska podczas treningu w Białymstoku.

FOT. ARTUR RESZKO / PAP

 

W przekonaniu wielu osób jazda figurowa to bardziej kobiecy sport. Pani nie pociągała?

Totalnie nie, nigdy! Taka delikatność mnie nie interesowała. Zawsze kiedy szliśmy na ślizgawkę, brałam hokejówki. Lubię się ścigać. Lubię męskie, silne sporty z jajami. Owszem, lubię się ładnie ubrać, dziewczęco, nawet trochę seksownie. Ale jeśli chodzi o sport, to musi być walka, zadziora. Lubię, kiedy coś się dzieje, jest adrenalina, jest szybkość. Przez pierwsze trzy klasy podstawówki trenowałam taniec towarzyski i byłam w tym naprawdę dobra. Wszystkie medale, które zdobyłam, są złote. Ale brakowało mi tam rywalizacji, emocji – tańczyło się z partnerem i tyle. To nie było to.

Klan Maliszewskich bezapelacyjnie zdominował polski short track: większość polskich medali w tej dyscyplinie należy do pani i pani siostry.

Patrycja jest multimedalistką mistrzostw Europy. Przejęłam od niej pałeczkę i robię to na światowym poziomie. Odkąd na niego wjechałam, cały czas się tam utrzymuję. Jesteśmy dumne z tego, jak wypromowałyśmy polski short track na arenie międzynarodowej. To coś, czym możemy się szczycić. Jedziemy na zawody i zdobywamy najwięcej medali, ile się da. Nieważne, jakie imię, ważne, żeby nazwisko się zgadzało (śmiech). To miłe, kiedy pomyślę, że zostawię po sobie ślad. Kiedyś ktoś będzie czytał o short tracku i ja tam będę. Każdy człowiek pracuje na to, żeby się zapisać w historii, żeby ludzie o nas pamiętali, kiedy nas już nie będzie.

Ale niewielu udaje się to w takim stopniu jak pani. 

A jeszcze się nie zatrzymałam!

Na lodzie jesteście z siostrą przyjaciółkami czy rywalkami? 

Rywalkami nie. Na zawodach każda z nas chce przejść dalej. Ale pamiętam bieg w Montrealu w Pucharze Świata, podczas którego startowałyśmy z Patrycją w półfinale na dystansie 500 m. Biegła z nami Kanadyjka, pewniak do finału. A ja sobie myślałam: „Nie no, chcę przejść dalej z siostrą”. Wystartowałyśmy. To tylko cztery i pół okrążenia, niewiele czasu. Zrobiłam ruch wyprzedzający Kanadyjkę, znalazłam się na pierwszej pozycji i… chciałam zwolnić na tyle, żeby siostra mogła wyprzedzić rywalkę i dojechać ze mną do mety. To był hit! Prawie nam wyszło. Niestety Kanadyjka się zorientowała, że coś się święci. Dwie Polki mogły oznaczać jedynie jakiś zamęt i próbę wyeliminowania jej z finału. Ostatecznie ja zdobyłam srebrny medal, a Pati wygrała finał B. Nasze nazwisko było na drugim i piątym miejscu w Pucharze Świata. I tak nieźle!

 

  Patrycja i Natalia Maliszewskie w Turynie. Podczas zawodów w tym mieście Natalia zdobyła Puchar Świata.

Patrycja i Natalia Maliszewskie w Turynie. Podczas zawodów w tym mieście Natalia zdobyła Puchar Świata.

FOT. PIOTR SKRABA / REPORTER / EAST NEWS

 

Ryś-Ferens przez lata katowała swoje ciało. Czuła ogromną presję związaną z tym, że wszyscy na nią liczą. Trenerzy, zamiast ją przyhamować, zachęcali do cięższej pracy. Zapłaciła za to zdrowiem. A czy pani potrafi powiedzieć sobie „stop”?

