MENU

W latach 1992–1998 Artur Partyka przywoził medale ze wszystkich międzynarodowych imprez, w których startował. Ale kolekcję olimpijskich krążków ma skromniejszą od pana. No i nie ma złota.

To mój idol. Jeden z najlepszych skoczków wzwyż w historii. Zawsze mówię, że miał strasznego pecha: trafił na czasy, kiedy konkurencja w tej dyscyplinie była ogromna. Taki talent, człowiek, który tak świetnie skakał, a nie ma złota z olimpiady ani z mistrzostw świata! Na europejskich czempionatach zawsze dawał piękny występ, a na światowych zawodach wyprzedzał go największy rywal, Javier Sotomayor. Gdyby Partyka skakał później, tych medali miałby więcej.

Ale też dobrze mieć godnego przeciwnika, który mobilizuje i ciągnie do góry. Pan długo takiego nie miał. 

Cieszyłem się, kiedy w 2013 r. do sportu trafił Jonathan Broom-Edwards. Skakał wtedy 2,05 m, 2,08 m – dużo gorzej ode mnie, ale już ktoś tam z tyłu był. Od wielu lat rywalizujemy, w Tokio ze mną wygrał. Wcześniej nie miałem z kim konkurować. Skakałem 2,18 m, 2,20 m, a zanim pojawił się Brytyjczyk, drugi najlepszy zawodnik na świecie skakał 1,95 m. Brakowało mi bata nad sobą. W deszczowe listopadowe popołudnia nie chciało mi się iść na trening, myślałem sobie: „I tak wygram na zawodach”. Jestem jednym z nielicznych zwolenników poluzowania kryteriów i dopuszczenia do naszego sportu sprawniejszych osób. To by się przełożyło na atrakcyjność całej dyscypliny, lepsze jej promowanie.

Maciej Lepiato

Urodzony 18 sierpnia 1988 r. w Poznaniu. Polski lekkoatleta z niepełnosprawnością, specjalizujący się w skoku wzwyż. Złoty (Londyn 2012 i Rio de Janeiro 2016 – kategoria F46) oraz brązowy (Tokio – kategoria T44 ) medalista paraolimpijski. Czterokrotny mistrz świata (2011, 2013, 2015, 2017).

Urodził się z końskoszpotawym zakończeniem lewej dolnej kończyny, która jest obecnie o 5 cm krótsza niż prawa. Wrodzona wada skutkuje też dużym ubytkiem mięśniowym poniżej kolana i prawie pełnym unieruchomieniem stawu skokowego. Na ogół osoby z tego typu schorzeniem poruszają się o kulach lub na wózku inwalidzkim, ale dzięki interwencjom chirurgicznym Lepiato może chodzić samodzielnie i uprawiać sport. W liceum ogólnokształcącym robił koszykarskie wsady, co zauważył jego nauczyciel WF, który skierował go na treningi lekkoatletyczne. W 2010 r. zawodnik zdobył srebrny medal młodzieżowych mistrzostw Polski w skoku wzwyż, rywalizując z zawodnikami bez niepełnosprawności.

Pierwszy międzynarodowy sukces w zawodach dla sportowców z niepełnosprawnością odniósł w 2011 r., zostając mistrzem świata w kategorii F46. Tytuł mistrzowski wywalczył jeszcze trzykrotnie: w latach 2013 (T42/44), 2015 (T44) i 2017 (T44). W 2013 r. zdobył też brązowy medal mistrzostw świata w skoku w dal w kategorii T44.

W 2012 r. zadebiutował na igrzyskach paraolimpijskich w Londynie i wywalczył złoty medal w skoku wzwyż w kategorii F46. Powtórzył ten sukces w 2016 r. w Rio de Janeiro, poprawiając przy okazji rekord świata (2,19 m). W Tokio stanął na najniższym stopniu podium w kategorii T44.

Maciej Lepiato był pierwszym polskim lekkoatletą, który zdobył medal krajowego czempionatu seniorów, rywalizując z zawodnikami bez niepełnosprawności. W 2013 r. wywalczył brąz halowych mistrzostw Polski, a osiągnięcie to powtórzył w roku 2014.

W 2016 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, a w 2021 r. – Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

 

Na igrzyskach w Londynie w 2012 r. Maciej Lepiato zdobył swój pierwszy olimpijski złoty medal.
Na igrzyskach w Londynie w 2012 r. Maciej Lepiato zdobył swój pierwszy olimpijski złoty medal.
FOT. KERIMOKTEN / EPA / PAP

 

Zdobył pan złote medale w Londynie i Rio de Janeiro, przy okazji bijąc rekord świata. Który start był trudniejszy? 

Zdecydowanie ten w Rio. Jechałem tam jako żelazny faworyt, od kilku lat bijący rekordy świata i zdobywający złote medale. W Londynie byłem debiutantem, a lepiej gonić, niż bronić tytułu. Gdybym wiedział, co się będzie działo, to pewnie stres byłby o wiele większy, mógłby nawet zaszkodzić. Ale nie wiedziałem. To były moje najlepsze igrzyska – pod względem organizacji, frekwencji na trybunach, reakcji kibiców, atmosfery. Wszystkiego! Brytyjczycy zrobili coś wyjątkowego: kiedy dowiedzieli się, że będą mieli igrzyska u siebie, rozpoczęli kampanię informacyjną. I to tak siadło, że pierwszy raz w historii bilety na każde widowisko wyprzedawały się na pniu – a do tanich nie należały – i nie rozdawano ich w zakładach pracy czy szkołach. Nikt nie robił sztucznego tłumu, jak Chińczycy w Pekinie. Na moim konkursie były pełne trybuny. Piękny stadion, sobotni wieczór. Kapitalnie! Kiedy 80 tys. ludzi klaszcze w rytm twojego przeskoku, to jest niesamowite uczucie. Bardzo miło to wspominam.

