MENU

Bije pani rekordy świata, zdobywa medale jeden za drugim. Po kolejnych sukcesach igrzyska pani nie spowszedniały?

Marzy mi się jeszcze jeden medal: złoto na olimpiadzie w Paryżu w 2024 r. Kiedy w 2016 r. w Rio zdobyłam srebro, poczułam się tak, jakby ktoś dał mi cegłą w twarz. Kucharczyk druga? Jak to możliwe? Zabolało mnie to. Zaliczyłam siedem obozów sportowych, ciężko trenowałam. Byłam przygotowana na zwycięstwo. Ale wiem, dlaczego tak się stało: skakałam bardzo ostrożnie, zachowawczo, jak nie ja. Byłam wtedy w szóstym tygodniu ciąży. 

Naprawdę? W wywiadach po Rio mówiła pani co prawda, że czas najwyższy się ustatkować i że chciałaby pani mieć dziecko… Jednak nie przyznała się pani, że to już!

Tylko organizatorzy wiedzieli, bo musiałam to zgłosić. Mogli się nie zgodzić na mój start. Ale poza tym nikomu się nie przyznałam. Nawet mój trener Bogusław Jusiak nie miał pojęcia. Na początku był zły, że nie zdobyłam złota. Jak mu powiedziałam, że jestem w ciąży, skomentował jedynie: „Ty jesteś szalona, że poleciałaś”. Nie chciałam zmarnować tych wszystkich treningów, obozów. Ale bałam się o dziecko, żeby nic mu się nie stało, żeby gdzieś brzuchem nie uderzyć przy lądowaniu. Teraz mogę pokazać rywalkom, na co mnie stać.

 

Karolina Kucharczyk

Urodzona 24 kwietnia 1991 r. w Rawiczu. Lekkoatletka specjalizująca się w skoku w dal, startująca w kategorii T20 (niepełnosprawność intelektualna). Mistrzyni paraolimpijska z Londynu (2012) i Tokio, srebrna medalistka z Rio de Janeiro (2016).

W dzieciństwie trenowała pływanie. Do lekkoatletyki trafiła jako 13-latka lat za namową wuefisty, Tomasza Mikołajczaka. Przez siedem lat startowała w siedmioboju, rywalizując z zawodniczkami bez niepełnosprawności. Do skupienia się wyłącznie na skoku w dal przekonał ją trener Bogusław Jusiak. W tej konkurencji Karolina Kucharczyk w 2011 r. wywalczyła mistrzostwo Europy i wicemistrzostwo świata w paralekkoatletyce.

W 2012 r. zadebiutowała na igrzyskach paraolimpijskich w Londynie i zdobyła złoty medal, ustanawiając rekord świata (6,00 m).

W kolejnym roku poprawiła to osiągnięcie o 9 cm, co dało jej tytuł paralekkoatletycznej mistrzyni świata. Zawodniczka obroniła go w 2015 r.

W kolejnym roku zdobyła mistrzostwo Europy, a w Rio de Janeiro została wicemistrzynią paraolimpijską. W 2018 r. ponownie wywalczyła tytuł mistrzyni Europy i pobiła rekord świata (6,14 m). W 2019 r. uzyskała kolejny rekordowy wynik (6,21 m), który dał jej mistrzostwo świata.

W 2021 r. w Poznaniu Karolina Kucharczyk zdobyła mistrzostwo Polski, rywalizując z lekkoatletkami bez niepełnosprawności. Uzyskany tam rezultat – 6,24 m do dziś pozostaje rekordem świata w kategorii T20. W tym samym roku po raz drugi sięgnęła po mistrzostwo paraolimpijskie z wynikiem 6,03 m. Wkrótce po tym sukcesie została odznaczona Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

 

Karolina Kucharczyk z narzeczonym na Lotnisku Chopina w Warszawie po powrocie z XV Igrzysk Paraolimpijskich w Rio de Janeiro, na których zdobyła srebrny medal, 21 września 2016 r.
Karolina Kucharczyk z narzeczonym na Lotnisku Chopina w Warszawie po powrocie z XV Igrzysk Paraolimpijskich
w Rio de Janeiro, na których zdobyła srebrny medal, 21 września 2016 r.
FOT. MARCIN OBARA / PAP
 

Po ciąży musiała pani na jakiś czas przerwać treningi.