Tak. Nauczyłam się słuchać swojego ciała. Nie zrobię więcej, niż jest ono w stanie znieść. Zawsze staram się przejechać trening do końca, wykonać plan przygotowany przez trenera – ale są momenty, kiedy czuję, że jest tego za dużo, i wtedy mówię: wystarczy, potrzebuję odpoczynku, bo moje ciało definitywnie mi to sygnalizuje. Jeden zbędny ruch czy dodatkowy przysiad na siłowni może poskutkować kontuzją leczoną latami. Na swojej drodze spotkałam wielu mądrych trenerów, którzy pokazali mi, że racjonalny trening jest najbardziej efektywny. To nie tak, że leżę i nic nie robię – przez sześć dni w tygodniu mam dwa treningi dziennie po dwie, trzy godziny. Jeśli chcę zdobyć medal, nie mogę się opierniczać. Treningi na lodzie to podstawa. Do tego dochodzą siłownia, trening imitacyjny na sucho i trening tlenowy: rower, bieganie. Jednak umiem powiedzieć sobie „dość”. I jednocześnie potrafię przesuwać swoje granice.

Co pani robi dla relaksu, w wolnym czasie? 

Uwielbiam leżeć i nic nie robić. Na łyżwach mam napięty każdy mięsień. Przez to, że cały czas trenuję, leżenie i nicnierobienie jest dla mnie jedną z lepszych form relaksu. Pozwalam swojemu ciału odpocząć. Lubię też dobrze zjeść. Chipsy to coś, czego nie potrafię sobie odmówić. Wiem, że są tłuste i niezdrowe. Ale przecież wszystko jest dla ludzi i w odpowiednich ilościach nie szkodzi.

Uwielbiam usiąść z kawą o poranku, celebrować chwilę, słuchając muzyki i podziwiając piękne widoki za oknem. Piję kawę bez mleka i bez cukru. W domu mam cały sprzęt: czajnik, który zaparza wodę do odpowiedniej temperatury, młynek o różnych poziomach mielenia. Lubię dobrej jakości ziarno. Lubię też eksperymentować, poznawać nowe smaki, aromaty. Jestem w stanie wyczuć nutę grejpfruta, czekolady, toffi, orzechów. To Piotrek zaraził mnie miłością do kawy.

Podobno pociąga panią branża beauty. To plan na sportową emeryturę? 

Tak! Śmiałam się kiedyś, że Piotrek mógłby otworzyć swoją kawiarnię, a ja otworzyłabym obok salon piękności. Można by było wypić dobrą kawę i ładnie się pomalować. Uważam, że wszystkie kobiety są piękne, ale makijażem jesteśmy w stanie to podkreślić. Nie wiem, czy za kilka lat nadal będę chciała to robić, niemniej w tej chwili chciałbym mieć salon wizażu i malować dziewczyny na różne wyjścia, ważne wydarzenia.

Seroczyńska była pierwszą trenerką kadry narodowej kobiet, Pilejczyk po zakończeniu kariery wychowała wiele znakomitych zawodniczek. Pani nie chciałaby trenować innych? 

Na razie mnie do tego nie ciągnie. Może mi się odmieni? Życie pisze różne scenariusze. Jestem otwarta na propozycje, które mi przyniesie. Istotne, żeby nie dać się zaskoczyć. Staram się korzystać z życia, brać to, co daje. Jeśli to będzie inny kierunek niż ten, który sobie zaplanowałam, ale będzie mnie interesował, będę się w nim spełniać, to przyjmę go z otwartymi ramionami.

 

Natalia Maliszewska przed konferencją prasową i treningiem medialnym kadry narodowej w short tracku i łyżwiarstwie szybkim na torze lodowym w tomaszowskiej Atlas Arenie.

FOT. GRZEGORZ MICHAŁOWSKI / PAP

 

Musiała pani odłożyć swój sportowy cel na cztery lata. Na kolejne igrzyska pojedzie pani ze spokojem? Czy jednak z obawą, bo przecież przez ten czas wiele może się zmienić? 