W Rio już tak nie było? 

Te igrzyska były dużo gorsze. Zainteresowanie kibiców – mocno średnie. Na trybunach przeważali zawodnicy z innych reprezentacji albo ich sztaby. Atmosfera Brazylii też jakoś mnie nie porwała. Kraj jest dość niebezpieczny, więc siedziałem w pokoju, nigdzie nie chodziłem, bo trochę się bałem. Jeśli patrzymy pod kątem przygotowania sportowego i wyniku, to tam byłem w najlepszej dyspozycji w swojej karierze. Spodziewałem się złota. Nie zastanawiałem się: wejdzie, nie wejdzie? Ten sukces był poparty ciężką pracą, moją i wielu ludzi.

A jednak nie do końca był pan zadowolony z występu. Nie podobały się panu strona techniczna i rozbieg.

Większość trenerów twierdzi, że to, co zrobimy na rozbiegu, w 80% przekłada się na to, co dzieje się nad poprzeczką. Ja podbiję tę liczbę i powiem, że to nawet 90% sukcesu. Jeśli się dobrze pobiegnie i odbije, to ciało samo zrobi resztę. Rozbieg jest najważniejszy. Jako zawodnika rozlicza się mnie z wyniku, a nie ze stylu zdobycia medalu, ale jestem wymagający w stosunku do siebie. Nigdy nie jestem w 100% zadowolony ze skoku, zawsze myślę, że coś mogłem zrobić lepiej.

Czy jako doświadczony zawodnik stresuje się pan jeszcze przed startem, czy to już rutyna 

Z perspektywy lat widzę, że jeśli ktoś sumiennie pracuje, jest w formie i zdrowie mu dopisuje, to pojawiają się też wyniki – dlatego nie czuję wielkiego stresu. Chyba że miałem jakieś przerwy w treningach i nie do końca wiem, czego się spodziewać, wtedy ta presja się pojawia. Jednak nigdy nie miałem problemu z tym, że stres odcinał mi głowę czy wpływał na sprawność fizyczną. Raczej mnie mobilizuje i pobudza. Na tym najwyższym poziomie różnice między zawodnikami są minimalne, o wyniku w dużej mierze decyduje motywacja.

Maciej Lepiato odbiera gratulacje od reprezentanta Wielkiej Brytanii, Jonathana Brooma Edwardsa, na igrzyskach paraolimpijskich w Rio de Janeiro, 12 września 2016 r.
Maciej Lepiato odbiera gratulacje od reprezentanta Wielkiej Brytanii, Jonathana Brooma Edwardsa,
na igrzyskach paraolimpijskich w Rio de Janeiro, 12 września 2016 r.
FOT. ANDREW MATTHEWS/ PA / PAP

 

Bywa tak, że im bardziej się chce, tym gorzej wychodzi. Igrzyska są wyjątkową imprezą. W tym jednym dniu trzeba być w swojej najlepszej dyspozycji. Sama świadomość tego może paraliżować.

Zgadza się. Raz na cztery lata o danej godzinie musi się zgrać wszystko: nie mogą boleć ząb, głowa, nie można się zdekoncentrować. A jedno z prawideł sportu mówi, że zbyt duża motywacja wpływa negatywnie na poziom zawodnika. Ta presja od pewnego czasu jest jeszcze większa, bo wzrosła stawka: za zdobycie olimpijskiego medalu zawodnikowi od 40. roku życia przysługuje sportowa emerytura. Można się ustawić do końca życia na niezłym poziomie. Wielu sportowców o tym marzy. Nie pamiętam dokładnie, jak to wyglądało w Londynie, ale w Rio start miałem wieczorem i już rano wiedziałem, że to jest ten dzień. W Tokio było zgoła odmiennie: coś mi od rana nie pasowało. Zawodnik czuje to pod skórą.

W Japonii nie udało się obronić złota. Skoczył pan 2,04 m. W wywiadach mówił pan, że to wypadek przy pracy, porażka – ale też motywacja. Jak teraz pan na to patrzy?

Dalej jestem rozdarty. Nie mogę się jednoznacznie określić, co z tym Tokio. Z jednej strony byłem po najcięższej kontuzji, jaka mi się przydarzyła, odkąd skaczę: w czerwcu 2019 r. zerwałem ścięgno Achillesa. Były tygodnie, że ważyło się, czy w ogóle będę sprawny, czy nie wyląduję z kulami albo na wózku. Zadzwonił prezes, mówi: „Maciek, jesteś naszą wizytówką, nieważne, co ile kosztuje, masz się wyleczyć i dalej skakać”. W ramach rehabilitacji na pół roku przeprowadziłem się do Warszawy. Większość zawodników nie wraca po takiej kontuzji do sportu. Mnie się udało. I jeszcze zdobyłem medal olimpijski.

Z drugiej strony powinienem był przywieźć złoto. Nawet na treningach w Japonii, na obozie tuż przed igrzyskami, skakałem po 2,15 m. Zaczynałem od 2,05 m, 2,08 m, żeby poćwiczyć technikę i żeby skok ładnie wyglądał. Głównym powodem tego, że przywiozłem brąz, były warunki techniczne. 