Miesiąc po porodzie, po cesarskim cięciu, wróciłam na bieżnię. Na początku trenowałam lekko, tylko na rozruch. Dopiero kiedy się wzmocniłam, weszłam na wyższe obroty. Po siedmiu miesiącach pojechałam na mistrzostwa halowe we Włoszech. A w 2018 r. poleciałam do Berlina i skoczyłam 6,14 m. Ciężko trenowałam i to się opłaciło. Czułam, że powoli wchodzę na szczyt.

Jestem zaciętym sportowcem. Ambicja nie pozwala mi być drugą. Wzięłam się ostro za siebie. Mam dla kogo się starać, dla kogo żyć. W Tokio też musiała być ta wisienka na torcie: po dziewięciu latach znowu zdobyłam złoto.

Dopięła pani swego! Ale nie było łatwo.

Tydzień przed głównym startem skoczyłam 6,20 m. Forma była, chciałam ją wykorzystać jak najlepiej. Niestety pogoda pokrzyżowała mi plany. W Tokio przez cały czas panowały temperatury po 39° i mój organizm się do nich przyzwyczaił. A tu nagle, na kilka dni przed startem, pogoda zaczęła się psuć. Na głównych zawodach było 18° i padał deszcz. Taki nagły przeskok jest najgorszy, dlatego zaczęłam się robić „ciężka” i skoczyłam 6,03 m. Miałam pretensje do siebie: gdzie ten wynik sprzed tygodnia? Wcześniej, na mistrzostwach Polski, skoczyłam 6,24 m. Na olimpiadzie, na którą przygotowałam najlepszą formę, powinnam skoczyć co najmniej 6,35 m. A tu deszcz, śliska deska, mokry piach – no i się nie udało. Teraz już o tym nie myślę, widać tak miało być. Wyciągnęłam wnioski ze swoich błędów i idę dalej.

Błędów? Przecież zdobyła pani złoto! 

I to z przewagą 53 cm, czyli bardzo dużą. Jednak moja ambicja mówi mi, że mogło być lepiej. Robię to dla siebie, ale też dla kibiców, dla rodziny, dla tych, którzy mnie wspierają, sponsorują. Cały czas myślę o tym, żeby nikogo nie zawieść. Każdy sportowiec chce godnie reprezentować swój kraj. Jestem dumna z tego, że mogę nosić orzełka na piersi, pokazywać, na co mnie stać. Na podium zawsze przechodzą mnie ciarki. Mój sukces to powód do chluby dla całego narodu. Kiedy schodzę z podium i mam w telefonie mnóstwo wiadomości z gratulacjami, to rozpiera mnie duma! Kocham to, co robię. Sport jest dla mnie wszystkim. Musiałam podporządkować mu całe życie. Nauczył mnie wytrwałości w dążeniu do celu. Cierpliwości nie, bo nigdy nie lubiłam czekać.

Jak pani wspomina igrzyska w Japonii w 2021 r.? 

Do Tokio przyjechaliśmy sporo przed czasem. Do swojego startu miałam trzy tygodnie. To trochę długo, stres się kumulował. Cały czas myślałam, żeby jak najlepiej wypaść. Inni wracali z medalami, a ja siedziałam i czekałam. Przez COVID nie mogliśmy nigdzie wychodzić, nawet do sklepu. Zwiedzałam tylko stołówkę i pokój. Cały czas z tyłu głowy miałam obawę, żeby się nie zarazić. Wszędzie chodziłam w masce i rękawiczkach, pilnowałam, żeby niczego nie dotknąć. Codziennie musiałam zanosić próbki do biura zawodów. Kiedy w końcu minęła dwutygodniowa kwarantanna chciałam jakoś odreagować. Poszłam do sklepu, wypiłam piwo. Ale cały czas były te emocje, adrenalina, wszystko siedziało w człowieku. Powiedziałam wtedy do mojej koleżanki Basi: „Wiesz co, mnie się jeszcze nie chce spać, idziemy!”. I o drugiej w nocy jadłyśmy na stołówce lody truskawkowe.

Karolina Kucharczyk po zdobyciu mistrzostwa na igrzyskach paraolimpijskich w Tokio, 3 września 2021 r.
Karolina Kucharczyk po zdobyciu mistrzostwa na igrzyskach paraolimpijskich w Tokio, 3 września 2021 r.
ŹRÓDŁO: OIS / ZUMA PRESS WIRE SERVICE / ZUMAPRESS.COM/ NEWSPIX.PL

 

Niektórych sportowców stresują tłumy na trybunach, to, że tyle tysięcy ludzi na nich patrzy. 

