MENU

Jest pani uparta jak każdy zodiakalny Baran? To, że jest pani ambitna i nie boi się pani wyzwań, to wiadomo.

Wszyscy twierdzą, że jestem uparta. Mama też często mi powtarza, że widać, że jestem Baranem. Zawsze stawiam na swoim, dążę do celu. Jeśli sobie coś postanowię, to to robię. Nie jest mi z tym źle. Uważam, że to moja mocna strona. Przydaje się w sporcie, gdy trzeba ciężko trenować, wstawać codziennie o 5.00. 

Talent plus ciężka praca przynoszą efekty: jest pani jedną z najbardziej utytułowanych pływaczek aktualnie reprezentujących Polskę.

Talent oczywiście się przydaje, ale najważniejsza jest ciężka praca. Każde zadanie na basenie staram się wykonać na maksimum swoich możliwości. Kiedy mam gorszy dzień albo trening jest bardziej wymagający niż zazwyczaj i nie jestem w stanie go zrealizować, to się na siebie wkurzam. Zawsze byłam ambitna. Miałam 100% frekwencji na treningach. Gdy w 2007 r. miałam jechać na swoje pierwsze zawody, dostałam zapalenia ucha. Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym nie wystartować. Pojechałam, a trener zakraplał mi uszy. Nigdy nie zmuszałam się do pracy, bo lubię to, co robię. Na treningu po prostu chcę wykorzystać czas, dając z siebie wszystko. Mam świadomość, że przybliża mnie to do celu.

 

Oliwia Jabłońska

Urodzona 16 kwietnia 1997 r. we Wrocławiu. Pływaczka z niepełnosprawnością, startująca w kategoriach S10 i SM10. Srebrna (100 m stylem motylkowym, Londyn 2012) oraz brązowa (100 m stylem motylkowym, Rio de Janeiro 2016 i 400 m stylem dowolnym, Tokio) medalistka igrzysk paraolimpijskich. Dwukrotna mistrzyni świata na 400 m stylem dowolnym.

Urodziła się z wadą stóp – artrogrypozą obwodową (stopą końskoszpotawą). W dzieciństwie chodziła na basen w ramach rehabilitacji. Tam zauważyła ją trenerka pływania z klubu WZSN START Wrocław i zaproponowała profesjonalne treningi.

W wieku 12 lat Oliwia Jabłońska zdobyła pierwszy medal w kategorii seniorów – brąz na letnich mistrzostwach Polski i otrzymała powołanie do młodzieżowej reprezentacji narodowej. Po roku wywalczyła sześć złotych medali mistrzostw świata juniorów. W 2011 r. zdobyła brązowy medal mistrzostw Europy seniorów na 400 m stylem dowolnym.

W paraolimpijskim debiucie na igrzyskach w Londynie w 2012 r. sięgnęła po srebrny medal na 100 m stylem motylkowym. W Rio de Janeiro w 2016 r. zdobyła brązowy medal na tym samym dystansie, a w Tokio wywalczyła brąz na 400 m stylem dowolnym.

W latach 2017 i 2019 została mistrzynią świata na 400 m stylem dowolnym. W tej konkurencji zdobyła też brązowy medal światowego czempionatu w 2015 r. W 2013 i 2015 r. sięgnęła po srebrny medal mistrzostw świata na 100 m stylem motylkowym.

Oliwia Jabłońska wywalczyła ponadto 12 medali mistrzostw Europy: dwa złote – na 100 m stylem motylkowym (2014) i 400 m stylem dowolnym (2018), sześć srebrnych – na 100 m stylem motylkowym (2016 i 2018), 200 m stylem zmiennym (2014 i 2021) i 400 m stylem

dowolnym (2014 i 2021) oraz cztery brązowe – na 100 m stylem dowolnym (2014 i 2021) i 400 m stylem dowolnym (2011 i 2016).

W 2021 r. po igrzyskach paraolimpijskich w Tokio została odznaczona Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

 

 

Oliwia Jabłońska na dystansie 100 m motylkiem podczas igrzysk paraolimpijskich w Londynie w 2012 r.

ZRÓDŁO: PAP / EPA

 

Obowiązkowość to kolejna cecha przydatna u sportowca.

Tak, choć muszę przyznać, że jestem obowiązkowa, tylko jeśli chodzi o pływanie i sportową karierę. W przypadku innych rzeczy brakuje mi tego samozaparcia. 

Czyli na przykład gdzie? 

Powiedziałabym, że w każdej innej dziedzinie (śmiech). Na studiach na Akademii Wychowania Fizycznego nigdy mi się nie spieszy, uważam, że mam dużo czasu. W domu zawsze mogę posprzątać później. Pływanie to jedyna rzecz, w której wszystko musi być na tip-top, robię to, co mam zrobić, od razu, niczego nie odkładam na ostatnią chwilę.

Jadąc do Londynu w 2012 r., miała pani zaledwie 16 lat, ale już sporo medali na koncie. Czuła się pani jak nowicjuszka czy sportsmenka zaprawiona w bojach?