Skakał pan w deszczu. Mokry rozbieg, gorsza widoczność… Fatalne warunki.

To nie był jakiś tam mały deszczyk, tylko regularna ulewa. Stadion był kompletnie niezabezpieczony, bez zadaszenia. Byliśmy w Japonii przez miesiąc. Cały czas panowały temperatury po 37–40°. Miałem start w samo południe, czyli teoretycznie w czasie największych upałów. Przez wszystkie dni trenowaliśmy właśnie o tej godzinie, żeby się przyzwyczaić, nastawić odpowiednio zegar biologiczny. W połowie igrzysk do Tokio przyszedł jakiś monsun. Pogoda tak się popsuła, że jak już zaczęło padać, to lało przez siedem dni bez przerwy. Wygrał Brytyjczyk. W Anglii cały czas jest deszczowo, więc był zahartowany. Mówił później, że gdyby było sucho, skoczyłby tyle samo. Drugie miejsce zajął zawodnik z Indii: w ogóle nie miał odmierzonego rozbiegu, skakał bez techniki, szedł na żywioł. Zawsze powtarzam, że deszcz padał każdemu tak samo, ale każdy inaczej sobie z nim poradził. Mnie to mocno pokrzyżowało plany.

Deszcz często przeszkadza naszym skoczkom. Edwardowi Czernikowi odebrał szansę na medal w Tokio w 1964 r. Na zawodach nagle zrobiło się ciemno, więc zapalono reflektory. W takich warunkach trudno właściwie oszacować odległość i wymierzyć skok.

Znam pana Edwarda osobiście, on też pochodzi z województwa lubuskiego. To są te negatywne historie. Ale są także pozytywne, jak w przypadku Jacka Wszoły. W Montrealu w 1976 r. również padał obfity deszcz, taki, że na rozbiegu robiły się kałuże – Wszoła sobie z nim poradził i zdobył złoto.

Był przygotowany. Podczas treningów w Spale jego ojciec wymyślał różne utrudnienia, żeby wybić go ze strefy komfortu, m.in. polewał rozbieg wodą.

Niestety ja w deszczu nie potrafię skakać, i to było widać. Było ślisko, a ja po kontuzji bałem się, żeby znowu nie zerwać achillesa. Widziałem później filmiki z mojego startu: biegłem po rozbiegu jak po lodzie, jakbym się bał mocno depnąć.

Nie wspominam dobrze tych igrzysk. Wszystko odbywało się w izolacji, po cichu, żeby tylko zawody jak najszybciej przeprowadzić. Japonia to piękny kraj, wspaniała kultura. Niestety nie mieliśmy możliwości, żeby wyjechać poza wioskę i cokolwiek zobaczyć. Podczas startu nie było tej atmosfery, dopingu, kibiców na trybunach. Jestem jednym z zawodników, którzy lubią głośne zawody, gdy skaczemy przy muzyce, pojawia się interakcja z publicznością. To mnie nakręca do działania.

 

Medaliści igrzysk paraolimpijskich w skoku wzwyż w Tokio. Od lewej: Kumar Praveen (Indie) – srebro, Brytyjczyk Jonathan Broom-Edwards – złoto i Maciej Lepiato – brąz, 3 września 2021 r.
Medaliści igrzysk paraolimpijskich w skoku wzwyż w Tokio. Od lewej: Kumar Praveen (Indie) – srebro, Brytyjczyk Jonathan Broom-Edwards – złoto i Maciej Lepiato – brąz, 3 września 2021 r.
FOT. KERIM OKTEN/EPA /PAP

 

Zwykle osoby z pańskim schorzeniem poruszają się o kulach lub na wózku. Pan nie tylko może chodzić, lecz także zdobywa medale olimpijskie.

Doktor, który mnie operował, zawsze powtarza, że z żadnej nogi nie jest tak dumny jak z mojej. Operacja się udała, wszystko zostało dobrze zrobione. Nigdy mi ta noga nie przeszkadzała. Na tle rówieśników wyróżniałem się nawet sprawnością fizyczną.

Jak zaczęła się pańska przygoda ze skakaniem? 

Na lekcjach wychowania fizycznego robiłem wsady do kosza i zauważył to mój nauczyciel. Miał znajomego trenera lekkoatletyki i skierował mnie do niego. Trener zobaczył we mnie potencjał. Na początku moje wyniki były średnie, na poziomie 10. miejsca w województwie lubuskim. Ale bardzo mi się podobało skakanie i z każdym dniem, miesiącem, rokiem było coraz lepiej. Nie wiedziałem, że to się stanie moim zajęciem na resztę życia. Miałem iść na medycynę do Poznania. Mama polonistka chciała, żebym skończył studia i zdobył wyższe wykształcenie. Jednak kiedy oznajmiłem, że idę na AWF do Gorzowa Wielkopolskiego, żeby trenować lekkoatletykę, rodzice powiedzieli: „To idź”. Pozostawili mi swobodę w wyborze drogi życiowej. Na studiach trafiłem do sportu paraolimpijskiego. Powoli to się zaczęło profesjonalizować.