Mnie nie! Ja akurat bardzo lubię tłum, gwar, to napędza mnie do działania. Szkoda, że w Tokio nie było kibiców. Kiedy jest doping, to człowiek sobie myśli: „Wow, muszę pokazać, na co mnie stać”. Otworzyli konkurs, ale jakoś tak bez pompy. Pusty stadion, zero klimatu. Czułam się jak na drugorzędnym mityngu lekkoatletycznym. Brakowało mi adrenaliny. Potrzebowałam zastrzyku energii, bo chciałam powalczyć sama ze sobą.

Często wyjeżdża pani na obozy?

Tak, bo w Rawiczu nie mam odpowiednich warunków do treningów. Mam 20-metrową kanciapę z siłownią, a wszystkie inne elementy treningowe robię na dworze. Nie mam nawet tartanu. Za to w Spale wszystko jest jak u Pana Boga za piecem. Muszę trochę potyrać, przez dwa tygodnie robię po dwa treningi dziennie. Tak żebym pod koniec sezonu była w jak najlepszej formie. Ludziom się wydaje, że sukcesy, jakie odnoszę z roku na rok, przychodzą ot tak, same z siebie. A to nieprawda. Zawsze jest coś za coś: rozłąka z rodziną, stres z tym związany.

Młodej mamie pewnie niełatwo jest łączyć karierę sportową z macierzyństwem.

Synek miał cztery czy pięć miesięcy, kiedy pierwszy raz musiałam zostawić go na dłużej. Jechałam na obóz, bo szykował mi się Berlin w 2018 r. Chciałam wejść na szczyt, zdobyć rekord świata. Na początku Kacperek płakał: „Mama, nie jedź!”. Wyjeżdżałam z ciężkim sercem, chociaż wiedziałam, że krzywda mu się nie dzieje. Był pod dobrą opieką: swojego taty albo moich rodziców. Poszłam do psychologa sportowego, żeby sobie to wszystko przepracować. Teraz, kiedy idę na trening, myślę tylko o tym. Zasuwam, ile fabryka dała. A w domu myślę o tym, co w domu: o obowiązkach, dziecku. Odpoczywam. Nie patrzę nawet na medale, puchary. Zamykam się w sobie, jakbym w ogóle nie była w sporcie zawodowym. Rozdzieliłam te dwie sprawy.

Teraz Kacperek chodzi już do przedszkola, więc mój dzień wygląda tak, że rano idę na trening, a o 14.00 go odbieram. Chcę jak najwięcej czasu spędzać z synem, bo za chwilę będę musiała wyjechać na kolejny obóz. Boli mnie to, ale wiem, że Kacperek szybko zapomni, a ja plułabym sobie w brodę, gdybym nie wykorzystała szansy. Rodzina jest dla mnie najważniejsza. To mój priorytet.

Z roku na rok ma pani coraz lepsze wyniki. Jak widać, macierzyństwo w niczym nie przeszkadza.

Trener mi nawet powiedział: „Karolina, ty jesteś jak wino. Im starsza, tym lepsza”. W tym roku nie robiliśmy takich ciężkich treningów jak w zeszłym sezonie, kiedy pojechałam na sześć obozów, a później na igrzyska. Zaliczyłam tylko trzy obozy, a i tak odnoszę sukcesy.

Tydzień przed naszą rozmową wróciła pani z II Letnich Igrzysk Europejskich Virtus w Krakowie, skąd przywiozła pani cztery złote medale. 

Trener pyta: „Karolina, tobie się to nie nudzi? Wiecznie jesteś pierwsza”. Mówię: „Ty mnie tak trenujesz, więc o co ci chodzi?”. Na zawodach nie martwię się o medal, bo wiem, że jestem dobrze przygotowana. Myślę raczej o tym, czy będę mieć stypendium. A to zależy od spełnienia określonych warunków: w finale musi wystartować 12 zawodników z 8 krajów. I ja tylko liczę tych sportowców: czy są, czy starczy mi do stypendium, czy znowu zabraknie. Nie powinno tak być, to niesprawiedliwe. Teraz, ze względu na wojnę, wielu zawodników z Rosji czy Ukrainy nie przyleciało. Za zawody w Krakowie nic nie dostałam. Nawet gdybym pobiła rekord świata, niczego by to nie zmieniło. Pojechałam wystartować dla własnej satysfakcji, i tyle.