Zdecydowanie jak nowicjuszka. Jechałam tam po naukę, doświadczenie, zobaczyć, jak takie igrzyska wyglądają. Mój udział w nich do samego końca był niepewny, musiałam walczyć o kwalifikację. Nikt nie stawiał na to, że zdobędę medal. Na zawodach zrobiłam bardzo duży progres: poprawiłam o 3 sek. życiówkę na 100 m w stylu motylkowym. Wyprzedziłam Francuzkę Élodie Lorandi, z którą do tej pory przegrywałam. No i zdobyłam srebro. Plan na wyścig był taki, żeby pierwsze 50 m płynąć na długich, mocnych pociągnięciach, następnie szybki nawrót i po odbiciu od ściany miałam już płynąć na maksa. W pierwszej połowie dystansu byłam piąta, w drugiej wysunęłam się na drugą pozycję. Dopłynęłam do ściany i nie wiedziałam, co się dzieje. Wszyscy zaczęli mi gratulować.

Co pani czuła, stojąc na podium? 

To było niesamowite! Stałam obok utytułowanych zawodniczek, które na swoim koncie miały już wiele olimpijskich medali. Choć wtedy jeszcze nie do końca wiedziałam, co znaczy zdobyć olimpijski medal. Dotarło to do mnie, kiedy wróciłam do domu, do Wrocławia. Zaczęły się spotkania z prezydentami, marszałkami, wywiady, zapraszano mnie na różne wydarzenia. Wówczas zrozumiałam, czym są igrzyska, jak wielką mają renomę i że to najważniejsze zawody sportowe na świecie. Dobrze, że jadąc do Londynu, nie miałam tej świadomości.

Czasem lepiej, kiedy człowiek nie wie, na co się pisze. 

Cztery lata później w Rio już tę presję odczuwałam. Miałam medal igrzysk. Wiedziałam, że dobrze byłoby poprawić wynik, albo chociaż uzyskać podobny, i wrócić z medalem.

Otylia Jędrzejczak na swoich pierwszych igrzyskach w Sydney pobiła rekord Polski na 200 m stylem motylkowym, lecz w finale była piąta. Czyli pani była lepsza… 

Wychodzi na to, że tak (śmiech). Otylia była wielką zawodniczką, bardzo ją szanuję za to, ile osiągnęła. Cieszę się, że jestem do niej porównywana. Można powiedzieć, że w tamtym momencie byłam wyżej. Ale Otylia ma złoty medal olimpijski, a ja nie. Dużo mi jeszcze brakuje.

 

Podium igrzysk paraolimpijskich w Londynie w 2012 r. w pływaniu na 100 m motylkiem. Od lewej: wicemistrzyni Oliwia Jabłońska, złota medalistka Sophie Pascoe z Nowej Zelandii i brązowa – Francuzka Élodie Lorandi.
Podium igrzysk paraolimpijskich w Londynie w 2012 r. w pływaniu na 100 m motylkiem. Od lewej: wicemistrzyni Oliwia Jabłońska, złota medalistka Sophie Pascoe z Nowej Zelandii i brązowa – Francuzka Élodie Lorandi.

ŹRÓDŁO: EMPICS SPORT / PAP

 

Jako 16-latka była pani gotowa na taki sukces? 

Myślę, że tak. Nie uderzył mi do głowy. Nie spoczęłam na laurach, nie zaczęłam gwiazdorzyć. Cieszyłam się, że ciężka praca przynosi efekty, że jestem we właściwym miejscu. W którymś wywiadzie powiedziałam, że w Rio zdobędę złoto i pokonam najlepszą zawodniczkę z Nowej Zelandii. Miałam jeszcze większą motywację, chciałam trenować i pokazywać, że jestem w tym dobra. Gdybym nie zdobyła krążka, pewnie bym się nie załamała, ale sukces upewnił mnie w tym, że pracuję z właściwymi ludźmi i wszystko idzie w dobrą stronę.

W Rio na tym samym dystansie wywalczyła pani brąz, czyli uzyskała gorszy wynik niż cztery lata wcześniej. Czuła pani niedosyt?

Igrzyska rządzą się swoimi prawami. Każdy medal to naprawdę duże osiągnięcie. Jedyny niedosyt, jaki czułam, był związany z wynikiem czasowym: popłynęłam dwadzieścia parę setnych wolniej niż w Londynie. Wydawało mi się, że jestem przygotowana na lepsze pływanie. Stres trochę mnie jednak dopadł – wiedziałam, że są wobec mnie oczekiwania, więcej rywalek pływa na tym samym poziomie co ja, więc presja była dużo większa.

Po powrocie zmieniła pani trenera i sztab szkoleniowy. Miała pani do nich żal o to, że gorzej popłynęła?