Kiedy widzę dzisiejszą młodzież, jej roszczeniowość – tego się nie chce, tamtego się nie da – nerwy mnie biorą. Moje początki w sporcie, kiedy jeszcze mieszkałem w Zwierzynie, były naprawdę ciężkie. Przez dwa lata codziennie rano dojeżdżałem pekaesem do liceum. Uczyłem się w miejscowości oddalonej od mojej wioski o 8 km, tam też trenowałem. Po lekcjach czekałem na trening dwie, trzy godziny w pustej szkole. Kończyłem o 18.00–19.00. Ostatni autobus do mojej wsi odjeżdżał o 16.00, więc do domu wracałem stopem albo rowerem. Czasem te 8 km szło się z buta. Jak ktoś chce, to może.

Pan chciał.

Podobało mi się trenowanie, ludzie, których poznałem, wyjazdy, treningi, obozy, starty na zawodach. Na początku odpadałem zazwyczaj jako pierwszy, ale zostawałem do końca zawodów. Miałem ze sobą zeszycik i długopis i gdy mnie coś intrygowało, to sobie notowałem. Podchodziłem do doświadczonych zawodników i wypytywałem o wszystko: a po co jakiś plaster przyklejony na rozbiegu, a czemu robią tak… Teraz nie widzę podobnych zachowań u młodzieży. Przyjść, odbębnić trening, spakować się i jak najszybciej wracać do domu, do komputera. Tyle.

Do niedawna wiele osób nie do końca rozumiało, czym są igrzyska paraolimpijskie. Mylili je z olimpiadą specjalną, gdzie każdy uczestnik to zwycięzca.

Dużo osób traktuje po macoszemu nasze igrzyska. Wydaje im się, że to impreza na kształt festynu. Tak się utarło nawet wśród samych niepełnosprawnych. Ktoś miał wypadek, stracił nogę, w internecie zobaczył zbiórki na protezę sportową. Myśli sobie: „Też założę taką zbiórkę, pojadę na olimpiadę, poleżę sobie na chodniku i przywiozę medal”. Taka osoba przyjeżdża później na zgrupowanie i po dwóch dniach wraca do domu, bo okazuje się, że to niemożliwe. Byliśmy kiedyś na spotkaniu z parlamentarzystami. Gdy opowiedziałem im o tym, jak trenuję, to zrobili wielkie oczy. Myśleli, że w ramach treningów trzy razy w tygodniu chodzę na spacer z psem. Przykład idzie z góry.

 

Maciej Lepiato w finałowym konkursie skoku wzwyż podczas lekkoatletycznych mistrzostw Europy osób niepełnosprawnych w Berlinie, 23 sierpnia 2018 r.
Maciej Lepiato w finałowym konkursie skoku wzwyż podczas lekkoatletycznych mistrzostw Europy osób niepełnosprawnych w Berlinie, 23 sierpnia 2018 r.
FOT. BARTŁOMIEJ ZBOROWSKI / PAP

 

Nie wystarczy być w miarę aktywnym niepełnosprawnym. Bo też zawody paraolimpijskie mają dziś mało wspólnego z ideą, dla której zostały stworzone: ku pokrzepieniu serc, jako forma rehabilitacji. 

Teraz to wielka machina, potężne firmy, koncerny. W niektórych konkurencjach nazwałbym to wyścigiem zbrojeń. Rok do roku we wszystkich dyscyplinach lekkoatletycznych, w których sportowcy używają protez, są bite rekordy świata – bo co roku wychodzi nowy model, nowy materiał, nowy kąt, nowa stopa. Sport paraolimpijski mocno się sprofesjonalizował. Jeszcze w 2004 r. na igrzyskach w Atenach wystarczyło znaleźć osobę niepełnosprawną mającą w miarę dobre warunki fizyczne, potrenować z nią kilka miesięcy – i przywoziła z igrzysk dwa złote medale. Dziś sukces musi być poparty wieloletnią ciężką pracą i talentem.

Niestety w naszym sporcie wiele rzeczy kuleje. Igrzyska w Tokio były dużo gorsze dla Polaków pod względem medalowym niż w Rio. Uważam, że ten trend mocno przyspieszy i zawody w Paryżu mogą być nieciekawe dla naszej reprezentacji.

Skaczemy gorzej niż kiedyś? 

Może nie tyle gorzej, ile stoimy w miejscu. A świat się rozpędził i nam ucieka.

Lata 90. to była złota era skoków wzwyż, czasy Artura Partyki. Wcześniej triumfy święcił Jacek Wszoła. Czy dziś mamy równie utalentowanych zawodników?

Coraz trudniej zachęcić młodzież i dzieci do sportu. To wynika z czasów, w jakich obecnie żyjemy. Można robić dużo ciekawszych rzeczy, niż pójść na trening, zmęczyć się, spocić, pośmierdzieć przez chwilę. Zaczyna wychodzić to, że od wielu lat po macoszemu traktujemy lekcje wychowania fizycznego w szkołach. Zwolnienia całoroczne, niećwiczenie, kompletny brak ruchu spowodowały, że mamy najszybciej tyjące dzieci w Europie, a może już nawet na świecie. Minister sportu próbuje to ukrócić: dłuższe zwolnienie z WF-u będzie mógł wystawić tylko lekarz specjalista. Ale jeśli ktoś będzie chciał, to sobie taki papierek załatwi, nie zmieni tego przepis. Brakuje oddolnych inicjatyw. Pamiętam, że kiedyś dzieciaki zostawały na SKS-ach, ćwiczyło się jeszcze dwie, trzy godziny po lekcjach. A później SKS-y zlikwidowano. I teraz mamy tego skutki.

„Dzisiaj przy sporcie trzyma mnie pokusa rekordów. I marzenie, żeby wystąpić na igrzyskach ze zdrowymi zawodnikami” – to pańskie słowa.