Karolina Kucharczyk podczas mistrzostw Europy w lekkoatletyce osób niepełnosprawnych w Berlinie, 24 sierpnia 2018 r.
Karolina Kucharczyk podczas mistrzostw Europy w lekkoatletyce osób niepełnosprawnych w Berlinie, 24 sierpnia 2018 r.
FOT. BARTŁOMIEJ ZBOROWSKI / PAP

 

Program Team100, w którym pani uczestniczyła, pomógł?

Dzięki temu, że dostałam wsparcie finansowe, niczym nie musiałam się martwić, miałam spokojną głowę. Skupiałam się na treningach. Mogłam pójść do fizjoterapeuty, zadbać o odpowiednią regenerację, kupić porządny sprzęt. W tym roku, ze swoich źródeł, już się tak nie przygotowałam. Kolce kosztują 1200 zł, dobre buty do biegania – 700–800 zł. Nie stać mnie, żeby co parę miesięcy kupować nowe. Jest wojna, inflacja, wszystko drożeje. Muszę brać pod uwagę wydatki domowe. Więc biegam w starych butach. A przecież odpowiednie obuwie to podstawa efektywnego i bezpiecznego treningu! Jak się ma zabezpieczenie finansowe, to ciśnienie schodzi i zawodnik może się skupić na robieniu formy. A ja cały czas myślę o tym, gdzie szukać pieniędzy, sponsorów. Ale ostatecznie na treningu i tak się spinam. Robię to, co sportowiec robić powinien, czyli zapieprzam na medale.

Złoty medal z Tokio dedykowała pani dziadkowi, a ten z Londynu z 2012 r. – babci. Jest pani chyba bardzo rodzinną osobą.

Gdy miałam 17–18 lat, chodziłam na praktyki zawodowe i mieszkałam u dziadków. Byłam z nimi mocno zżyta. Babcia zmarła w 2015 r. i zostałam z dziadkiem. Wtedy jeszcze bardziej się zbliżyliśmy, zaprzyjaźniliśmy. Kiedy wyjeżdżałam do Rio, obiecałam dziadkowi, że po powrocie będziemy opijać mój złoty medal. Powiedział mi: „Karolina, ty już nic nikomu nie musisz udowadniać, masz tylko wrócić zdrowa i szczęśliwa”. Oglądał transmisję z igrzysk w Rio razem z całą moją rodziną. Tego samego dnia po południu pojechał rowerem na targ. Dostał zatoru i zmarł. Byłam w tym czasie w wiosce olimpijskiej. Kiedy dostałam wiadomość o tym, co się stało, wyrzuciłam medal przez okno. Nie chciałam go oglądać. Koledzy odnaleźli go i mi przynieśli. Długo nie mogłam się pogodzić z tym, że straciłam najlepszego przyjaciela. Jednak zaparłam się i z Tokio przywiozłam dziadkowi obiecane złoto.

Rawicz ma dwie mistrzynie olimpijskie: panią i Anitę Włodarczyk. Mało które miasto może się tym pochwalić. Czy po powrocie z Tokio czekało na panią w rodzinnej miejscowości gorące powitanie?

Na rynku była scena, na której siedziałyśmy z Anitą. Wcześniej objechałyśmy luksusowym samochodem cały Rawicz. Przywitali nas super, dostałyśmy nawet nagrodę finansową. Docenili mój wysiłek włożony w zdobycie złotego medalu. Pogratulowałyśmy sobie z Anitą sukcesów. Mamy dobry kontakt, wspieramy się, kolegujemy. Jesteśmy dwa złotka.

Łączy was również trener. Dobrze się pani z nim dogaduje? 

Czasem tak, czasem nie. Jesteśmy razem zawodowo już 18 lat. Niekiedy mam ochotę na jakiś nowy bodziec. Tylko po co zmieniać coś, co działa? Mój trener ma 66 lat, ja – 31. To spora różnica wieku. Oboje musimy być dla siebie wyrozumiali. Nie mam łatwego charakteru, on też nie. Kiedy spotykają się dwie silne osobowości, to pojawiają się różne zgrzyty. Ale w tym roku jeszcze się grabiami nie tłukliśmy (śmiech). Trener nauczył mnie bardzo ważnej rzeczy, powiedział mi kiedyś: „Jeśli ty w siebie nie uwierzysz, to nikt tego nie zrobi”. I tej dewizy się trzymam.