Uznałam, że chcę się rozwijać, a zmiany są dobre. Długo współpracowałam z poprzednim trenerem. Chciałam spróbować czegoś nowego, rywalizacji z zawodnikami pełnosprawnymi. Lubię się ścigać, a czasy, które osiągałam, dawały mi szansę, by zdobywać medale na mistrzostwach Polski. Stwierdziłam, że to będzie najlepsza decyzja, jaką mogę podjąć. Od 2017 r. pracuję z innym sztabem szkoleniowym. Moi obecni trenerzy też byli zawodnikami, otworzyli mi furtkę do ścigania się z pływakami pełnosprawnymi. Zrobiłam postępy na każdym dystansie. Nowe bodźce działają na mnie pozytywnie.

Jak zaczęła się pani przygoda z pływaniem?

Urodziłam się z wadą stóp, końskoszpotawością. Miałam trzy operacje: pierwszą zaraz po urodzeniu, drugą w wieku trzech lat i trzecią, gdy miałam osiem lat. Polegały ona na wydłużaniu achillesów, które były mocno przykurczone. Przez to mam zanik mięśni w łydkach, moje stopy są mniejsze i mają ograniczoną ruchomość. Lekarz stwierdził, że pływanie będzie dla mnie dobre, bo rozluźnia stopy, i mama zapisała mnie na basen. Zaczęłam pływać w wieku ośmiu lat i od razu to pokochałam. Woda to mój żywioł. Jak tylko do niej weszłam, nie chciałam wyjść. Nie mogłam się doczekać kolejnej wizyty na basenie. Szybko opanowałam wszystkie cztery style. Uczyła mnie trenerka, która pracowała w klubie START Wrocław. Zaproponowała, żebym przyszła do nich na trening.

Dla Otylii Jędrzejczak pływanie także miało być formą rehabilitacji, bo miała krzywy kręgosłup. Nierzadko stąd właśnie biorą się sukcesy wybitnych sportowców. 

Rodzice zapisują dzieci na zajęcia ze względu na różne dolegliwości, wady postawy albo dla zdrowia, raczej nie z myślą o tym, że ich dziecko pojedzie na olimpiadę. Po prostu niektóre osoby są w stanie wyciągnąć z rehabilitacji jak najwięcej dobrego. I tak rodzą się przyszli mistrzowie świata. W mojej rodzinie nie ma sportowców, więc pewnie nikt by mnie w tym kierunku nie popchnął. Można powiedzieć, że gdyby nie moja niepełnosprawność, nie trafiłabym na basen i nie dowiedziała się, że jestem w stanie tak dobrze pływać.

Podobno najtrudniejszy styl to żabka. Rozalia Kajzer z Giszowca, przedwojenna pływaczka, olimpijka z Amsterdamu z 1928 r., większość swoich zwycięstw odniosła, pływając właśnie żabką. 

Są osoby, które pływają żabą, ale bardzo często mają problemy z innymi stylami. Śmiejemy się, że żabkarze to wyjątkowi ludzie. Do tego trzeba być stworzonym. To specyficzny styl, najtrudniejszy pod względem technicznym. Ważne jest idealne ułożenie rąk, tułowia, kolan, stóp. Każdy element odgrywa istotną rolę, by pływanie było efektywne. Niektórzy kopią i płyną żabą 1 m do przodu, inni – 3 m. Mój trener był żabkarzem. Może i ja byłabym dobrą żabkarką, gdybym miała normalne kopnięcie? Trudno mi się nią pływa, bo nie mam pełnej ruchomości w stopach. Za to nie mam problemu z delfinem, który dla wielu innych zawodników jest trudnym stylem.

 

Oliwia Jabłońska na igrzyskach paraolimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 r.

Oliwia Jabłońska na igrzyskach paraolimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 r.

FOT. ADAM NURKIEWICZ / FORUM

 

Polacy długo nie mogli startować w zawodach sportowych pod biało-czerwoną flagą. Sukcesy Rozalii były tym cenniejsze, że przypadły w czasie, kiedy Polska dopiero wróciła na mapę świata. Czy dla pani sport jest formą wyrażania uczuć patriotycznych?

Na pewno tak. Gdy stoję na najwyższym podium i słyszę hymn Polski, czuję się dumna z tego, że mogę go zaśpiewać. Wiele osób na mnie liczy, ogląda moje starty, kibicuje mi, chce, żebym zdobyła medal. Wiem, że moje sukcesy to nie tylko moja zasługa. Gdyby nie praca trenera, fizjoterapeuty, dietetyka, psychologa, dużo trudniej byłoby mi osiągnąć to, co osiągnęłam. Byłoby to wręcz niemożliwe.

Kajzer pracowała jako telefonistka w kopalni, pracodawcy nie interesowała jej sportowa kariera. Pani łączy pływanie z nauką na AWF-ie we Wrocławiu.

Wielu sportowców i dziś tak robi. To uciążliwe, bo nie mogą skupić się na sporcie, ich uwaga ucieka w stronę pracy. Są zmęczeni na treningu, a to nie wpływa dobrze na rozwój kariery. Ale jeśli nie ma innej możliwości, trzeba to jakoś godzić. Ja na razie jeszcze się uczę. Pływam dwa razy dziennie: rano od 6.00 do 8.00 i po południu od 15.00 do 17.00. Dodatkowo dwa razy w tygodniu mam trening na siłowni. To dość męczące, dlatego na drugim roku zdecydowałam się rozłożyć naukę na dwa lata. Miałam mniej przedmiotów, a co za tym idzie – więcej czasu na regenerację pomiędzy treningami. Uczelnia wspiera moją karierę i wiem, że mogę na tych ludzi liczyć. Bywa ciężko, ale jeśli ktoś jest zdeterminowany, to nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.