Chodziło mi po głowie, żeby wystartować tu i tu, ale już mi się to raczej nie uda. Z wiekiem człowiek weryfikuje swoje plany i marzenia. Teraz moim głównym celem na najbliższe dwa lata jest ciężka praca, żeby zdobyć złoto na paraolimpiadzie w Paryżu.

 

Maciej Lepiato podczas lekkoatletycznych halowych mistrzostw Polski w Sopocie, 23 lutego 2014 r.
Maciej Lepiato podczas lekkoatletycznych halowych mistrzostw Polski w Sopocie, 23 lutego 2014 r.
FOT. ADAM WARŻAWA / PAP

 

Jest pan pierwszym niepełnosprawnym polskim lekkoatletą, który wywalczył medal mistrzostw Polski, rywalizując z pełnosprawnymi zawodnikami. 

Trochę tych medali się nazbierało: dwa z zawodów halowych, jeden na otwartym stadionie, jakieś akademickie mistrzostwa Polski, LZS-y. Skacząc na poziomie 2,20 m, nie mogłem opierać swojego przygotowania startowego na rywalizacji z niepełnosprawnymi zawodnikami, bo nikt nie skakał tyle, co ja. Jeżeli chce się być najlepszym, to trzeba rywalizować z najlepszymi. Pod względem motoryki nie odbiegam od zdrowych zawodników.

Co jest najtrudniejsze w sporcie? 

Rozłąka. Momenty poza domem, których jest dużo. Syn urodził w marcu 2016 r., a we wrześniu odbywały się igrzyska w Rio. Kiedy skakałem, miał pół roku, a widziałem go może przez dwa tygodnie. To był rok olimpijski: cały czas wyjazdy, zgrupowania, zawody. Uroki życia sportowca. Żona nie może się skarżyć, bo gdy zaczęliśmy się spotykać, to już trenowałem. Widziały gały, co brały (śmiech).

Co jeszcze jest uciążliwe? Skoczek wzwyż powinien być jak najchudszy. Tutaj nie ma dobrych kilogramów, jak choćby w sportach siłowych, gdzie potrzeba masy mięśniowej. Kilogram ciała to kilogram, który trzeba przerzucić nad poprzeczką. Dlatego muszę się pilnować i trzymać dietę. Chociaż ja akurat jestem przeciwnikiem mierzenia i ważenia wszystkiego, odliczania każdego ziarenka ryżu. To dobre na krótką metę, a później człowiek wariuje od tego, wszystko mu brzydnie. Jestem po studiach na AWF-ie, miałem dietetykę. Podchodzę do tego zdroworozsądkowo. Wystarczy przypilnować kolacji, nie objadać się wieczorem. Jak się ma tyle ruchu i treningów, to więcej nie trzeba.

Żona dobrze gotuje? 

Dobrze. Ale jeśli ma się wyznaczony cel, jakoś udaje się zwalczyć pokusy.

Trening lekkoatletyczny określił pan kiedyś słowami: dużo, długo, ciężko, nieprzyjemnie.

 I monotonnie. Niestety w sporcie często jest tak, że to, czego najbardziej nie lubimy, ma akurat największe znaczenie dla osiągania wyników. Ja nie lubię ćwiczeń, które wypracowują wyrzut bioder nad poprzeczką: wygięcia, mostki, wypychanie bioder z ciężarem do góry – a to jeden z najważniejszych elementów treningu. Skok wzwyż to konkurencja bardzo niekorzystna dla organizmu. Mamy nienaturalny ruch po łuku, podczas którego kręgosłup wygina się w drugą stronę. Jest dużo kontuzji i w późniejszych latach odbijają się one na zdrowiu. A najbardziej denerwuje to, że nie zawsze można pokazać 100% swoich możliwości. Jak ktoś biega na 400 m i wypracuje sobie kondycję, to raczej na pewno pobiegnie dobrze. W technicznych konkurencjach bywa różnie: raz się uda, raz nie.

W 1982 r. w polskiej lekkoatletyce wybuchła tzw. afera pantoflowa. Jacek Wszoła podczas eliminacji do mistrzostw Europy wystartował w butach japońskiej firmy ASICS, podczas gdy oficjalnym partnerem PZLA był Adidas. Polak został wykluczony z zawodów. To, w jakich butach pan skacze, to dopiero skandal! 

W mojej niepełnosprawności największym problemem jest to, że mam jedną nogę krótszą o 5 cm. To bardzo dużo. Idealnym rozwiązaniem byłoby stworzenie od podstaw specjalnego buta, już z grubszą podeszwą. Niestety nikt nie chce się tego podjąć. Muszę radzić sobie sam. Próbowałem na różne sposoby: przykleiłem u szewca gumową podstawkę, ale but ważył wtedy 5 kg, zatem takie rozwiązanie nie wchodziło w grę. Z kolei gdy włożę do buta pięciocentymetrową wkładkę, to nie mam miejsca na stopę. Szukałem więc jakiegokolwiek buta, który jest wystarczająco głęboki. Taki właśnie jest but do rzutu oszczepem. Włożyłem do niego wkładkę. Przy bieganiu po łuku wszystko mi tam latało i uciekało, więc jeszcze na okrętkę zawijam to taśmą – i jakoś działa.

 

Maciej Lepiato zdobył złoty medal na igrzyskach paraolimpijskich w Rio de Janeiro, skacząc w prowizorycznie przygotowanych butach. 12 września 2016 r.
Maciej Lepiato zdobył złoty medal na igrzyskach paraolimpijskich w Rio de Janeiro,
skacząc w prowizorycznie przygotowanych butach. 12 września 2016 r.
FOT. ADAM NURKIEWICZ/FORUM

 

Nadal pan skacze w takim bucie?