Mistrzynie olimpijskie Karolina Kucharczyk i Anita Włodarczyk na rynku w swoim rodzinnym mieście – Rawiczu, 11 września 2021 r.
Mistrzynie olimpijskie Karolina Kucharczyk i Anita Włodarczyk na rynku
w swoim rodzinnym mieście – Rawiczu, 11 września 2021 r.
FOT. JAKUB LATUSEK

 

To prawda, że zaczęła pani trenować po to, żeby mniej angażować się w bójki? 

W wieku 12 lat poszłam do szkoły specjalnej jako skromna, cicha dziewczynka. A tam większość to była po prostu patologia. Zaczęłam robić wiele złych rzeczy: klęłam, chodziłam na wagary, biłam się. Wpadłam w złe towarzystwo, które prowadziło mnie na manowce. Kiedy zobaczył to mój wychowawca, zapisał mnie na treningi. Nie wspominam dobrze szkolnych lat. Byłam łobuziarą. Rodzice nie mogli mnie poznać. Dziś się tego wstydzę.

Wychodzi na to, że wychowawca miał dobry pomysł, żeby przekierować pani energię w stronę sportu.

Na lekcjach nie miałam już nawet siły pyskować, tak byłam zmęczona treningami. Nauczyciele nie mogli się nadziwić. Pytali: „Karolina, czy ty jesteś chora, że taka spokojna?”. Z nagannego zachowania miałam nagle wzorowe, do tego czerwone paski na świadectwie. Stałam się inną dziewczyną, kumatą. Kiedy pojawiły się Londyn, treningi, nowe cele, obozy sportowe, wzięłam się za siebie.

Startuje pani w kategorii T20, czyli sportowiec z niepełnosprawnością intelektualną. 

Od zerówki miałam problemy z nauką. Nie byłam takim talentem, jak choćby moje siostry. Trudno mi przychodziło zdobywanie wiedzy. Pamiętam, że rówieśnicy się ze mnie śmiali, przezywali „tik-tak” albo „dżojstik”. Dzieci rzucały we mnie kamieniami, opluwały mnie, kopały, zabierały mi buty, plecak. Dlatego zrobiłam się agresywna. Okropne wspomnienia. Nie miałam siły, wypalałam się. Nieraz płakałam. Babcia z dziadkiem powtarzali: „Niech cię nie mierzą swoją miarą. Nie przejmuj się, tylko idź po swoje. Pokaż, że jesteś najlepsza. Niedługo to ty będziesz się z nich śmiała”.

Rodzice również wspierali pani sportową drogę?

Zawsze we mnie wierzyli, mówili: „Karolina, ty masz talent”. Wychowali mnie na porządną dziewczynę, choć miałam pewne zakręty. Na mistrzostwach świata w Brazylii bardzo dobrze mi poszło: wywalczyłam złoty medal, pobiłam rekord świata. A trenowałam dopiero jakieś trzy lub cztery miesiące. Uznałam, że nie muszę tak ciężko harować, skoro i tak wygrywam. Przestałam chodzić na treningi, nie odbierałam telefonów od trenera. Wolałam spędzać czas z koleżankami, na imprezach, chłopaki zaczęły mi się podobać, jak to nastolatce. Miałam 15 lat i pstro w głowie. Poza tym w klubie też nie miałam łatwo: inni zawodnicy mi dokuczali, czułam się dziwolągiem. Chciałam odpocząć od przykrych słów na mój temat. Kiedy mama się o tym dowiedziała, kazała mi wracać na trening. Mówiła: „Nie zwracaj uwagi na docinki, realizuj swój cel. Teraz wróciłaś z Brazylii, za chwilę lecisz do Pragi, zwiedzisz kawał świata! A oni? Będą ci tylko zazdrościć”. Miała rację.

Elżbieta Krzesińska była jedną z najwybitniejszych polskich zawodniczek w skoku w dal. Zdobyła złoto na igrzyskach w Melbourne w 1956 r. i srebro w Rzymie cztery lata później. Jej znakiem rozpoznawczym był piękny, długi blond warkocz, który… w 1952 r. w Helsinkach pozbawił ją srebrnego medalu. Przy lądowaniu odchyliła głowę, warkocz pierwszy dotknął piasku i zostawił na nim długi ślad. Sędziowie odjęli ten odcinek od wyniku i „złota Ela” zajęła 12. miejsce. 