Robię wszystko, by odbudować swoją pewność siebie, mobilizację i siłę, jaką miałam w Pekinie. Na razie nie zastanawiam się nad tym, co będzie. To cztery lata. Wiem jednak, że miną raz-dwa. Będę pracować, żeby na następne igrzyska wrócić silniejsza.

Bo „co cię nie zabije, to cię wzmocni”?

Tak mówi przysłowie. I mam nadzieję, że tak właśnie będzie.

Kim jesteśmy

PROJEKT INSTYTUTU ŁUKASIEWICZA

TEAM100. Olimpijskie opowieści z Tokio i Pekinu

Team100 to program mający na celu wspieranie młodych, utalentowanych sportowców – poprzez dodatkowe stypendia, które pozwalają im łączyć sport z nauką i podnoszeniem kwalifikacji zawodowych. Tylko w ciągu pierwszych czterech lat – od 2017 do 2021 r. – programem zostało objętych 430 zawodników reprezentujących sporty olimpijskie i paraolimpijskie. W sumie w tamtym czasie zdobyli oni aż 574 medale na imprezach w randze mistrzostw Europy i mistrzostw świata. Od 1 stycznia 2022 r. program ma formę stypendiów przyznawanych i finansowanych przez Ministerstwo Sportu i Turystyki. Publikacja Instytutu Łukasiewicza zawiera 16 historii beneficjentów programu Team100. Mistrzowie olimpijscy i paraolimpijscy oraz medaliści z Tokio; zawodnicy, którym w Pekinie do podium zabrakło bardzo niewiele – wszyscy opowiadają o swojej sportowej drodze, najwspanialszych i najtrudniejszych chwilach.

  • Poruszające rozmowy z wybitnymi reprezentantami Polski
  • Ponad 120 zdjęć z igrzysk i innych imprez
  • Wiele historycznych odniesień do najwspanialszych chwil i postaci w dziejach polskiego sportu

Bezpłatne egzemplarze książki trafią do ponad dwustu szkół i klubów sportowych w całej Polsce. Publikacja jest współfinansowana ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki.

16 WSPANIAŁYCH

Poznaj historie olimpijczyków i paraolimpijczyków z ostatnich igrzysk

Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020   Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020

Najdziwniejsze igrzyska

Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020

Natalia Kaczmarek Natalia Kaczmarek

Nie jestem zafiksowana na tym, by dogonić Szewińską. Po prostu robię swoje

Natalia Kaczmarek

Złota medalistka z Tokio w sztafecie mieszanej i zdobywczyni srebrnego medalu w sztafecie żeńskiej

Patryk Dobek Patryk Dobek

Za metą przemknęło mi przez głowę: niemożliwe, żeby to było takie proste

Patryk Dobek

Rozmowa z Patrykiem Dobkiem, olimpijczykiem z Tokio, zdobywcą brązowego medalu w biegu na 800 m

Kajetan Duszyński Kajetan Duszyński

Sport to luksus, na który możemy sobie pozwalać w czasach pokoju

Kajetan Duszyński

Rozmowa z Kajetanem Duszyńskim, złotym medalistą z Tokio w sztafecie mieszanej 4 × 400 m

Dariusz Kowaluk Dariusz Kowaluk

Sportowiec od 400 boleści

Dariusz Kowaluk

Historia Dariusza Kowaluka, mistrza olimpijskiego w sztafecie mieszanej 4 × 400 m z Tokio

Anna Puławska Anna Puławska

Jeśli w Paryżu uda mi się zdobyć złoto, będę mogła odłożyć wiosła i powiedzieć, że jestem spełniona

Anna Puławska

Rozmowa z Anną Puławską, srebrną i brązową medalistką olimpijską z Tokio, dwukrotną mistrzynią świata i trzykrotną mistrzynią Europy z 2022 r.

Justyna Iskrzycka Justyna Iskrzycka

Szczęście sprzyja odważnym. Ale najważniejsze są umiejętności i forma sportowa

Justyna Iskrzycka

Rozmowa z Justyną Iskrzycką, brązową medalistką olimpijską z Tokio, mistrzynią Europy z 2018 r.