Trenuje pani od dzieciństwa. Czy przy takim trybie życia zostaje choć trochę czasu na zabawę, znajomych? Nie ma pani poczucia, że coś panią omija?

Jedyne dni, kiedy mam siłę wyjść ze znajomymi, to weekendy. O ile nie mam żadnych zawodów. No i wakacje, już po sezonie. Trochę mi tego życia towarzyskiego brakuje, ale jestem przyzwyczajona, funkcjonuję tak od dzieciństwa. Poza tym wiem, że czas na spotkania ze znajomymi jeszcze będzie. Poprzedni rok, po igrzyskach, był trochę luźniejszy. Chciałam odpocząć od reżimu treningowego, mniej pływałam, nadrobiłam relacje towarzyskie, zrelaksowałam się. W następny sezon mogę wejść pełną parą.

 

Oliwia Jabłońska w finale w pływaniu 100 m stylem motylkowym podczas pływackich mistrzostw Starego Kontynentu w Dublinie w 2018 r.

Oliwia Jabłońska w finale w pływaniu 100 m stylem motylkowym podczas pływackich mistrzostw Starego Kontynentu w Dublinie w 2018 r.

FOT. BARTŁOMIEJ ZBOROWSKI / PAP

 

Agnieszka Czopek zdobyła pierwszy olimpijski medal w historii polskiego pływania. Do Moskwy w 1980 r. jechała po ostrym zapaleniu zatok, miała trzymiesięczną przerwę w treningach, przez co straciła czucie i noszenie. Pani w lockdownie też miała długą przerwę. 

Z dnia na dzień zostaliśmy bez wody, co niekorzystnie wpłynęło na mój organizm. Woda nie jest naszym naturalnym środowiskiem, dlatego systematyczność ma tak duże znaczenie. Trenując regularnie, zachowujemy czucie wody i noszenie. Czucie polega na tym, że w czasie jednego cyklu, czyli pociągnięcia ręką pod wodą, możemy przepłynąć większą odległość. Noszenie sprawia, że woda sama nas unosi, biodra automatycznie idą do góry. Dużo łatwiej to uzyskać, kiedy jesteśmy zrelaksowani, niż kiedy mamy ciężki trening i jesteśmy zmęczeni. Niedziela to mój jedyny wolny dzień w tygodniu i zawsze gdy wchodzę do wody w poniedziałek, czuję, że miałam przerwę. W lockdownie nie pływałam przez 10 tygodni, trenowałam na sucho. Miałam wypożyczony sprzęt z AWF-u i centrum fitness: ergometr wioślarski, rowerek, sztangę, ciężarki. Robiłam trening wydolnościowy i siłowy. A mimo wszystko kondycja gdzieś mi uciekła.

Przesunięcie igrzysk okazało się dla pani szczęśliwe.

Tak, bo inaczej nie mogłabym się przygotować. Gdy w końcu lockdown się skończył i wróciłam do wody, miałam wrażenie, że pływam w kisielu. Nie było ani noszenia, ani czucia. Musiałam włożyć ogrom pracy w to, by wrócić na właściwe tory, zgubić nadprogramowe kilogramy. W Tokio chciałam się pokazać z jak najlepszej strony. Dwa lata wcześniej, na mistrzostwach świata, pierwszy raz wygrałam z moją największą rywalką na dystansie 400 m kraulem. Liczyłam, że uda mi się ją pokonać również w Tokio i że zdobędę medal. W dniu startu nie miałam eliminacji, byłam od razu w finale, więc rano mogłam się wyspać. Poszłam na spacer, żeby się dotlenić, posłuchać muzyki, skupić się na sobie. Później był obiad, a po obiedzie wyruszyliśmy na basen – dużo wcześniej, żeby zrobić wszystko na spokojnie, z niczym się nie spieszyć. Przed startem wykonałam rozgrzewkę, zawsze płynę to samo zadanie. Daje mi to poczucie kontroli, pewność, że jestem gotowa do wyścigu. Włożyłam skórę…

Co pani włożyła?

Strój startowy. Nazywamy go potocznie skórą, bo jest bardzo obcisły i przylegający do ciała. Jak druga skóra. Musi taki być, żeby nie dostawały się pod niego woda ani powietrze, bo to spowalnia zawodnika, stanowi dodatkowy opór.

Alina Wojtowicz-Pomierna tak wspominała swoje pierwsze igrzyska paraolimpijskie: „My, pływacy, nie mieliśmy kostiumów kąpielowych. Ja miałam wełniany kostium po swojej mamie – jak nasiąkł wodą, to od razu człowiek z cztery kilogramy więcej miał na sobie”. Czy dziś strój może zdecydować o zwycięstwie, jak w przypadku skoczków narciarskich?