Dlatego ja zawsze spinam włosy najwyżej, jak się da. Trener mnie przestrzegał, opowiadał mi tę historię. Nie mogłam w to uwierzyć. No ale stało się, jak się stało.

Odwołania też nic nie pomogły. Dlatego jestem bardzo ostrożna, nie rozpuszczam włosów. Głupio byłoby stracić medal przez coś takiego.

 

Elżbieta Krzesińska (1934–2015) – rekordzistka świata w skoku w dal (6,35 m), złota (1956) i srebrna (1960) medalistka olimpijska w tej konkurencji.
Elżbieta Krzesińska (1934–2015) – rekordzistka świata w skoku w dal (6,35 m),
złota (1956 i srebrna (1960) medalistka olimpijska w tej konkurencji.
ŹRÓDŁO: PAP / CAF

 

Krzesińska długo skakała boso. Nie mogła przyzwyczaić się do kolców. Bała się, że jak się wbiją w deskę, to się od niej nie oderwie.

To się nie zdarzy, nie ma takiej obawy, kolce musiałyby być naprawdę długie. A w tym wypadku są konkretne wytyczne: wkręty mają mieć nie więcej niż 6 mm. Dłuższe ucina się specjalnymi szczypcami. Im dłuższe kolce, tym zawodniczka jest szybsza, skoczniejsza, a szanse muszą być równe. Trzeba trzymać się regulaminu, bo inaczej sędziowie nie zaliczą startu.

,,Uparta, ambitna, doskonale wiedziała, czego chce” – te słowa odnoszą się do Krzesińskiej, ale świetnie opisują także panią. Trener mówi, że lubi pani rywalizację w mocnej obsadzie.

O tak, jestem zacięta, mam charakterek. W 2021 r. na mistrzostwach Polski zdobyłam brąz w skoku w dal wśród zawodniczek pełnosprawnych. Udało mi się to w piątej próbie. Skoczyłam 6,24 m. Kiedy na paraolimpiadzie skoczę te 6,15 m, to moje rywalki odpuszczają, załamują się, uginają im się nogi. Nie mam z kim walczyć. Dlatego lubię jeździć na zawody z pełnosprawnymi sportowcami, żeby się sprawdzić. Napędza mnie rywalizacja z mocnymi zawodniczkami. No i chcę pokazać tym dziewczynom, że jest paraolimpijka, która im dorównuje.

„Złota Ela” podczas treningów obciążała buty śrutem, by w ten sposób pracować nad sprężystością i siłą mięśni. Biegała po leśnych ścieżkach albo w pełnym słońcu, skakała na piasek nadwiślańskich skarp. Pani treningi są równie urozmaicone?

Mam starszego trenera, który czasem prowadzi mnie w takim stylu PRL-u. Dla mnie to nie problem. Ostatnio kazał mi ciągnąć na łańcuchu sanki pod górę. Myślę: zwariował! Jednak te stare metody wcale nie są złe. Zresztą ja się z PRL-em spotykam cały czas. Nie mam luksusów. Zimą trenuję na zewnątrz. Trener mówi, że trzeba się hartować, i nie rozczula się nade mną. Chyba że są straszne mrozy i temperatura spada poniżej -15° – wtedy pozwala mi zrobić trening w domu. Nie mam wypasionej hali, tylko stary barak, ale dla chcącego nic trudnego. Zawsze się człowiek przygotuje. A ile razy w deszczu biegałam! Bo przecież na zawodach, jeśli pada, to też muszę startować. Wzmocniłam się przez to. Trenuję sześć razy w tygodniu po dwie godziny: szybkość, technika skoku, rozbieg, ćwiczenia siłowe, z gumami, skipy. Wzmacniam stawy, żeby nic nie chrupnęło, biegam. To katorżnicze treningi, ale powtarzam sobie: to minie, zaraz pójdę do domu, odpocznę.

Po takim treningu ważna jest regeneracja.

Przy dziecku nie mam na nią czasu. Wracam do domu i od razu jadę po syna do przedszkola. Już się nie położę, muszę być przy nim, bo jest bardzo żywym dzieckiem, wymaga nieustannej uwagi. Dopiero kiedy Kacperek idzie spać, mam chwilę dla siebie. Kąpię się i najczęściej padam razem z nim. Teraz przynajmniej daje mi się wyspać w nocy. Na początku co trzy godziny musiałam do niego wstawać. A rano miałam trening. Miałam wrażenie, jakbym była wiecznie po imprezie! 