Niestety. Pełna prowizorka. Czasem po wywiadach odzywają się różni ludzie, ale wszystko, co proponują, to buty rehabilitacyjne, do codziennego chodzenia. A ja muszę mieć but sportowy. W którejś firmie, już nie pamiętam której, powiedzieli mi, że jednej pary nikt dla mnie nie zrobi. To musiałoby iść w tysiące, w produkcję masową, żeby opłacało się przestawiać maszyny. Dla jednej pary nikt nie będzie się w to bawił.

To smutne, że mistrz olimpijski musi się borykać z takimi problemami. 

Nie tylko mam krótszą nogę, ale też stopę o dwa rozmiary mniejszą. Dopiero kiedy zakwalifikowałem się do programu Team100, mogłem sobie pozwolić na to, żeby kupić dwie pary adidasów tego samego modelu: na prawą nogę w rozmiarze 44 i na lewą w rozmiarze 42.

Ten program był dla mnie naprawdę dużym wsparciem. Dostałem niecałe 40 tys. zł. Środki były celowe, ale pole manewru dość szerokie: obejmowało wszystkie wydatki, które przekładały się w jakiś sposób na poprawę wyników sportowych. Można było odliczyć paliwo, nawet codzienne rachunki. Kupiłem dużo sprzętu sportowego: rower stacjonarny, masażery, maty. Mam nadzieję, że przed Paryżem pojawi się podobny program.

„Były takie momenty w życiu, że robiłem wielką przyjemność narodowi polskiemu. Byliśmy ambasadorami Polski” – wspominał w jednym z wywiadów Edward Czernik. Pan także czuje się przedstawicielem narodu?

Na pewno. Staram się swoją postawą promować Polskę i sport paraolimpijski na zawodach międzynarodowych. Jestem z tych skromniejszych osób: lubię skakać, więc skaczę. Jednak gdy czasem siądę i popatrzę na te wszystkie osiągnięcia – nie tylko sportowe, ale chociażby Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski – to pojawia się uśmiech na twarzy, zadowolenie, że coś fajnego się zrobiło i inni to doceniają.

Sportowcy są nie tylko ambasadorami narodu. Niejednokrotnie byli żołnierzami, obrońcami ojczyzny. Tak jak Eugeniusz Lokajski, skoczek wzwyż, którego karierę przerwał wybuch wojny. Dokumentował na zdjęciach codzienne życie w okupowanej stolicy. Zginął w zbombardowanym domu.

Dziś również wielu najlepszych sportowców zostaje zawodowymi żołnierzami. To pokazuje, że los ojczyzny leży im na sercu. Sport, będący częścią życia, kształtuje i uwidacznia to, co najpiękniejsze w człowieku: wytrwałość, walkę fair play, gotowość do poświęceń. Czyli cechy, które pokrywają się z etosem żołnierza – obrońcy walczącego za ojczyznę. U sportowców ich świadomość narodową, przywiązanie do kraju widać wyraźnie, gdy stoją na podium podczas dekoracji i grany jest Mazurek Dąbrowskiego: łzy w oczach, ręka na piersi. To wystarczająco wymowne gesty.

Edward Czernik – czołowy skoczek wzwyż, olimpijczyk z Tokio (1964) – podczas zawodów w Warszawie, lata 60.
Edward Czernik – czołowy skoczek wzwyż, olimpijczyk z Tokio (1964)
– podczas zawodów w Warszawie, lata 60.
fot. EUGENIUSZ WARMIŚŃKi / Forum

 

Artur Partyka twierdził, że sportowcy to ludzie, którzy żyją na innej planecie. Zakończenie kariery oznacza zwykle ostre lądowanie. Nie boi się pan tego? 

Mam zabezpieczenie na przyszłość: za sześć lat mogę iść na emeryturę olimpijską. 4 tys. zł miesięcznie to bardzo fajne pieniądze. Do tego mogę zająć się trenerką w klubie, jeździć na zgrupowania, szkolenia. Jestem po studiach, mam różne znajomości, staram się promować swoje nazwisko w społeczności lokalnej. Na pewno nie zginę, jakieś zajęcie sobie znajdę. Myślałem o założeniu fundacji, która będzie popularyzować skok wzwyż i wyszukiwać nowe talenty wśród młodzieży. Chodzą mi po głowie spotkania motywacyjne. Parę opowieści mam, mogę wziąć medale, pokazać zdjęcia. Chciałbym przekuć moją sportową drogę w historię, z której ktoś będzie mógł wynieść coś wartościowego.

Prowadzi pan akcję #kibicujparaolimpijczykom. Ma pan poczucie, że Polacy nie interesują się waszymi sukcesami?

Jeszcze parę lat temu tak bym powiedział, ale to się dość dynamicznie zmienia. Gdy były igrzyska w Sydney czy wcześniej w Atlancie, to dopóki sportowiec nie wylądował w kraju, nawet rodzina i znajomi nie wiedzieli, jak mu poszło. Od Rio paraigrzyska są dość obszernie relacjonowane w mediach. Rok temu nasze mistrzostwa Europy w Bydgoszczy też transmitowano na żywo w telewizji. To się przyczynia do podniesienia świadomości w społeczeństwie, choć na pewno jest jeszcze dużo do zrobienia.