Do niedawna stroje mogły być zabudowane od kostek do dłoni. I wtedy rzeczywiście wszyscy mówili, że pływacy biją się na to, kto ma lepszą skórę, a nie kto lepiej pływa. To się nawet nazywało „skóra rekina” – bo taki strój dodawał prędkości, unosił. Od 2008 r. wprowadzono zmiany: ujednolicono kwestię kroju, materiałów, z których jest wykonany strój, ustalono, że może być zabudowany maksymalnie do kolan i ma się kończyć na barkach. Wszystkie skóry muszą być zatwierdzone przez Światową Federację Pływacką, więc nikt nie ma forów. Szanse są równe.

W Tokio na swoim koronnym dystansie – 100 m delfinem – była pani piąta.

Odkąd zmieniłam trenera, przestawiłam się na 400 m. Chciałam odpocząć od motyla, bo trochę stanęłam w miejscu. Popłynęłam z czasem, z jakim pływałam w sezonie, co dało mi piąte miejsce. Nie najgorsze, chociaż na poprzednich igrzyskach zdobyłam medal. Ale do Tokio szykowałam się na kraula.

 

Medalistki igrzysk olimpijskich w Tokio w pływaniu na dystansie 400 m stylem dowolnym. Od prawej: Oliwia Jabłońska, Kanadyjka Aurélie Rivard i Węgierka Bianka Pap.

FOT. YOMIURI SHIMBUN VIA AP IMAGES / EAST NEWS

 

Wyścig na 400 m stylem dowolnym rozpoczęła pani na czwartym miejscu, lecz szybko odrobiła pani straty do podium.

Moja największa rywalka od razu mi uciekła. Była niesamowicie przygotowana do zawodów, pobiła rekord świata o 5 sek. Płynęłam równo z Węgierką, reszta za nami – i tak przez cały wyścig. Cieszyłam się, że udało mi się zdobyć brąz. Choć gdybym płynęła z czasem na poziomie mojego rekordu życiowego, miałabym srebro.

Do kolekcji olimpijskich medali brakuje pani już tylko złota. Agnieszka Czopek twierdziła, że istnieje zwycięstwo bez medalu. Najważniejsze to zrealizowanie celu i sprawienie radości osobom, które na ciebie liczą.

Dokładnie tak! Najważniejsze jest to, co ja czuję podczas wyścigu, co czują mój sztab szkoleniowy i najbliższe mi osoby. A wszyscy byliśmy zadowoleni z tego, co osiągnęłam na igrzyskach. Tego dnia popłynęłam na tyle, na ile było mnie stać. Zrobiłam, co mogłam, dałam z siebie wszystko. Miałam czas, który zapewnił mi brązowy medal. Trochę jestem zła, że sama na siebie narzuciłam presję. Mówiłam w wywiadach, że jadę do Tokio po złoto, i to też mogło mnie sparaliżować na starcie. Wyciągnęłam wnioski. Jadąc do Paryża, nie popełnię tego błędu.

Igrzyska to dla wszystkich sportowców największe święto. Niestety w Tokio pandemia zabiła atmosferę powszechnej radości…

Nie byłam na to przygotowana. Te wszystkie covidowe zasady: maseczki na twarzach, rękawiczki, w których musieliśmy nakładać sobie jedzenie, pleksa oddzielająca nas podczas posiłków… Wydaje mi się, że aż takie obostrzenia nie były konieczne, biorąc pod uwagę, że codziennie każdego z nas testowano na COVID. To wszystko trochę rozpraszało, odciągało uwagę od startu. Sama wioska była bardzo rozbudowana i przejście z jednego końca na drugi zajmowało sporo czasu. Była też najmniej zielona ze wszystkich, jakie do tej pory widziałam. Dużo betonowych budynków i koniec.

Zwiedzanie także nie wchodziło w rachubę. 

Po swoim starcie mieliśmy 48 godzin na to, by wylecieć z Japonii. Na innych olimpiadach zawsze było kilka dni, żeby pochodzić po mieście. W Rio zwiedzaliśmy plażę Copacabana, byliśmy pod statuą Jezusa, jechaliśmy drogą, gdzie po jednej stronie było zwyczajne miasteczko, a po drugiej – fawele. Te kontrasty najbardziej utkwiły mi w głowie. Jedno miasto, w którym część osób żyje normalnie, a część – w skrajnej biedzie.

„Ból jest stanem przejściowym. Duma pozostaje na zawsze” – to pani motto. Często boli?

W okresie bezpośrednich przygotowań do startów tych mocnych treningów jest bardzo dużo. Żeby iść do przodu, trzeba przekraczać własne granice. Wtedy boli. Ale potrafię sobie wyobrazić uczucia, które będą mi towarzyszyć po przepłynięciu zadania: dumę z tego, że dałam radę, zadowolenie z siebie. Ból to nagroda za dobrze wykonaną pracę.