Helena Wiśniewska Helena Wiśniewska

Większość sportowców może tylko pomarzyć, żeby być na igrzyskach. A ja przywiozłam do Polski medal

Helena Wiśniewska

Rozmowa z Heleną Wiśniewską, brązową medalistką olimpijską z Tokio, zdobywczynią dwóch brązowych medali mistrzostw świata (2018 i 2019)

Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020 Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020

Mieszanka obaw i nadziei

Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020

Marzena Ziemba Marzena Ziemba

Trzeba przekraczać własne ograniczenia

Marzena Ziemba

Rozmowa z Marzeną Ziębą, srebrną (Rio de Janeiro 2016) i brązową (Tokio) medalistką igrzysk paraolimpijskich w podnoszeniu ciężarów (+86 kg)

Maciej Lepiato Maciej Lepiato

Raz na cztery lata o danej godzinie musi się zgrać wszystko

Maciej Lepiato

Rozmowa z Maciejem Lepiato, skoczkiem wzwyż, zdobywcą złotych medali w Londynie (2012) i Rio de Janeiro (2016) oraz brązowego medalu w Tokio, czterokrotnym mistrzem świata

Karolina Kucharczyk Karolina Kucharczyk

Chcę pokazać, że istnieje paraolimpijka, która dorównuje zdrowym zawodniczkom

Karolina Kucharczyk

Rozmowa z Karoliną Kucharczyk, dwukrotną mistrzynią paraolimpijską w skoku w dal – z Londynu (2012) i Tokio, srebrną medalistką z Rio de Janeiro (2016)

Barbara Bieganowska-Zając Barbara Bieganowska-Zając

Każdy może założyć adidasy i się wykazać. Albo zrobić coś innego, żeby mu w życiu było lepiej

Barbara Bieganowska-Zając

Rozmowa z Barbarą Bieganowską-Zając, czterokrotną mistrzynią paraolimpijską: w biegach na 800 m z Sydney (2000) oraz na 1500 m z Londynu (2012), Rio de Janeiro (2016) i Tokio

Adrian Castro Adrian Castro

Nieważne, czy gram w chińczyka, z kolegą na konsoli, czy rywalizuję w sporcie – zawsze idę na maksa

Adrian Castro

Rozmowa z Adrianem Castro, srebrnym (Tokio) i brązowym (Rio de Janeiro 2016) medalistą paraolimpijskim w szermierce

Michał Derus Michał Derus

„Emeryt”, który został mistrzem olimpijskim

Michał Derus

Historia Michała Derusa, dwukrotnego srebrnego medalisty paraolimpijskiego w biegu na 100 m z Rio de Janeiro (2016) i Tokio

Oliwia Jabłońska Oliwia Jabłońska

Wystarczy przezwyciężyć słabszy moment, bo zaraz znowu będzie dobrze

Oliwia Jabłońska

Rozmowa z Oliwią Jabłońską, srebrną (Londyn 2012) oraz brązową (Rio de Janeiro 2016 i Tokio) medalistką paraolimpijską w pływaniu

Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022 Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022

Wymazy, bojkot i kontrowersje

Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022

Piotr Michalski Piotr Michalski

Teraz widzę, że sportowe życie mimo wszystko jest czymś przyjemnym i innym

Piotr Michalski

Rozmowa z Piotrem Michalskim, łyżwiarzem szybkim, olimpijczykiem z Pjongczangu (2018) i Pekinu, mistrzem Europy (2022) na 500 m

Natalia Maliszewska Natalia Maliszewska

Jechałam do Pekinu spełnić marzenia. To była kwestia wykonania swojej roboty

Natalia Maliszewska

Rozmowa z Natalią Maliszewską, olimpijką z Pjongczangu (2018) i Pekinu, łyżwiarką szybką specjalizującą się w short tracku, mistrzynią Europy z 2019 r. i zdobywczynią Pucharu Świata na 500 m w sezonie 2018/2019