Karolina Kucharczyk na igrzyskach paraolimpijskich w Tokio, 3 września 2021 r.
Karolina Kucharczyk na igrzyskach paraolimpijskich w Tokio, 3 września 2021 r.
ŹRÓDŁO: PAP / NEWSCOM

 

Ale chyba jest coś, co pozwala pani odpocząć, zrelaksować się?

Lubię zbierać grzyby. Jeżdżę na rolkach, na rowerze. Haftuję – to mnie ostatnio wciągnęło. Kiedyś dużo czytałam. Lubię pójść do kosmetyczki na paznokcie, na rzęsy. Spotykam się ze znajomymi. Mam mnóstwo ubrań, lubię kupować nowe. I nigdy nie mam się w co ubrać! Czasem jadę do rodziców, relaksuję się w jacuzzi. Nie mam zbyt dużo wolnego czasu, ale wykorzystuję go do maksimum, na rzeczy najprzyjemniejsze.

Kim jesteśmy

PROJEKT INSTYTUTU ŁUKASIEWICZA

TEAM100. Olimpijskie opowieści z Tokio i Pekinu

Team100 to program mający na celu wspieranie młodych, utalentowanych sportowców – poprzez dodatkowe stypendia, które pozwalają im łączyć sport z nauką i podnoszeniem kwalifikacji zawodowych. Tylko w ciągu pierwszych czterech lat – od 2017 do 2021 r. – programem zostało objętych 430 zawodników reprezentujących sporty olimpijskie i paraolimpijskie. W sumie w tamtym czasie zdobyli oni aż 574 medale na imprezach w randze mistrzostw Europy i mistrzostw świata. Od 1 stycznia 2022 r. program ma formę stypendiów przyznawanych i finansowanych przez Ministerstwo Sportu i Turystyki. Publikacja Instytutu Łukasiewicza zawiera 16 historii beneficjentów programu Team100. Mistrzowie olimpijscy i paraolimpijscy oraz medaliści z Tokio; zawodnicy, którym w Pekinie do podium zabrakło bardzo niewiele – wszyscy opowiadają o swojej sportowej drodze, najwspanialszych i najtrudniejszych chwilach.

  • Poruszające rozmowy z wybitnymi reprezentantami Polski
  • Ponad 120 zdjęć z igrzysk i innych imprez
  • Wiele historycznych odniesień do najwspanialszych chwil i postaci w dziejach polskiego sportu

Bezpłatne egzemplarze książki trafią do ponad dwustu szkół i klubów sportowych w całej Polsce. Publikacja jest współfinansowana ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki.

16 WSPANIAŁYCH

Poznaj historie olimpijczyków i paraolimpijczyków z ostatnich igrzysk

Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020   Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020

Najdziwniejsze igrzyska

Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020

Natalia Kaczmarek Natalia Kaczmarek

Nie jestem zafiksowana na tym, by dogonić Szewińską. Po prostu robię swoje

Natalia Kaczmarek

Złota medalistka z Tokio w sztafecie mieszanej i zdobywczyni srebrnego medalu w sztafecie żeńskiej

Patryk Dobek Patryk Dobek

Za metą przemknęło mi przez głowę: niemożliwe, żeby to było takie proste

Patryk Dobek

Rozmowa z Patrykiem Dobkiem, olimpijczykiem z Tokio, zdobywcą brązowego medalu w biegu na 800 m

Kajetan Duszyński Kajetan Duszyński

Sport to luksus, na który możemy sobie pozwalać w czasach pokoju

Kajetan Duszyński

Rozmowa z Kajetanem Duszyńskim, złotym medalistą z Tokio w sztafecie mieszanej 4 × 400 m

Dariusz Kowaluk Dariusz Kowaluk

Sportowiec od 400 boleści

Dariusz Kowaluk

Historia Dariusza Kowaluka, mistrza olimpijskiego w sztafecie mieszanej 4 × 400 m z Tokio

Anna Puławska Anna Puławska

Jeśli w Paryżu uda mi się zdobyć złoto, będę mogła odłożyć wiosła i powiedzieć, że jestem spełniona

Anna Puławska

Rozmowa z Anną Puławską, srebrną i brązową medalistką olimpijską z Tokio, dwukrotną mistrzynią świata i trzykrotną mistrzynią Europy z 2022 r.