Dawniej panowało przekonanie, że na treningu im więcej – podniesionych kilogramów, przepłyniętych basenów, przebiegniętych kilometrów – tym lepiej. Na zawodników nakładano zbyt duże obciążenia. Agnieszka Czopek zakończyła karierę w wieku 20 lat, bo jej organizm nie wytrzymał. 

Ufam swoim trenerom. Wiem, że dobrze mnie znają i wiedzą, kiedy nie mogę naprawdę, a kiedy tak mi się wydaje, bo mam gorszy dzień. Potrafią to wyczuć i rozpisać prawidłowy trening: dobrać jego intensywność, długość, liczbę serii i powtórzeń. Nigdy się na nich nie zawiodłam. Nigdy się nie przetrenowałam. Choć ja akurat wolę dłuższe zadania, niż gdybym miała spędzić w wodzie tyle samo czasu, a przepłynąć mniej kilometrów. Zmęczony organizm się buntuje, mówi, że już nie może. Klucz do sukcesu to rozpoznać, czy tak jest faktycznie, czy się nam tylko wydaje.

W latach 80. nie do pokonania były pływaczki z NRD. Domyślano się, że stosują doping, bo miały męską budowę ciała i niskie głosy. Zapytany o to trener ich reprezentacji odpowiedział, że przyjechały na igrzyska pływać, a nie śpiewać. Czy doping jest obecny również w sporcie paraolimpijskim?

Niestety tak. Spotkaliśmy się z tym choćby na paraigrzyskach w Tokio: nasi kolarze musieli oddać medal, gdy wyszło na jaw, że stosowali zakazane środki. Takie osoby nie powinny brać udziału w zawodach ani być poważnie traktowane. Jestem za czystym sportem. Bardzo się cieszę, że istnieje program antydopingowy ADAMS, który cały czas nas śledzi, monitoruje. W każdym momencie do domu najlepszych zawodników może wpaść niezapowiedziana kontrola na badanie krwi i moczu. To dobrze, bo człowiek ma świadomość, że nie jest bezkarny. Nie rozumiem osób, które próbują oszukiwać i później jeszcze twierdzą, że są najlepsze. Zastanawia mnie: czy one naprawdę w to wierzą i mają satysfakcję z takiego zwycięstwa?

Dla Barbary Kopyckiej, parapływaczki startującej na igrzyskach w Heidelbergu w 1972 r., sport był źródłem odwagi. Dawał jej poczucie, że nie potrzebuje stałej opieki, pozwolił lepiej odnaleźć się w świecie. Co sport dał pani?

Trenując pływanie, nie mogłam ukrywać swoich nóg. Wiele osób widziało mnie na basenie w stroju kąpielowym. Dla nich to, że mam chudsze łydki, mniejsze stopy, było normalne. Dzięki temu, że ludzie wokół nie mieli z tym problemu, mnie też łatwiej było to zaakceptować. Osobom z niepełnosprawnością trudniej jest się zaaklimatyzować wśród zdrowych rówieśników. Pływanie dało mi pewność siebie i poczucie, że jestem normalnym człowiekiem. W szkole brałam udział w lekcjach WF-u, nie wstydziłam się.

Kiedy zaczęłam osiągać sukcesy, miałam spotkania z ważnymi osobami, nie mogłam zamknąć się w sobie. Musiałam wyjść z domu, rozmawiać z ludźmi, funkcjonować w różnych środowiskach. Jeździłam na zgrupowania, zawody. Wyrobiłam sobie mnóstwo kontaktów. Dziś w każdym większym mieście w Polsce mam znajomych, do których mogę wpaść na kawę, pogadać. Jestem otwarta, odważniejsza, wytrwała. Nie boję się wyzwań, podejmuję je. Mam poczucie, że poradzę sobie w każdej sytuacji.

Ma pani jasno wyznaczone priorytety i cele, jest pani konsekwentna i zdeterminowana. Nie miewa pani chwil zwątpienia, kryzysów?

Jestem tylko człowiekiem, więc takie chwile się zdarzają – najczęściej gdy jestem przemęczona treningami, rannym wstawaniem, całą tą monotonią, tym, że każdy mój dzień wygląda tak samo. Ale wtedy wracam myślami do swoich sukcesów, przypominam sobie, jakie to uczucie stać na podium. To pozwala mi się otrząsnąć i zmotywować do zostania w sporcie. Wiem, że takie okresy mijają, że to chwilowe. Najważniejsze to zachować rutynę i robić to, co się robiło do tej pory: wstawać, trenować, chodzić na uczelnię. Wystarczy przezwyciężyć słabszy moment, bo zaraz znowu będzie dobrze.

Polska nie ma zbyt wielu sukcesów olimpijskich w pływaniu. Są pojedyncze medale: Agnieszki Czopek w Moskwie, Artura Wojdata w Seulu i Rafała Szukały w Barcelonie, oczywiście Otylii, no i teraz pani. Z czego to wynika?