Widzę po znajomych sportowcach z innych krajów, jak zmienia się ich życie po zdobyciu medalu paraolimpijskiego. Brytyjczyk, który wygrał w Tokio, jest teraz osobą publiczną, zapraszają go do różnych programów. Na igrzyskach Wspólnoty Narodów w Birmingham siedział w loży honorowej, tuż obok rodziny królewskiej.

W Rio dziennikarz pytał, czy jest pan w Polsce tak popularny jak Robert Lewandowski. Odpowiedział pan, że troszeczkę mniej, lecz może to się teraz zmieni. Zmieniło się?

Tuż po igrzyskach jest chwila zainteresowania, szumu, ktoś mnie rozpozna na ulicy. Nadal jednak za mało funkcjonujemy w przestrzeni publicznej, żeby przypadkowemu kibicowi moja sylwetka zapadła w pamięć. To musi być świadomy fan, który interesuje się lekkoatletyką. W Polsce absolutnie nie nazwałbym się osobą popularną. Ale w Londynie w 2012 r. było kompletnie inaczej: powiedzieć, że byłem popularny, to nic nie powiedzieć. Wioska olimpijska była połączona z ogromną galerią i postanowiłem wybrać się tam na zakupy. Po godzinie pozowania do zdjęć i rozdawania autografów musiałem ratować się ucieczką, bo tłum cały czas rósł i rósł. Byłem tym zszokowany!

Spodobała się panu popularność? 

Przez tę chwilę tak. Jednak gdy patrzę na znanych sportowców, celebrytów, to widzę, że nigdzie nie mają spokoju. Nie mogą zjeść obiadu, wyjść na miasto, na spacer z psem. Na dłuższą metę to na pewno męczące. Kiedyś w Tańcu z gwiazdami była koleżanka od nas, Aśka Mazur. Żona zapytała, czy przyjąłbym zaproszenie. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziłem, że raczej nie. Ale też może z tego względu, że u mnie z tańcem jest średnio.

 

Maciej Lepiato w konkursie skoku wzwyż podczas lekkoatletycznych mistrzostw Europy osób z niepełnosprawnością na Stadionie im. Zdzisława Krzyszkowiaka w Bydgoszczy, 3 czerwca 2021 r.
Maciej Lepiato w konkursie skoku wzwyż podczas lekkoatletycznych mistrzostw Europy osób z niepełnosprawnością na Stadionie im. Zdzisława Krzyszkowiaka w Bydgoszczy, 3 czerwca 2021 r.
FOT. TTYTUS ŻMIJEWSKI / PAP

 

Są różne inne programy. Może w takim razie coś ze śpiewaniem? 

O, to jeszcze gorzej! Podobało mi się za to, jak byłem kiedyś w telewizji publicznej na Wielkim Teście Wiedzy na Prawo Jazdy. Innym razem organizator zawodów, w których zawsze startowałem jako zawodnik, zaprosił mnie w charakterze spikera. Podobało mi się przygotowanie, research na temat każdego z zawodników, stolik z mikrofonem. Bycie komentatorem sportowym to coś fajnego. Poza tym wszyscy mówią, że mam bardzo ładny, radiowy głos.

Żona chciałaby mieć w domu celebrytę?

Nie pogniewałaby się. Gdy jeździliśmy na bale mistrzów sportu, zawsze była zadowolona. Dostojne towarzystwo, można się elegancko ubrać, posiedzieć, porozmawiać – czemu nie?

Kim jesteśmy

PROJEKT INSTYTUTU ŁUKASIEWICZA

TEAM100. Olimpijskie opowieści z Tokio i Pekinu

Team100 to program mający na celu wspieranie młodych, utalentowanych sportowców – poprzez dodatkowe stypendia, które pozwalają im łączyć sport z nauką i podnoszeniem kwalifikacji zawodowych. Tylko w ciągu pierwszych czterech lat – od 2017 do 2021 r. – programem zostało objętych 430 zawodników reprezentujących sporty olimpijskie i paraolimpijskie. W sumie w tamtym czasie zdobyli oni aż 574 medale na imprezach w randze mistrzostw Europy i mistrzostw świata. Od 1 stycznia 2022 r. program ma formę stypendiów przyznawanych i finansowanych przez Ministerstwo Sportu i Turystyki. Publikacja Instytutu Łukasiewicza zawiera 16 historii beneficjentów programu Team100. Mistrzowie olimpijscy i paraolimpijscy oraz medaliści z Tokio; zawodnicy, którym w Pekinie do podium zabrakło bardzo niewiele – wszyscy opowiadają o swojej sportowej drodze, najwspanialszych i najtrudniejszych chwilach.

  • Poruszające rozmowy z wybitnymi reprezentantami Polski
  • Ponad 120 zdjęć z igrzysk i innych imprez
  • Wiele historycznych odniesień do najwspanialszych chwil i postaci w dziejach polskiego sportu

Bezpłatne egzemplarze książki trafią do ponad dwustu szkół i klubów sportowych w całej Polsce. Publikacja jest współfinansowana ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki.