Justyna Iskrzycka Justyna Iskrzycka

Szczęście sprzyja odważnym. Ale najważniejsze są umiejętności i forma sportowa

Justyna Iskrzycka

Rozmowa z Justyną Iskrzycką, brązową medalistką olimpijską z Tokio, mistrzynią Europy z 2018 r.

Helena Wiśniewska Helena Wiśniewska

Większość sportowców może tylko pomarzyć, żeby być na igrzyskach. A ja przywiozłam do Polski medal

Helena Wiśniewska

Rozmowa z Heleną Wiśniewską, brązową medalistką olimpijską z Tokio, zdobywczynią dwóch brązowych medali mistrzostw świata (2018 i 2019)

Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020 Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020

Mieszanka obaw i nadziei

Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020

Marzena Ziemba Marzena Ziemba

Trzeba przekraczać własne ograniczenia

Marzena Ziemba

Rozmowa z Marzeną Ziębą, srebrną (Rio de Janeiro 2016) i brązową (Tokio) medalistką igrzysk paraolimpijskich w podnoszeniu ciężarów (+86 kg)

Maciej Lepiato Maciej Lepiato

Raz na cztery lata o danej godzinie musi się zgrać wszystko

Maciej Lepiato

Rozmowa z Maciejem Lepiato, skoczkiem wzwyż, zdobywcą złotych medali w Londynie (2012) i Rio de Janeiro (2016) oraz brązowego medalu w Tokio, czterokrotnym mistrzem świata

Karolina Kucharczyk Karolina Kucharczyk

Chcę pokazać, że istnieje paraolimpijka, która dorównuje zdrowym zawodniczkom

Karolina Kucharczyk

Rozmowa z Karoliną Kucharczyk, dwukrotną mistrzynią paraolimpijską w skoku w dal – z Londynu (2012) i Tokio, srebrną medalistką z Rio de Janeiro (2016)

Barbara Bieganowska-Zając Barbara Bieganowska-Zając

Każdy może założyć adidasy i się wykazać. Albo zrobić coś innego, żeby mu w życiu było lepiej

Barbara Bieganowska-Zając

Rozmowa z Barbarą Bieganowską-Zając, czterokrotną mistrzynią paraolimpijską: w biegach na 800 m z Sydney (2000) oraz na 1500 m z Londynu (2012), Rio de Janeiro (2016) i Tokio

Adrian Castro Adrian Castro

Nieważne, czy gram w chińczyka, z kolegą na konsoli, czy rywalizuję w sporcie – zawsze idę na maksa

Adrian Castro

Rozmowa z Adrianem Castro, srebrnym (Tokio) i brązowym (Rio de Janeiro 2016) medalistą paraolimpijskim w szermierce

Michał Derus Michał Derus

„Emeryt”, który został mistrzem olimpijskim

Michał Derus

Historia Michała Derusa, dwukrotnego srebrnego medalisty paraolimpijskiego w biegu na 100 m z Rio de Janeiro (2016) i Tokio

Oliwia Jabłońska Oliwia Jabłońska

Wystarczy przezwyciężyć słabszy moment, bo zaraz znowu będzie dobrze

Oliwia Jabłońska

Rozmowa z Oliwią Jabłońską, srebrną (Londyn 2012) oraz brązową (Rio de Janeiro 2016 i Tokio) medalistką paraolimpijską w pływaniu

Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022 Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022

Wymazy, bojkot i kontrowersje

Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022

Piotr Michalski Piotr Michalski

Teraz widzę, że sportowe życie mimo wszystko jest czymś przyjemnym i innym

Piotr Michalski

Rozmowa z Piotrem Michalskim, łyżwiarzem szybkim, olimpijczykiem z Pjongczangu (2018) i Pekinu, mistrzem Europy (2022) na 500 m

Natalia Maliszewska Natalia Maliszewska

Jechałam do Pekinu spełnić marzenia. To była kwestia wykonania swojej roboty

Natalia Maliszewska

Rozmowa z Natalią Maliszewską, olimpijką z Pjongczangu (2018) i Pekinu, łyżwiarką szybką specjalizującą się w short tracku, mistrzynią Europy z 2019 r. i zdobywczynią Pucharu Świata na 500 m w sezonie 2018/2019