Problem nie tkwi w trenerach. Jest paru, którzy są dobrzy, cały czas się szkolą, mają kontakt z trenerami ze Stanów, Australii, całego świata. Otwierają sobie furtkę, by nauczyć się jak najwięcej. Pływanie to trudna dyscyplina, panuje w niej duża rywalizacja. Trzeba trenować regularnie. Nie wiem, czy istnieje drugi sport wymagający w sezonie dwóch treningów dziennie. Do tego dochodzi trening siłowy. Są młodzi zawodnicy, którzy chcieliby zdobywać medale igrzysk, ale praca, jaką należy włożyć w przygotowania, chyba trochę ich przeraża, nie są do końca gotowi, żeby aż tak się poświęcać.

Przeciętny człowiek opóźnia moment zanurzenia się w wodzie, bo mokro, zimno… Jak to jest w przypadku zawodowego pływaka?

Kiedy już jestem na basenie, gotowa do treningu, to wskakuję do wody i płynę. Im dłużej się zastanawiam, tym więcej czasu tracę. Szybciej wskoczę, to szybciej skończę trening i będę mogła iść do domu. Gdy trenuję sama, nie ma tego problemu, bo nie mam z kim się nad tym zastanawiać (śmiech). Ale kiedy pływałam w grupie treningowej, zdarzały się takie dni, że staliśmy nad wodą i zastanawialiśmy się, czy wejść do niej, czy nie. Najpierw jedna noga, później druga…

 

Od lewej: prezes PKOl Andrzej Kraśnicki, prezes Europejskich Komitetów Olimpijskich Janez Kocijančič, biegaczka Sofia Ennaoui, pływaczka Oliwia Jabłońska oraz rektor AWF Andrzej Rokita podczas inauguracji roku akademickiego na wrocławskiej Akademii Wychowania Fizycznego. Podczas uroczystości prezes Andrzej Kraśnicki odebrał tytuł doktora honoris causa wrocławskiej AWF. 27 września 2019 r.

FOT. SEBASTIAN BOROWSKI / PAP

 

Podobno najbardziej nie cierpi pani… rodzynek w serniku. Dlaczego? 

Nie smakują mi, po prostu przeszkadzają. Kiedy mama piecze ciasto i chce wrzucić rodzynki, to drugi sernik robi specjalnie dla mnie.

A jeśli już te rodzynki są, to je pani wydłubuje, czy w ogóle nie rusza sernika?

Zależy, jak bardzo mam na niego ochotę!

Kim jesteśmy

PROJEKT INSTYTUTU ŁUKASIEWICZA

TEAM100. Olimpijskie opowieści z Tokio i Pekinu

Team100 to program mający na celu wspieranie młodych, utalentowanych sportowców – poprzez dodatkowe stypendia, które pozwalają im łączyć sport z nauką i podnoszeniem kwalifikacji zawodowych. Tylko w ciągu pierwszych czterech lat – od 2017 do 2021 r. – programem zostało objętych 430 zawodników reprezentujących sporty olimpijskie i paraolimpijskie. W sumie w tamtym czasie zdobyli oni aż 574 medale na imprezach w randze mistrzostw Europy i mistrzostw świata. Od 1 stycznia 2022 r. program ma formę stypendiów przyznawanych i finansowanych przez Ministerstwo Sportu i Turystyki. Publikacja Instytutu Łukasiewicza zawiera 16 historii beneficjentów programu Team100. Mistrzowie olimpijscy i paraolimpijscy oraz medaliści z Tokio; zawodnicy, którym w Pekinie do podium zabrakło bardzo niewiele – wszyscy opowiadają o swojej sportowej drodze, najwspanialszych i najtrudniejszych chwilach.

  • Poruszające rozmowy z wybitnymi reprezentantami Polski
  • Ponad 120 zdjęć z igrzysk i innych imprez
  • Wiele historycznych odniesień do najwspanialszych chwil i postaci w dziejach polskiego sportu

Bezpłatne egzemplarze książki trafią do ponad dwustu szkół i klubów sportowych w całej Polsce. Publikacja jest współfinansowana ze środków Ministerstwa Sportu i Turystyki.

16 WSPANIAŁYCH

Poznaj historie olimpijczyków i paraolimpijczyków z ostatnich igrzysk

Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020   Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020

Najdziwniejsze igrzyska

Letnie igrzyska olimpijskie w Tokio 2020

Natalia Kaczmarek Natalia Kaczmarek

Nie jestem zafiksowana na tym, by dogonić Szewińską. Po prostu robię swoje

Natalia Kaczmarek

Złota medalistka z Tokio w sztafecie mieszanej i zdobywczyni srebrnego medalu w sztafecie żeńskiej

Patryk Dobek Patryk Dobek

Za metą przemknęło mi przez głowę: niemożliwe, żeby to było takie proste

Patryk Dobek

Rozmowa z Patrykiem Dobkiem, olimpijczykiem z Tokio, zdobywcą brązowego medalu w biegu na 800 m

Kajetan Duszyński Kajetan Duszyński

Sport to luksus, na który możemy sobie pozwalać w czasach pokoju

Kajetan Duszyński

Rozmowa z Kajetanem Duszyńskim, złotym medalistą z Tokio w sztafecie mieszanej 4 × 400 m

Dariusz Kowaluk Dariusz Kowaluk

Sportowiec od 400 boleści

Dariusz Kowaluk

Historia Dariusza Kowaluka, mistrza olimpijskiego w sztafecie mieszanej 4 × 400 m z Tokio

Anna Puławska Anna Puławska

Jeśli w Paryżu uda mi się zdobyć złoto, będę mogła odłożyć wiosła i powiedzieć, że jestem spełniona

Anna Puławska

Rozmowa z Anną Puławską, srebrną i brązową medalistką olimpijską z Tokio, dwukrotną mistrzynią świata i trzykrotną mistrzynią Europy z 2022 r.