16 WSPANIAŁYCH

Poznaj historie olimpijczyków i paraolimpijczyków z ostatnich igrzysk

Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020   Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020

Najdziwniejsze igrzyska

Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020

Natalia Kaczmarek Natalia Kaczmarek

Nie jestem zafiksowana na tym, by dogonić Szewińską. Po prostu robię swoje

Natalia Kaczmarek

Złota medalistka z Tokio w sztafecie mieszanej i zdobywczyni srebrnego medalu w sztafecie żeńskiej

Patryk Dobek Patryk Dobek

Za metą przemknęło mi przez głowę: niemożliwe, żeby to było takie proste

Patryk Dobek

Rozmowa z Patrykiem Dobkiem, olimpijczykiem z Tokio, zdobywcą brązowego medalu w biegu na 800 m

Kajetan Duszyński Kajetan Duszyński

Sport to luksus, na który możemy sobie pozwalać w czasach pokoju

Kajetan Duszyński

Rozmowa z Kajetanem Duszyńskim, złotym medalistą z Tokio w sztafecie mieszanej 4 × 400 m

Dariusz Kowaluk Dariusz Kowaluk

Sportowiec od 400 boleści

Dariusz Kowaluk

Historia Dariusza Kowaluka, mistrza olimpijskiego w sztafecie mieszanej 4 × 400 m z Tokio

Anna Puławska Anna Puławska

Jeśli w Paryżu uda mi się zdobyć złoto, będę mogła odłożyć wiosła i powiedzieć, że jestem spełniona

Anna Puławska

Rozmowa z Anną Puławską, srebrną i brązową medalistką olimpijską z Tokio, dwukrotną mistrzynią świata i trzykrotną mistrzynią Europy z 2022 r.

Justyna Iskrzycka Justyna Iskrzycka

Szczęście sprzyja odważnym. Ale najważniejsze są umiejętności i forma sportowa

Justyna Iskrzycka

Rozmowa z Justyną Iskrzycką, brązową medalistką olimpijską z Tokio, mistrzynią Europy z 2018 r.

Helena Wiśniewska Helena Wiśniewska

Większość sportowców może tylko pomarzyć, żeby być na igrzyskach. A ja przywiozłam do Polski medal

Helena Wiśniewska

Rozmowa z Heleną Wiśniewską, brązową medalistką olimpijską z Tokio, zdobywczynią dwóch brązowych medali mistrzostw świata (2018 i 2019)

Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020 Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020

Mieszanka obaw i nadziei

Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020

Marzena Ziemba Marzena Ziemba

Trzeba przekraczać własne ograniczenia

Marzena Ziemba

Rozmowa z Marzeną Ziębą, srebrną (Rio de Janeiro 2016) i brązową (Tokio) medalistką igrzysk paraolimpijskich w podnoszeniu ciężarów (+86 kg)

Maciej Lepiato Maciej Lepiato

Raz na cztery lata o danej godzinie musi się zgrać wszystko

Maciej Lepiato

Rozmowa z Maciejem Lepiato, skoczkiem wzwyż, zdobywcą złotych medali w Londynie (2012) i Rio de Janeiro (2016) oraz brązowego medalu w Tokio, czterokrotnym mistrzem świata

Karolina Kucharczyk Karolina Kucharczyk

Chcę pokazać, że istnieje paraolimpijka, która dorównuje zdrowym zawodniczkom

Karolina Kucharczyk

Rozmowa z Karoliną Kucharczyk, dwukrotną mistrzynią paraolimpijską w skoku w dal – z Londynu (2012) i Tokio, srebrną medalistką z Rio de Janeiro (2016)

Barbara Bieganowska-Zając Barbara Bieganowska-Zając

Każdy może założyć adidasy i się wykazać. Albo zrobić coś innego, żeby mu w życiu było lepiej

Barbara Bieganowska-Zając

Rozmowa z Barbarą Bieganowską-Zając, czterokrotną mistrzynią paraolimpijską: w biegach na 800 m z Sydney (2000) oraz na 1500 m z Londynu (2012), Rio de Janeiro (2016) i Tokio

Adrian Castro Adrian Castro

Nieważne, czy gram w chińczyka, z kolegą na konsoli, czy rywalizuję w sporcie – zawsze idę na maksa

Adrian Castro

Rozmowa z Adrianem Castro, srebrnym (Tokio) i brązowym (Rio de Janeiro 2016) medalistą paraolimpijskim w szermierce

Michał Derus Michał Derus

„Emeryt”, który został mistrzem olimpijskim

Michał Derus

Historia Michała Derusa, dwukrotnego srebrnego medalisty paraolimpijskiego w biegu na 100 m z Rio de Janeiro (2016) i Tokio

Oliwia Jabłońska Oliwia Jabłońska

Wystarczy przezwyciężyć słabszy moment, bo zaraz znowu będzie dobrze

Oliwia Jabłońska

Rozmowa z Oliwią Jabłońską, srebrną (Londyn 2012) oraz brązową (Rio de Janeiro 2016 i Tokio) medalistką paraolimpijską w pływaniu

Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022 Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022

Wymazy, bojkot i kontrowersje

Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022

Piotr Michalski Piotr Michalski

Teraz widzę, że sportowe życie mimo wszystko jest czymś przyjemnym i innym

Piotr Michalski

Rozmowa z Piotrem Michalskim, łyżwiarzem szybkim, olimpijczykiem z Pjongczangu (2018) i Pekinu, mistrzem Europy (2022) na 500 m

Natalia Maliszewska Natalia Maliszewska

Jechałam do Pekinu spełnić marzenia. To była kwestia wykonania swojej roboty

Natalia Maliszewska

Rozmowa z Natalią Maliszewską, olimpijką z Pjongczangu (2018) i Pekinu, łyżwiarką szybką specjalizującą się w short tracku, mistrzynią Europy z 2019 r. i zdobywczynią Pucharu Świata na 500 m w sezonie 2018/2019