Justyna Iskrzycka Justyna Iskrzycka

Szczęście sprzyja odważnym. Ale najważniejsze są umiejętności i forma sportowa

Justyna Iskrzycka

Rozmowa z Justyną Iskrzycką, brązową medalistką olimpijską z Tokio, mistrzynią Europy z 2018 r.

Helena Wiśniewska Helena Wiśniewska

Większość sportowców może tylko pomarzyć, żeby być na igrzyskach. A ja przywiozłam do Polski medal

Helena Wiśniewska

Rozmowa z Heleną Wiśniewską, brązową medalistką olimpijską z Tokio, zdobywczynią dwóch brązowych medali mistrzostw świata (2018 i 2019)

Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020 Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020

Mieszanka obaw i nadziei

Letnie igrzyska paraolimpijskie w Tokio 2020

Marzena Ziemba Marzena Ziemba

Trzeba przekraczać własne ograniczenia

Marzena Ziemba

Rozmowa z Marzeną Ziębą, srebrną (Rio de Janeiro 2016) i brązową (Tokio) medalistką igrzysk paraolimpijskich w podnoszeniu ciężarów (+86 kg)

Maciej Lepiato Maciej Lepiato

Raz na cztery lata o danej godzinie musi się zgrać wszystko

Maciej Lepiato

Rozmowa z Maciejem Lepiato, skoczkiem wzwyż, zdobywcą złotych medali w Londynie (2012) i Rio de Janeiro (2016) oraz brązowego medalu w Tokio, czterokrotnym mistrzem świata

Karolina Kucharczyk Karolina Kucharczyk

Chcę pokazać, że istnieje paraolimpijka, która dorównuje zdrowym zawodniczkom

Karolina Kucharczyk

Rozmowa z Karoliną Kucharczyk, dwukrotną mistrzynią paraolimpijską w skoku w dal – z Londynu (2012) i Tokio, srebrną medalistką z Rio de Janeiro (2016)

Barbara Bieganowska-Zając Barbara Bieganowska-Zając

Każdy może założyć adidasy i się wykazać. Albo zrobić coś innego, żeby mu w życiu było lepiej

Barbara Bieganowska-Zając

Rozmowa z Barbarą Bieganowską-Zając, czterokrotną mistrzynią paraolimpijską: w biegach na 800 m z Sydney (2000) oraz na 1500 m z Londynu (2012), Rio de Janeiro (2016) i Tokio

Adrian Castro Adrian Castro

Nieważne, czy gram w chińczyka, z kolegą na konsoli, czy rywalizuję w sporcie – zawsze idę na maksa

Adrian Castro

Rozmowa z Adrianem Castro, srebrnym (Tokio) i brązowym (Rio de Janeiro 2016) medalistą paraolimpijskim w szermierce

Michał Derus Michał Derus

„Emeryt”, który został mistrzem olimpijskim

Michał Derus

Historia Michała Derusa, dwukrotnego srebrnego medalisty paraolimpijskiego w biegu na 100 m z Rio de Janeiro (2016) i Tokio

Oliwia Jabłońska Oliwia Jabłońska

Wystarczy przezwyciężyć słabszy moment, bo zaraz znowu będzie dobrze

Oliwia Jabłońska

Rozmowa z Oliwią Jabłońską, srebrną (Londyn 2012) oraz brązową (Rio de Janeiro 2016 i Tokio) medalistką paraolimpijską w pływaniu

Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022 Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022

Wymazy, bojkot i kontrowersje

Zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie 2022

Piotr Michalski Piotr Michalski

Teraz widzę, że sportowe życie mimo wszystko jest czymś przyjemnym i innym

Piotr Michalski

Rozmowa z Piotrem Michalskim, łyżwiarzem szybkim, olimpijczykiem z Pjongczangu (2018) i Pekinu, mistrzem Europy (2022) na 500 m

Natalia Maliszewska Natalia Maliszewska

Jechałam do Pekinu spełnić marzenia. To była kwestia wykonania swojej roboty

Natalia Maliszewska

Rozmowa z Natalią Maliszewską, olimpijką z Pjongczangu (2018) i Pekinu, łyżwiarką szybką specjalizującą się w short tracku, mistrzynią Europy z 2019 r. i zdobywczynią Pucharu Świata na 500 m w sezonie 2018/2019